Prawniczka: Mamy w Polsce święte krowy. Nacjonaliści stają się bojówkarzami władzy

Anna Dryjańska
Bierność policji podczas antysemickiego zgromadzenia w Kaliszu to efekt upartyjnienia tej formacji – przekonuje mec. Eliza Rutynowska z FOR. Prawniczka wskazuje, że funkcjonariusze są poddawani przez władzę naciskom politycznym, stąd ich niechęć do interwencji w sytuacjach łamania prawa przez protegowanych rządzących. Stąd – przekonuje – opieszałość organów ścigania ws. antysemitów.
Zbigniew Ziobro, prokurator generalny i minister sprawiedliwości, w siedzibie Sejmu. fot. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Anna Dryjańska: Czy policja jest już tak upartyjniona, jak prokuratura? Pytam, bo dopiero po czterech dniach funkcjonariusze zatrzymali trzech nacjonalistów, którzy na ulicach Kalisza wzywali do mordowania Żydów.

Mec. Eliza Rutynowska: Z pewnością można powiedzieć, że mamy w Polsce święte krowy, czyli osoby i środowiska, które mogą liczyć na parasol ochronny ze strony władzy.

To ludzie, którzy regularnie dostają od rządzących komunikat: róbcie, co chcecie zrobić, nic się wam nie stanie. Tak było, gdy prokurator generalny i minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, wzywał nacjonalistów do tego, by mimo wyroku sądu i z lekceważeniem praw innych, pokojowo protestujących osób, przeszli przez Warszawę.


W ten sposób nacjonaliści stają się bojówkarzami władzy. Dostają licencję na łamanie prawa. Załatwiają dla PiS brudną robotę, a rządzący cały czas mogą udawać, że nie mają z tym nic wspólnego.

Tyle że po kilku dniach rząd i prezydent zareagowali – potępili antysemicki wiec.

Kluczowe słowa: "po kilku dniach". Policja powinna reagować wobec organizatorów antysemickiego i homofobicznego marszu w czasie rzeczywistym, gdy łamali prawo na oczach funkcjonariuszy.

Tymczasem policjanci byli bierni. Bez reakcji wysłuchiwali nawoływań do wypędzania i mordowania ludzi. Nic nie zrobili, gdy nacjonaliści spalili Statut Kaliski. Policjanci zachowywali się tak, jakby ich tam nie było.
Czytaj także: Kalisz w traumie po nocy grozy. "Obwoźni nacjonaliści zrobili cyrk"


Amerykanie mają idealny zwrot do opisania tej sytuacji – za mało, za późno. Dopiero gdy skandal zyskał rozgłos za granicą, organy państwa podjęły gorączkowe starania, żeby pokazać, iż nie są bezczynne. Ale obawiam się, że to tylko pozorowane działania.

Nie zdziwię się, jeśli władza po raz kolejny zastosuje strategię przeczekiwania: za pół roku prokuratura po cichu umorzy sprawę, jeżeli postępowanie w ogóle zostanie wszczęte, bo nie stwierdzi znamion przestępstwa.

W pewnym momencie nacjonaliści zaczęli skandować: "Policja jest z nami!".

To bardzo smutne dla samej policji. Ona nie ma być z "nami" lub "nimi" – funkcjonariusze mają stać na straży prawa dla wszystkich obywateli, reagować bez względu na to, kto narusza prawo, czy jest to przykładowy Kowalski, czy Piotr R. lub Wojciech O. Dla policji personalia nie powinny mieć żadnego znaczenia.

Niestety coraz wyraźniej widać, że policjanci kierują się kryteriami politycznymi. Reagują zależnie od tego, czy obywatel jest zwolennikiem władzy, czy nie. Policjanci zatrzymują kobiety ze Strajku Kobiet za niewylegitymowanie się. Nacjonaliści idą z banerem "Polska tylko biała", i nic się nie dzieje. Przykłady można mnożyć. Warto pamiętać, że to nie dzieje się samo, że presja na policjantów idzie od samej góry.

