To nie żart. W nowym elektryku BMW jest specjalna kamera do robienia selfiaków

Michał Mańkowski
Jakie czasy, takie samochody? W świeżutkim modelu iX od BMW dostajemy nietypową opcję: kamerę do robienia selfie w środku auta. Gadżet? Tak, ale auto jest wyjątkowe z paru powodów. BMW, choć na elektromobilną imprezę wpada dość mocno spóźnione, zrobiło samochód, który naprawdę może przekonać do życia z elektrykiem.
Fot. naTemat
I w pełni świadomie piszę "do życia", bo posiadanie elektryka nie sprowadza się przecież jedynie do jeżdżenia i przemieszczania. Wymaga otwartości, pewnych kompromisów, a także zmiany stylu życia, który – czy tego chcemy czy nie – musi być momentami dostosowany pod auto.

To wiele osób odstrasza. Nic dziwnego, infrastruktura w Polsce, choć wciąż rozwijająca się, pozostawia wiele do życzenia na tle innych europejskich krajów. I to delikatnie mówiąc. To jednak zmienia się na lepsze. Z każdym rokiem portfolio samochodów na prąd jest coraz większe i ciekawsze, a dostosowanie sieci ładowarek i udogodnienia dla aut elektrycznych sprawiają, że bycie właścicielem elektryka nie jest dziś tak szalonym pomysłem, jak jeszcze parę lat temu.
Fot. Materiały prasowe
Do tego elektrycznego peletonu dołącza coraz śmielej BMW. I to w ogóle jest ciekawy przypadek, bo bawarski producent jest tutaj w porównaniu do konkurencji spóźniony. Mercedes już dawno pokazał elektryki nowej generacji, Audi wypuściło ich już kilka, Jaguar ma świetnego I-Pace'a, nawet Porsche wbiło swoją chorągiewkę.


Sprawa jest tym ciekawsze, że przecież na tej elektrycznej planecie przyszłości BMW było... na długo przed konkurencją. Model i3 śmigał po drogach lata przed wszystkimi powyższymi premierami. Szkopuł w tym, że to auto, które premierę miało w 2013 roku i poza tym niewiele się tutaj zadziało.

Spytałem o to spóźnienie dyrektora BMW Group Polska Christiana Haririana, który nie zaprzeczał temu stanowi rzeczy. Stwierdził natomiast, że ten czas pozwolił im na lepsze przygotowanie się do wejścia w świat elektromobilności na poważnie i przygotowanie modeli, które naprawdę są przemyślane i atrakcyjne.
Fot. Materiały prasowe
I mimo tych moich pierwszych małych złośliwości, trudno nie przyznać mu racji. BMW iX, którymi miałem okazję przejechać się podczas polskiej premiery, jest autem, które naprawdę mogłoby mnie przekonać do życia z elektrykiem. Pewnie, do tego wcześniej przekonało mnie już Porsche Taycan czy Audi e-tron RS, ale to już wyższa półka cenowa.

I nie jest to myśl wybiegająca w przyszłość, że "może kiedyś się przekonam", ale taka bardzo tu i teraz. Nie wiem, czy to kwestia zmiany priorytetów, wszechobecnego elektromarketingu, dojrzałości, świadomości faktycznych potrzeb związanych z autem czy po prostu wyjątkowego auta. Niemniej, faktem jest, że po paru godzinach za kierownicą BMW iX stwierdziłem, że można się przywyczaić nie tylko na chwilę, ale i na dłużej.

Wszystko z tej listy po trochu wpływa pewnie na zmianę myślenia. BMW iX tylko w tej zmianie pomaga. O gustach się nie dyskutuje, iX dostaje tutaj jeden z najbardziej kontrowersyjnych elementów w najnowszej historii motoryzacji, czyli gigantyczne bawarskie nerki.
Fot. Materiały prasowe
Jest dużym autem, którego gabaryty widać i czuć. Wizualnie jest tutaj flirt z lekką nutką elektromobilnego futuryzmu, od razu widać, że to nie jest "zwykły benzyniak", ale jest to subtelne. Na zewnątrz mnie osobiście nie porwał, ale...

Prawdziwa gratka zaczyna się jednak w środku. Wnętrze jest przepiękne i przeeleganckie. Oszczędne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Jest czysto, przestronnie, jakościowo. Świetne akcenty z drewna np. w okolicach pokrętła pomiędzy fotelami.
BMW forsuje tutaj nową nazwę "shy tech", która ich zdaniem najlepiej określa to, co czeka nas we wnętrzu. I coś w tym jest. Środek BMW iX jest nowoczesny, króluje podłużny, zakrzywiony ekran i wszechobecna nowoczesność, ale jest taka właśnie "nieśmiała". Nie przytłacza ciebie, nie wali pałką po głowie w imię futuryzmu i elektromobilności. Masz święty spokój i sporo miejsca w obu rzędach, by się nim cieszyć.

Ale niech pozory nie zwiodą, bo auto jest napakowane nowinkami technologicznymi. To między innymi nawigacja z rozszerzoną rzeczywistością, która na ekranie pokazuje w czasie rzeczywistym, gdzie powinniśmy skręcić. Jest także tytułowy gadżet, czyli kamera zamontowana przy lusterku wstecznym. Można robić sobie nią zdjęcia lub daje zdalny podgląd wnętrza auta.
Przedstawiciele producenta twierdzą, że dane są chronione i dostęp do nich ma tylko właściciel. Pro forma można jednak zastanowić się trzy razy przed zrobieniem głupoty w środku swojego auta. Sam aparat obsługuje się na ekranie i jest to typowy gadżet. Fajna rzecz do pokazania, pobawienia się, ale realnie nie wyobrażam sobie, by korzystać z tego regularnie.

Auto dostępne jest w dwóch, a niedługo trzech wersjach napędu. iX 40 (326KM, 425km zasięg, 6,1s do setki) iX 50 (523KM, 630km zasięg, 4,6s do setki), iX M60 (619KM).

Cena testowanego modelu zaczyna się od 357 tys. złotych, ale seria dodatków wywindowała ją do blisko 490 tys. złotych. I to jest ten moment, w którym mój zapał do elektryka nieco opada.