Uroczy, zabawny, błyskotliwy? Kim tak naprawdę jest facet, który rzucił Wojciechowską tuż po ślubie

Alicja Cembrowska
Najpierw zrobiło się o nim głośno – bo pokazywał przed kamerą coś, czego w polskiej telewizji jeszcze nie było; potem głośniej – bo związał się z kobietą, którą zna i uwielbia połowa Polaków; najgłośniej jednak jest teraz – gdy ze wspomnianą kobietą się rozstał i... zniknął.
Przemek Kossakowski dostał Telekamerę w 2021 roku za program "Down The Road" Zrzut z ekranu/instagram.com/przekossakowski
– Myślę, że jestem telewizyjną osobliwością – odpowiada Przemysław Kossakowski w jednym z wywiadów na pytanie, za kogo tak naprawdę się uważa. Trudno się z nim nie zgodzić. Ścieżka jego kariery o lata świetlne odbiega od ścieżek najbardziej znanych z telewizji twarzy. Uważany jest za fenomen. Pojawił się nagle. Jakby znikąd.

Tak głośno o nim jeszcze nie było. Do 15 lipca 2021 roku o Przemku Kossakowskim trudno było znaleźć negatywny komentarz. Pod wywiadami z nim zachwyty, gratulacje i niedowierzanie – bo jak można robić tak szalone rzeczy i tak spokojnie o nich mówić. Przemek wygląda na oazę spokoju.


Mówi pięknie. Jakby wcześniej przygotowywał swoje kwestie. Jest uroczy, zabawny, błyskotliwy, uprzejmy, inteligentny, wzbudza zaufanie – tak piszą fani. Jest dobrym rozmówcą, bo nie tylko ma co mówić, ale nadaje temu przy okazji niezwykłą formę. W jednym z wywiadów sam przyznał: "Jest we mnie coś ujmującego, nie potrafię powiedzieć co, dobrze opowiadam, coś we mnie jest, co powoduje, że ludzie wierzą mi, kiedy opowiadam o tym, co czuję. Muszę mieć jakiś rodzaj czaru".

– Nie da się przejrzeć rozmówcy podczas jednego wywiadu, zwłaszcza telefonicznego, a już na pewno nie takiego, który ma czas w sobotę rano, a głównym tematem rozmowy jest praca. Można jednak "odnieść wrażenie". Wrażenie, jakie ja odniosłam o Przemku, było takie, że rozmawiam z kimś na 100 procent zaangażowanym w to, co robi – mówi mi znajoma dziennikarka.

Kariera po 40.

W telewizji pojawia się nagle, właściwie wprost z urzędu pracy. Na karku ma czterdziestkę, rozstanie z żoną i wielki worek doświadczeń zawodowych, wśród których nie ma pracy w telewizji. Niestety, a może właśnie stety wcześniej nie wpadł na pomysł, by spróbować swoich sił przed kamerą. Niestety, bo późno rozwinął skrzydła. Stety, bo może dlatego jest tak dobry. Jeden telefon. To Lidia Kazen, którą wcześniej poznał przez znajomego. Nie miał pracy, a nagle szefowa stacji TTV dzwoni z propozycją. Tylko głupi by nie brał. Kilka lat później niektórzy dopatrzą się w tym frustracji, uznają, że Przemek był tak zdesperowany, że nawet dał się zakopać żywcem. A on powie: "To Lidka mnie wymyśliła". Dla niego ten jeden telefon i intuicja przyszłej szefowej, okazały się pierwszym krokiem do sukcesu. Zaczyna pracę w stacji jako dokumentalista. Nie ma doświadczenia, ale jak sam przyznaje "dokumentalistą był fantastycznym". Ma nagrywać uzdrowicieli podczas pracy. Gdy ci akurat nie mają pacjentów, zgadza się, by to na nim wykonywali rytuały. Nie boi się. Brak strachu się opłacił.

Za chwilę, a jest 2012 rok, rusza z programem "Szósty zmysł". Strzał w dziesiątkę. Ludzie kochają patrzeć na strach i niepewność. I na faceta w wieku dojrzałym, a nie podlotka, który wysłuchuje wróżb, poddaje się dziwnym zabiegom, szczerze opowiada, co czuje, gdy samozwańczy szaman odprawia nad nim rytuał lub szeptucha rzuca urok.
Może pomaga mu to, że jest agnostykiem. Nigdy nie powiedział wprost, czy wierzy, czy nie wierzy w to, co mogli oglądać widzowie. Gdy ktoś pyta, dyplomatycznie rozprawia o szacunku do inności, chęci poznawania i słuchania, nieocenianiu, a doświadczaniu. Tym jeszcze bardziej skrada serca. Jest nie tylko odważny, nieustraszony i szalony. Wydaje się wrażliwy, wyrozumiały i bardzo ciepły. I nie gwiazdorzy. Jest skromny. Ludzie to kupują.

Wydaje się, że ci, którzy teraz, po rozstaniu z Wojciechowską, doszukują się w Kossakowskim "chłodu, niedojrzałości i cech narcystycznych" musieli się bardzo postarać. Po pierwsze dlatego, że dziennikarz w świecie medialnym istnieje od niecałych 10 lat, po drugie dlatego, że w wywiadach mówi głównie o pracy, a o wielu szczegółach z życia osobistego milczy, po trzecie – bo gdy już zdecyduje się na rozmowę, to wypada świetnie. Z tym swoim ciepłym, spokojnym głosem i uśmiechem, który zdradza, że gdzieś tam czai się nieśmiałość z dzieciństwa.
Jeżeli to poza, rola, wykreowany wizerunek to do talentów i umiejętności tego dziennikarza należy dopisać "wybitne aktorstwo".

Długą drogę jednak musiał przejść szalony Przemek, "Przemek wariat", jak nazwała go Martyna Wojciechowska, by zaczęło przyglądać mu się pół Polski, a na Instagramie ponad 600 tys. osób.

Mały, nieśmiały Przemek

Urodził się wiosną – 14 kwietnia 1972. Jego miastem rodzinnym jest Częstochowa i minie wiele lat, zanim zdecyduje się ją opuścić. Na zdjęciu, które jego mama Anna pokazuje w programie "Uwaga! TVN" widać ślicznego chłopczyka, który "jeszcze nie wie, czy się śmiać, czy płakać". Anna Winnicka wspomina: "Jaki to był leniwy człowiek, nie chciał jeść". Gdy inne dzieci po urodzeniu przyklejają się do maminych piersi, Przemek woli spać.

Początkowo nic nie zapowiada, że chłopiec wyrośnie na jednego z najbardziej aktywnych Polaków – regularnie biega, lubi pływać, trenuje z ketlami w domu, ważne miejsce w jego życiu zajmuje brazylijskie ju-jitsu. Kossakowski przyznaje jednak w rozmowie z Szymonem Majewskim, że był dzieckiem "strasznie otyłym". Był nawet moment, że lekarz zabronił mu chodzić, bojąc się, że z powodu masy dorobi się wad postawy. Zalecił leżenie. Więc Przemek leży. Przeleżał dużo czasu i bardzo mu to odpowiadało. Wychowuje go mama i babcia, dwie mocne osobowości. Kolejną kobietą w domu jest młodsza o dwa lata siostra. O mamie dziennikarz mówi w każdym wywiadzie, czuć, że są blisko, chociaż Przemek dał jej popalić. "Moja mama była bardzo zdewastowana moim życiem", przyznaje, że do "40. roku życia nie miała powodów, by się nim chwalić". A potem telefon z telewizji, sukces, sława. Mama puchnie z dumy, chociaż początkowo trudno jej w to uwierzyć. Syn zawsze uprzedza ją, których odcinków programów z jego udziałem nie powinna oglądać.

To również mama zdradziła Kubie Wojewódzkiemu, że Przemek miał problemy z nawiązywaniem znajomości z koleżankami. Skonfrontowany z tą informacją podróżnik, przyznaje, że był nieśmiały. Śmieje się, gdy pada sugestia, że jest maminsynkiem, jak Wojewódzki i Kędzierski, którzy z nim rozmawiają.

Brak pomysłu na życie

Młodość Przemysława zdaje się klasyczną opowieścią o młodości: szczęśliwe dzieciństwo, nastoletni bunt i brak pewności, co tak naprawdę można robić w życiu.

Dzieciństwo spędza w Częstochowie, czasem wyjeżdża do babci pod Warszawę albo do rodziny na wieś. Bardzo dobrze wspomina ten czas. W rozmowie z Dominiką Kasińską, uczestniczką pierwszego sezonu "Down The Road", programu, który wpłynie na dziennikarza bardziej, niż się spodziewa, mówi o szlajaniu się z kolegami po budowach i pustostanach. Raz nadziewa się na pręt zbrojeniowy i rozcina łuk brwiowy. Będzie to jedna z pierwszych, jakże licznych, blizn na jego ciele, które z czasem zaczną rywalizować z tatuażami o miejsce na skórze. Przemek pierwszy raz widzi swoją krew. Wygląda spektakularnie.

Płacze dopiero w domu, widząc jak mama, nie mając świadomości, że nie wydarzyło się nic bardzo złego, zalewa się łzami. Pytany o pierwsze wspomnienie, mówi o tym, jak chodził z mamą lub tatą na przystanek. Mieszkają kawałek od centrum, a to właśnie tam jest jego przedszkole, trzeba podjechać tramwajem. Raz lakonicznie zdradza, że "po ojcu ma spokój i umiejętność porozumiewania się z drugim człowiekiem", więcej o tacie nie mówi. Zmarł i Przemek woli rozmawiać o mamie, po której ma rock and rolla. Może to pokłosie jego ulubionej zabawy z dzieciństwa? Zabawy w chowanego. Ma kilka tematów, które poukrywał w różnych zakamarkach i nie ma wywiadu, w którym zdecydowałby się na uchylenie rąbka tajemnicy.

A szkoła? W rozmowie z uczestnikami programu "Down The Road" Przemek wyznaje, że "nie radził sobie z lekcjami, a z matematyką szczególnie". Nie lubi również śpiewać. Nie ma słuchu i potwornie wstydzi się śpiewania przed szkolną grupą. Teraz żartuje, że jego ulubioną pieśnią, ale i tak śpiewaną tylko w grupie, jest "Sto lat".

Muzyka jednak jest w jego życiu ważna. To ona też staje się narzędziem do komunikowania swojego buntu. Szczególnie przemawiają do niego mocne, ciężkie, heavy metalowe brzmienia. Zostało mu to dziś.

Jako młody, 17-18-letni chłopak, czuje, że jest inny, że musi buntować się przeciwko światowi dorosłych. Na plecy zarzuca kurtkę z naszywką Mettaliki, zapuszcza włosy. Gdy mama każe mu wrócić do domu wcześniej, mówi, że nie wróci. Słyszy, że dobrze, zatem ma nie wracać w ogóle. Wszyscy wiedzą, że mamy nie mówią takich rzeczy poważnie. Zapewne wie i Przemek, ale i tak nie wraca. Kilka dni nie pojawia się w domu.

Czas nastoletni wspomina jako "szarość". Mówi, że wtedy nie było kolorów. Był Jarocin, bunt i "czarna" muzyka. Pamięta jednak piękny zapach, gdy w pierwszej klasie liceum odprowadzał do domu swoją pierwszą miłość. Była wiosna, a rośliny zalały miasto cudnym aromatem, który sprzyja zakochiwaniu się.

Dziewczyna miała już jednak chłopaka. Trudno określić, czy na tym jednym spacerze kończy się to love story, czy być może to właśnie ona, wybranka z liceum była później pierwszą żoną Przemka. Dziennikarz nigdy nie zdradził nawet imienia byłej partnerki. Temat szybko ucina, nawet koledze po fachu, Kubie Wojewódzkiemu, nie dał się namówić na zwierzenia. Jest konsekwentny w swoim milczeniu.

Rajd po dziwnych doświadczeniach zawodowych

Co robił Przemek Kossakowski przed tym, jak stał się gwiazdą z TTV – to jeden z najczęstszych tematów, o które "pan z telewizji" jest pytany w wywiadach. Nie ma się co dziwić, bo robił wiele, a celebrytą stał się dopiero po 40. roku życia. Wiele materiałów o nim zaczyna się słowami, że przed kamerę trafił wprost z urzędu pracy. Mały Przemek chce być strażakiem lub śmieciarzem. A potem na zimowisku poznaje malarza Jerzego Pogorzelskiego. To on mówi mu: "Zostań artystą". Przekonuje, że mógłby, tak jak on, wstawać, o której chce, w piękne dni jeździć i malować plenery, a w pochmurne spędzać czas w pracowni. Wracasz, kiedy chcesz, śpisz, kiedy chcesz, robisz, co chcesz. Brzmi jak plan.

Teraz jednak Przemek nie potrafi powiedzieć, czy to ta rozmowa zaszczepiła w nim pociąg do malarstwa, czy może jednak mama, która pracowała w Biurze Wystaw Artystycznych. A może liceum artystyczne? Koniec końców, po szkole średniej nie ma koncepcji na siebie. Nie wie, jak chce spędzić życie. Koniec końców, nadal unosi się nad nim artystyczna aura.

Chłopak ostatecznie nie zostaje ani strażakiem, ani śmieciarzem. Na ASP się nie dostaje. Kończy studia na Wydziale Wychowania Artystycznego Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie. I maluje. W tym okresie, okresie artystycznym, poznaje swoją pierwszą żonę.

A potem wyrusza w świat i rzuca się w wir przeróżnych zajęć, chociaż teraz mówi, że przed pracą w telewizji nie miał potrzeby ekstremalnych przeżyć.

Był mechanikiem samochodowym, pracował przy wyrębie lasu, w holenderskiej chlewni tatuował świnie, również w Holandii zatrudnił się na budowie. We Francji zbiera ziemniaki. Mówi, że to "najwspanialszy epizod w jego życiu", żartuje, że była to praca, do której został stworzony. Stoisz na kombajnie, na wysokości pierwszego piętra i z taśmy wybierasz brzydkie, nieforemne, podgniłe ziemniaki.

Uważa, że wrócił odmieniony. Przez trzy tygodnie po 12 godzin dziennie myśli o sobie. Nagle dowieduje się, czego chce i czego nie chce. Uznaje, że taka praca jest "bogatym procesem intelektualnym". W jego życiu było jednak miejsce nie tylko na pracę fizyczną. W pierwszej kolejności jest artystą. Kiedyś malował więcej, pracował nawet jako nauczyciel rysunku, malarstwa i fotografii w studium policealnym, teraz czas z pędzlem jest raczej dodatkiem do codzienności. Ten przedtelewizyjny okres nazywa "swoim poprzednim życiem".

I chociaż często w mediach to "poprzednie życie" przedstawiane jest w ponurych barwach ("był bezrobotny, na rozstaju dróg, aż tu nagle..."), to na tej palecie można znaleźć jasne punkty – widać je w jego pracach. Jak sam mówi, malował "ładne, piękne, kolorowe obrazki, bajkowe". Nawiązujące do prymitywizmu, ale "mniej szorstkie niż Nikifor". Chętnie kupowali je rodzice, by ożywiać dziecięce pokoiki.
Zrzut z ekranu/artinfo.pl
"W swoich pracach, inspirowanych sztuką realistyczną, w warstwie tematycznej wykorzystuje wątki zaczerpnięte z literatury światowej i mitologii z kręgu kultury łacińskiej. Artysta maluje obrazy, które wydają nam się dziwnie znajome. Wspomnienia lektur z dzieciństwa, baśniowe opowieści. Integralnym elementem w jego pracach stanowią zawsze kolor i rysunek" – czytamy na stronie Domu Aukcyjnego Ostoya.

Jego prace pojawiały się na wystawach indywidualnych i zbiorowych, w Polsce i za granicą. Potwierdziły się jednak słowa, że trudno wyżyć ze sztuki. Przemek musi szukać dalej. Teraz mówi, że owszem, trochę maluje, ale "żar zniknął", a "bycie artystą, to mieć potrzebę tworzenia". On tę potrzebę zagubił.