Policja z Kalisza powiedziała naTemat, że 11 listopada prokurator, z którym się konsultowano, "nie podjął decyzji o konieczności zatrzymania" Piotra R. Czy funkcjonariusze faktycznie potrzebowali zielonego światła od prokuratury?

Pod względem prawnym – nie. Gdy policjant widzi, że ktoś łamie prawo, ma obowiązek podjąć czynności. Jednak sytuacja komplikuje się, gdy władza wprowadza podwójne standardy, gdy jej krytycy mają być atakowani, a jej współpracownicy dostają nieformalne przywileje.

Wtedy policjant zaczyna się zastanawiać, co się stanie, jeśli zareaguje wobec przedstawicieli tej drugiej grupy. Ominie go awans? Dostanie karę pod jakimś dziwnym pretekstem? Zostanie wysłany na drugi koniec Polski?

Ten moment – gdy zastanawia się, czy może wykonywać swoje obowiązki – to moment, gdy policjant przestaje być policjantem. To bardzo niebezpieczna sytuacja dla nas wszystkich, bo prawo zamiast być solidnym fundamentem, zmienia się w ruchome piaski.

Gdy patrzymy na to, co się dzieje w ostatnich latach, widzimy różne wymiary groźnego zjawiska, jakim jest upartyjnienie policji: z jednej strony policja staje się narzędziem politycznej przemocy wobec uczestników antyrządowych demonstracji, z drugiej ma pilnować przywilejów bojówkarzy władzy, którzy stosują przemoc lub do niej nawołują.

Dlatego funkcjonariusz, który zaatakował gazem posłankę Barbarę Nowacką podczas Strajku Kobiet, mógł być spokojny – prokuratura zadecydowała o umorzeniu postępowania. Sąd nakazał je jednak wszcząć po zażaleniu, zobaczymy, jak ta sprawa się skończy. Rządzący poprzez prokuraturę gwarantują de facto bezkarność, zachęcając w ten sposób policjantów do przemocy wobec kobiet, walczących o swoje prawa. Z kolei gdyby znalazł się w Kaliszu policjant, który zatrzymałby Piotra R. za wzywanie do mordowania Żydów, być może miałby teraz kłopoty. Dlatego się nie znalazł.

Przypomnijmy, że prokuratorka, która chciała ścigać funkcjonariusza ABW za to, że wjechał w Strajk Kobiet i potrącił dwie jego uczestniczki, została odsunięta. Było ręczne sterowanie z samej góry, być może po to, by zapewnić bezkarność funkcjonariuszowi.

Jednocześnie prokuratura bardzo gorliwie zajęła się skasowanym wpisem Barbary Kurdej–Szatan, w którym aktorka potępiła strażników granicznych za przemoc wobec uchodźców.

Prawo jest stosowane, gdy władzy się to opłaca. Jesteśmy zdani na jej łaskę i niełaskę, na jej kaprysy i interesy. Dzieje się wszystko to, przed czym ostrzegali prawnicy, gdy prokuratorem generalnym został polityk. Zbigniew Ziobro wzywający nacjonalistów do "obywatelskiego nieposłuszeństwa" w dniu 11 listopada pokazał to czarno na białym.

Gdy władza daje nacjonalistom wolną rękę, to nie mamy do czynienia z nieposłuszeństwem obywatelskim, ale z uprzywilejowaniem przez rządzących radykalnych grup, które mogą być zagrożeniem dla społeczeństwa.

Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by postrzegać niebezpieczeństwo jako coś nadciągającego z zewnątrz. Tymczasem zagrożenie terrorystyczne może pochodzić z wewnątrz. Władza bawi niewybuchem i łudzi się, że jakby co odłamki trafią tylko jej przeciwników. Myli się.
Czytaj także: Ziobro skarży Europejską Konwencję Praw Człowieka do TK. Chodzi o wyrok Trybunału w Strasburgu

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut