Eliza Michalik wyjaśnia, jaki jest cel stanu wyjątkowego. Dla PiS to eksperyment na Polakach

Eliza Michalik
Wprowadzenie stanu wyjątkowego to moim zdaniem dla PiS dwie pieczenie na jednym ogniu: załatwienie sprawy na granicy z Białorusią po cichu i bez kontroli opinii publicznej, ale i typowy dla PiS balon próbny, po to, żeby zobaczyć jak zareagują ludzie, ile ograniczeń i kolejnego łamania i naruszania swoich praw są w stanie wytrzymać bez szemrania.
Eliza Michalik Fot. Tadeusz Wypych/REPORTER
Sądzę, że PiS przy okazji kryzysu migracyjnego bada, jak daleko może się z Polakami posunąć w ograniczaniu ich praw.

Przepisy są jasne: zgodnie z Konstytucją i ustawą stan wyjątkowy może być wprowadzony tylko w razie zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego – na przykład przez działania terrorystów. Celem jest wówczas "jak najszybsze przywrócenie normalnego funkcjonowania państwa".

Co powoduje stan wyjątkowy

Być może nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, ale stan wyjątkowy niemal całkiem ogranicza nie tylko nasze prawa, ale zawiesza normalny sposób życia, zupełnie i totalnie podporządkowując nas politykom, w tym wypadku PiS. W czasie trwania stanu wyjątkowego zabronione są zgromadzenia (oczywiście z wyjątkiem religijnych), protesty i demonstracje polityczne, strajki, może zostać zawieszona nawet działalność partii politycznych i każdej innej dowolnej organizacji, jeśli tylko rząd uzna, że jej dzialalność zagraża porządkowi lub bezpieczeństwu publicznemu.


Rząd może też wprowadzić oficjalnie i jawnie cenzurę, a w razie niepodporządkowania się przez niezależnych nadawców jego woli nawet zagłuszać nadawanie stacji radiowych i telewizyjnych. Może też reglamentować żywność i inne towary i kontrolować naszą korespondencję i przesyłki. W czasie stanu wyjątkowego obywatele są obowiązani do noszenia w miejscach publicznych dowodów osobistych, a każdy, kto tego nie zrobi, może zapłacić grzywnę lub zostać aresztowany.
Czytaj także: Eliza Michalik: Tusk trafił w punkt. O to chodzi w każdym działaniu PiS: o wytresowanie do bierności
Wprowadzenie stanu wyjątkowego oznacza też możliwość wprowadzenia godziny policyjnej i zatrzymania przez władze i umieszczenia w odosobnieniu (czyli internowania) każdego, kto skończył 18 lat – jeśli tylko "zachodzi podejrzenie", że będzie prowadził działalność "zagrażającą ustrojowi".

Ba – "odosobnieniu" może być poddany nawet 17-latek jeśli przeprowadzona z nim „rozmowa ostrzegawcza” okaże się nieskuteczna. Najciekawsze jest to, że osobę internowaną odprowadza się do miejsca odosobnienia podległemu ministrowi sprawiedliwości, czyli Zbigniewowi Ziobrze.

Wymieniać dalej?

Stan wyjątkowy umożliwia rządowi PiS zawieszenie dowolnych organów gminy, powiatu lub samorządu województwa – wystarczy, że w jego mniemaniu nie będą one wykazywać "dostatecznej skuteczności w wykonywaniu zadań publicznych lub realizacji działań wynikających z przepisów o wprowadzeniu stanu wyjątkowego". Może to zrobić premier, a wtedy obowiązki organów, których działanie zawieszono, będzie wykonywał mianowany przezeń... komisarz rządowy.

Wprowadzenie stanu wyjątkowego pozwala wreszcie rządowi wykorzystywać w celach politycznych uzbrojonych w broń palną policjantów, zresztą nie tylko ich, ale także żołnierzy – bo na wniosek szefa rządu prezydent Andrzej Duda może zdecydować o użyciu uzbrojonego (a jakże) wojska do przywrócenia normalnego działania państwa. Nie muszę dodawać, że wtedy, w skrajnych przypadkach, żołnierze mogą nawet strzelać do ludzi.

I na końcu, co także jak sądzę ma olbrzymie znaczenie, zgodnie z art 228 Konstytucji, "w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie może być skrócona kadencja Sejmu, przeprowadzane referendum ogólnokrajowe, nie mogą być przeprowadzane wybory do Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego oraz wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu".

Nieograniczona władza PiS

Podsumowując: wprowadzenie stanu wyjątkowego umożliwia PiS całkowitą i niczym nie ograniczoną władzę nad wszystkimi obywatelami i każdym najmniejszym i najbardziej prywatnym aspektem ich życia, włącznie ze swobodą poruszania się, pracy zawodowej, korzystania mediów i internetu, naruszaniem ich prywatności i reglamentowaniem wszystkich towarów, pozwala też "dyscyplinować ich" za pomocą uzbrojonej policji i wojska.

Pozwala też politykom uniknąć kontroli mediów, a tym samym opinii publicznej. Na razie mamy taką stację w pasie przy wschodniej granicy, ale czy możemy i powinniśmy sobie wyobrażać taką sytuację w całym kraju?

Czy PiS jest partią, która swoimi metodami działania i sposobem postępowania z obywatelami dowiodła, że można jej zaufać i powierzyć taką władzę? Czy mamy gwarancję, że jej nie wykorzysta i nie użyje przeciw obywatelom? Moim zdaniem możemy mieć absolutną pewność, że stanie się dokładnie odwrotnie.
Czytaj także: Michalik: Dziennikarka TVN24 upomniała Biedronia, bo nazwał rząd "nieudacznikami". Przykre widowisko