Próba stabilizacji

Przemek opuszcza Częstochowę, gdy ma 30 lat. To właśnie wtedy nadchodzi najtrudniejszy czas. On i ówczesna żona kupują dom na wsi. Przenoszą się do Popielewa w województwie zachodniopomorskim. Mieszka tam niecałe 400 osób. Ona nie ma nic przeciwko, on zabiera się za remontowanie nowego gniazdka, na malowanie obrazów nie wystarcza czasu. "Rzeczywistość 'nie skleiła się' z marzeniami. Przez pierwsze pół roku remontowałem dom. Nauczyłem się wszystkiego, co powinien umieć facet, jeżeli nie ma pieniędzy na fachowców – kładzenia tynków, wymiany podłóg, instalacji elektrycznej. (...) Sytuacja stała się patowa, bo nie mieliśmy z czego żyć" – przyznaje w jednym z wywiadów.

Para nie ma dzieci, kilka lat później w rozmowie z "Faktem" Kossakowski powie: "Wiem, że to zabrzmi dziwacznie, ugruntuje moją pozycję dziwaka, ale nie żałuję, że nie zostałem ojcem. Kiedy ludzie opowiadają mi o pragnieniu macierzyństwa, tacierzyństwa i posiadania dzieci, to opisują to z taką pasją, której nie pamiętam u siebie. Nie czuję się niekompletny, jest mi dobrze. Akceptuję tę rzeczywistość, którą stworzyłem".

To wtedy, po przeprowadzce na wieś, zaczął wyjeżdżać do innych krajów w poszukiwaniu zatrudnienia. Kryzys ekonomiczny sprawił, że do Polski wrócił bez grosza. Ale z sześcioma obrazami – za pierwsze zarobione pieniądze kupił farby. Odległość, ale i cała sytuacja doprowadziły do rozpadu małżeństwa.

"Myślę, że żona zmęczyła się życiem na wsi i rozpaczliwymi próbami wiązania końca z końcem. Zostałem sam. Czterdziestolatek bez kobiety, dzieci, roboty, za to z poczuciem, że w życiu niespecjalnie mu wyszło i musi zbudować je od nowa" – gorzko podsumowuje Przemek w wywiadzie dla "Twojego Stylu".

W lipcu 2021 roku "Super Express" informuje, że małżeństwo Kossakowskich wspierało lokalną społeczność Popielewa, a żona Kossakowskiego była zaangażowana w pracę z dziećmi.

"Była opiekunką młodzieży w wiejskiej świetlicy, gdzie najmłodsi mogli korzystać z wielu atrakcji i rozwijać swoje talenty plastyczne. To właśnie żona Kossakowskiego stworzyła grupę 'Inicjatywa Popielewo 2006', w ramach której dzieci ze wsi i okolic na ścianie budynku Ochotniczej Straży Pożarnej w Popielewie stworzyły obraz techniką mozaiki 'Przedwojenne Popielewo'. Co ciekawe projekt graficzny wykonał sam Przemek" – czytamy w tabloidzie.

Po rozwodzie Kossakowski opuszcza Popielewo. Teraz spróbuje w Łodzi, chociaż "woli wieś", "ciężko mu zregenerować się w mieście", "w naturze czuje się lepiej". Nie ma pracy, musi pożyczać pieniądze od znajomych. Nie jest dobrze.

Potem dzwoni telefon, Lidia Kazen, stacja TTV. – W tym momencie dostałem dziwaczną propozycję, bo dla mnie wtedy to był jakiś szczyt dziwaczności, żeby zaangażować się w pracę nad tworzeniem kanału telewizyjnego. Nigdy nie miałem ambicji związanych z mediami (...) Byłem ostatnią osobą, która chciała mieć coś wspólnego z show-biznesem. Nie znałem też nikogo z tego świata, poza jedną osobą, którą poznałem kilka lat wcześniej. I to właśnie ona, czyli Lidka Kazen, złożyła mi taką propozycję. Lidka jest dzisiaj moją szefową – mówi "Twojemu Stylowi".

To również Kazen po oficjalnym rozstaniu "najgorętszej pary polskiego show-biznesu" napisze pod zdjęciem Kossakowskiego "zawsze z Tobą". I to ona w programie "Uwaga! TVN" powie o nim zaskakujące słowa: "Przemek uwielbia siebie, bardzo zwraca uwagę na to, jak wygląda, jak jest postrzegany, czy ten outfit, który ma, jest ok, a nie ma totalnie gustu".

Przemku, kim jesteś?

To pytanie zadaje celebrycie Dominika, wspomniana uczestniczka programu "Down The Road". – Zadajesz mi pytania, które sam sobie zadaje bardzo często i nie potrafię na nie odpowiedzieć. (...) Wielu ludzi nazywa mnie podróżnikiem, ja nie do końca tak uważam – mówi w zamyśleniu. Dodaje, że nie uważa się również za dziennikarza. W końcu odpowiada, że jest człowiekiem, który pracuje w telewizji. Podobnie mówi w innych wywiadach. "Nie spełniam kryteriów dziennikarza", "robię to po to, żeby zrozumieć świat, a nie żeby dostarczyć sobie kolejną dawkę adrenaliny" – mówi, pytany o ekstremalne doświadczenia ze swoim udziałem.

Najczęściej wspomina jednak o zakopaniu żywcem w podmoskiewskim lesie. Doskonale pamiętam ten odcinek. Kilka lat później sama podjęłam się podobnego wyzwania, mając w pamięci Kossakowskiego.
Czytaj także: Wykopałam sobie grób i spędziłam w nim noc. Na własnej skórze sprawdziłam ten szalony rytuał
Wszystko jednak dzieje się szybko. Przemek jest dokumentalistą, a za chwilę prowadzi swój program. Jeden, drugi, trzeci... W 2019 roku Kuba Wojewódzki zaczepia go: "Parę lat temu siedziałeś w pośredniaku [...], a dzisiaj siedzisz u mnie. Przecież to jest wyróżnienie". Śmieją się.

– Ja tak uważam. Czasem mam wrażenie, że to, co mi się przydarzyło w życiu, statystycznie nie miałoby prawa się wydarzyć i czasem mam wrażenie, że jak się odpowiednio szybko odwrócę, to zobaczę gościa z joystickiem, który steruje moim życiem i ma nieprawdopodobny ubaw – mówi Kossakowski.

Wspomina, że nawet gdy już ruszył z "Szóstym zmysłem", nadal był zarejestrowany w Urzędzie Pracy, bo był "tak zafiksowany w tym poprzednim życiu, że nie był w stanie zrezygnować z pewnych rzeczy". To również Wojewódzki pyta Przemka, czy jest "absolutnie autentycznym kolekcjonerem emocji", czy "zdesperowanym bezrobotnym, który weźmie wszystko".

Kossakowski szczerze odpowiada, że chyba w obu etykietach jest ziarenko prawdy. Uważa siebie za osobliwość telewizyjną, ale przyznaje, że nie chce być autorytetem, wzorcem, nie chce mówić ludziom, co mają robić. Na którą wersję byśmy się nie zdecydowali, wniosek jest prosty – ten "przypadkowy facet" świetnie odnalazł się w mediach. I ruszył po więcej.

Jedni nazywają go "polskim Bearem Gryllsem", a jego przyjaciel, Przemysław Lewandowski, uważa, że jest jak Indiana Jones. Grylls, Jones i Kossakowski się tak łatwo nie poddają.

Pasmo sukcesów

Przemysław Kossakowski zaczyna pracę w TTV w 2012 roku. Od tego czasu zrealizował kilka autorskich programów: "Kossakowski. Szósty zmysł" , "Kossakowski. Inicjacja" , "Kossakowski. Nieoczywiste", "Kossakowski. Być jak…" oraz "Kossakowski. Wtajemniczenie".

W 2014 roku ukazuje się pierwsza jego książka. "Na granicy zmysłów" zbiera skrajne recenzje. Jedni są zachwyceni, duża grupa zarzuca mu, że "pisać to on nie potrafi". Jak ryba w wodzie czuje się jednak na spotkaniach autorskich, uważa, że jest opowiadaczem. Na nagraniach archiwalnych widać, że chętnie żartuje z widownią i odpowiada na pytania.

W pracę angażuje się na 100-procent, widać, że "żyje swoimi programami", chce być blisko swoich bohaterów, "wejść w ich buty". Jak chociażby w "Inicjacji".

– Z Przemkiem spotkałem się przy produkcji programu "Inicjacja". Przemek na pierwszy rzut oka wydawał się przyjazny, chociaż nie wiedział, co go może czekać. Z każdą minutą wchodził w świat osób LGBT bardzo śmiało, chociaż czułem, że z tyłu głowy ma pewne obawy. Jak mieliśmy konfrontację z "prawdziwymi Polakami", to bronił nas bardzo stanowczo. Bardzo miło wspominam czas spędzony z Przemkiem. Teoretycznie heteryk, ale wylądowaliśmy w łóżku – śmieje się Paweł Rupala, który występuje jako drag queen Papina McQueen.
Archiwum prywatne
Znajoma dziennikarka mówi natomiast: "To ktoś, kto nie rezygnuje z projektu 'tylko' dlatego, że właściwie wszyscy dookoła mówią: 'to się nie uda'. Do tego trzeba albo ogromnej odwagi, albo zerowej wiedzy o świecie. Myślę, że u Kossakowskiego, angażującego się w swoje szalone projekty, rolę grały te dwa czynniki po równo. Do 'wielkiego świata' wszedł w momencie, w którym wiele osób już właściwie z niego wychodzi. 40-letni facet, wskakujący do świata telewizji, plotek i pudelków – to się raczej nie zdarza".

Wspomina, że podczas wywiadu "anegdota goniła anegdotę, szczere, a miejscami pewnie zbyt szczere, opowieści sypały się jedna za drugą". Dodaje, że "pomyślała sobie wtedy, że tak ufna i empatyczna osoba musi mieć trudno w show-biznesie i że być może nie do końca dobrze się w tym środowisku czuje".

Zdaje się, że to wrażenie leży bardzo blisko prawdy. Kossakowski sam przyznaje, że woli życie poza miastem, a "na salonach" nie czuje się komfortowo. Zwrócił na to uwagę również Kuba Wojewódzki. Dziennikarz przywołał sytuację z imprezy Lewandowskich, na której Przemek miał wypisane na twarzy "chodźmy stąd", nazwał go "najmniej celebryckim celebrytą".

"Down The Road" i cała reszta

8 lat. Tyle potrzebował Przemysław Kossakowski, by zasłużyć na miano "najbardziej szalonej osobowości telewizyjnej". Przed kamerą pokazywał strach, dzielił się emocjami, na najcięższe próby wystawiał swoje ciało i umysł. Przekonał się, że ma lęk wysokości i to nie "jakiś tam mały", ale że to właśnie jest jedna z nielicznych jego barier.

W 2018 roku wzbudził zainteresowanie jeszcze z jednego powodu – zaczął spotykać się z Martyną Wojciechowską. Na początku 2019 roku para była już zaręczona, a 16 października 2020 roku celebryci podzielili się zdjęciem, na którym ich palce zdobią obrączki. Fani dziennikarzy oszaleli. Od razu okrzyknięto ich najpiękniejszą, najmądrzejszą i najbardziej do siebie pasującą dwójką ludzi, którzy chodzą po tej ziemi. Gratulacjom nie było końca. To dla Martyny Wojciechowskiej wrócił do Warszawy. Wcześniej, w 2017 roku, "spakował cały swój dobytek w samochód i wypożyczoną przyczepkę i wyprowadził się na Podlasie". Rok mieszkał w drewnianym domku przy granicy polsko-białoruskiej. Mówi, że "to pokazuje, że nie czuł się skalibrowany nie tylko z show-biznesem, ale też z całą otaczającą go rzeczywistością".

Para nie zdradza wiele na temat swojej relacji. Gdy jednak decydują się uchylić rąbka tajemnicy, wypowiadają się o sobie w samych superlatywach – Kossakowski mówi, że Martyna jest kobietą idealną, chwali jej pracę, determinację, inteligencję. Ona nie pozostaje dłużna. Przyznaje, że to właśnie jemu udało się zdobyć "uciekającą pannę młodą", wszak Wojciechowska była wcześniej pięciokrotnie zaręczona. Oboje przyznają, że w ich relacji nie ma rywalizacji, adrenaliny, "wielkich emocji". Te dostarcza im życie zawodowe. I to wystarczy.

W 2019 roku sukcesy Kossakowskiego w pracy idą w parze z powodzeniami osobistymi. Związek z Martyną kwitnie, tabloidy rozpisują się o ich szczęściu, a w 2020 roku w telewizji pojawia się pierwszy sezon "Down The Road". Widzowie poznają kolejną twarz "wariata Przemka" – tę ciepłą, wrażliwą, cierpliwą. Wbrew obawom produkcji i samego prowadzącego program osiąga ogromny sukces i w 2021 roku Kossakowski zdobywa za niego Telekamerę w kategorii osobowość telewizyjna.

To również ten program ugruntował w nim poczucie, że znalazł swoje powołanie i już wie, co jest dla niego w życiu ważne. Został wolontariuszem na warsztatach terapii zajęciowej na warszawskiej Pradze.

Nikt się nie spodziewał, że za tymi sukcesami kryje się kryzys w związku Przemka i Martyny. W lipcu okazuje się, że para nie jest już razem, chociaż media plotkarskie donoszą, że "nie wszystko stracone", ponieważ do sądu nadal nie wpłynęły dokumenty rozwodowe. Fani nie mogą w to uwierzyć i dzielą się na dwa obozy, przy czym ten "za Martyną" jest o wiele liczniejszy.
Czytaj także: Kossakowski i Wojciechowska już nie są razem? Podobno podróżnik wyniósł się z domu
Zaczynają się domysły, nieprzyjemne komentarze. Kossakowski na Instagramie zamieszcza krótki wpis i znika. Zaszywa się tam, gdzie czuje się najlepiej – w swojej podlaskiej chacie bez prądu i dostępu do bieżącej wody. Tak blisko natury jest lepiej, uważa. A internauci i dziennikarze zaczynają dochodzenie. Z wpisu Wojciechowskiej wynika, że małżeństwo rozpadło się zaledwie trzy miesiące od ślubu, czyli wszystkie udzielone w ostatnich miesiącach wywiady były już "po" podjęciu decyzji, że to koniec.

– Jestem w fazie wielkiej stabilizacji, ale nie chcę przysypiać na niej. Wiem, że w każdej chwili może się coś wydarzyć. Jestem gościem, który dokonywał w życiu wyborów, które wyrzucały go w ciszę (...) Trzy lata temu spakowałem samochód, wyjechałem na Podlasie i mieszkałem tam. Sam. W ciszy. (…) Mieszkam w Warszawie tylko przez związek. Marzę czasem, żeby mieć spokój. Im więcej tego wszystkiego dzieje się wokół mnie. (...) No to takie ucieczkowe – komentował na początku roku w rozmowie z Wojewódzkim i Kędzierskim. Jednak o tym, że ceni samotność i niezależność, marzy czasem, żeby mieć spokój a "jego życie sponsoruje chaos" mówił wielokrotnie. – Mam chyba, jak większość ludzi, taką tendencję to tego, że w pewnym momencie przestaję zastanawiać się nad swoim życiem, tylko po prostu tak płynę, robię i to się zaczyna powtarzać, a potem raptem któregoś dnia dociera do mnie, że moje życie nie wygląda tak, jak mi się wydawało, że chcę, żeby wyglądało i nie wiem, od kiedy to trwa – mówi w maju 2020 roku w rozmowie z Marcinem Juchniewiczem.

W maju 2021 roku w serwisie YouTube pojawił się fragment programu "Down The Road". Uczestnicy rozmawiają z prowadzącym o miłości i zdradzie. Kossakowski wyznaje, że wie, jakie to uczucie być zdradzonym, "bardzo go to bolało". Podsumował, że "każdy z nas w podobnym stopniu boi się cierpienia, jakie niesie za sobą zawiedzione zaufanie".

Teraz zniknął. I przebywa w swoim środowisku naturalnym. W ciszy.

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl