Zdumiewające wyznanie oficera BOR ws. wypadku Szydło. Złożył fałszywe zeznania

Maja Mikołajczyk
"Gazeta Wyborcza" dotarła do oficera BOR, który w 2017 roku brał udział w wypadku kolumny wiozącej Beatę Szydło, piastującą wówczas stanowisko premiera. Piotr Piątek wyznał, że razem z resztą funkcjonariuszy złożyli fałszywe zeznania, że mieli włączone sygnały dźwiękowe.
Były ochroniarz premier Szydło ujawnił prawdę o wypadku w Oświęcimiu. Fot. Damian Klamka/ East News

Wypadek samochodowy Beaty Szydło w Oświęcimiu

Do wypadku doszło w lutym 2017 roku w Oświęcimiu. Kierujący seicento Sebastian Kościelnik chciał skręcić z ul. Powstańców Śląskich w ul. Orzeszkowej. Manewr mu się nie udał, gdyż na jego drodze znalazła się kolumna trzech limuzyn eskortujących premier Beatę Szydło do jej domu w Brzeszczach.

Będący na szczycie rządowej kolumny samochód minął kierowcę seicento, jednak auta, w którym jechała Szydło, Kościelnik nie zauważył. W skutek uderzenia opancerzone audi A8 wpadło na drzewo. Szydło oraz jej adiutant oficer Biura Ochrony Rządu zostali poszkodowani w wypadku.
Czytaj także: Żenująca manipulacja TVP. Pokazali miejsce wypadku Szydło, ale z podwójnej ciągłej zrobili coś innego
Jak przekazał "GW" mec. Ryszard Kalisz, do którego zgłosił się chorąży Piotr Piątek, emerytowany funkcjonariusz SOP (następcy BOR) chce ujawnić prawdę.


– Pan Piotr Piątek zdecydował się na publiczne ujawnienie faktycznych okoliczności wypadku w Oświęcimiu. Chce żyć w prawdzie. Jego postawa jest wyrazem skruchy związanej ze złożeniem nieprawdziwych zeznań, wyrzutów sumienia spowodowanych świadomością, że oskarżona o spowodowanie wypadku została niewłaściwa osoba – powiedział prawnik.

"Wyborczej" udało się też dotrzeć do samego Piątka, który wyznał, dlaczego zdecydował się powiedzieć prawdę właśnie teraz. – Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Są ludzie, którzy chcą, by prawda nie przedostała się do opinii publicznej. Fatalnie się z tym czuję, nie mogłem dłużej z tym żyć – tłumaczył.

Nie było włączonych sygnałów dźwiękowych?

Kluczowe znaczenie dla sprawy od początku miało to, czy rządowa kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe – to miało przesądzać o tym, czy można ją było uznać za uprzywilejowaną, a w rezultacie także o winie Kościelnika.

20-letni kierowca przed sądem oraz w wywiadach z mediami twierdził, że samochody rządowe nie poruszały się wówczas na sygnale. Tak samo mówiły osoby wychodzące z ośrodka terapii odwykowej w Oświęcimiu, które były świadkami wypadku.

Te relacje po latach potwierdza chor. Piątek, który jechał w pierwszym aucie w kolumnie. Zdaniem oficera BOR ograniczono się do sygnałów świetlnych ze względu na kwestie wizerunkowe.

– Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy". Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – powiedział "GW".

"On zarządził, jak mamy mówić"

Chor. Piątek przyznał, że był przez swoich szefów nakłaniany do składania fałszywych zeznań.
– Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować musiałem mówić to, co reszta – tłumaczy na łamach "GW".

Sugestie na temat składania zeznań przekazał mu z kolei dowódca zmiany.– On zarządził, jak mamy jechać i jak mamy mówić... To nie było mówione wprost. Raczej "Piotrek, wiesz jak było", "wiesz, jak będzie dobrze dla nas", "wiesz, jak mówić" – relacjonował.

Zdaniem mec. Pocieja, ujawnione przez oficera BOR informacje mogą mieć kluczowe znaczenie dla rozstrzygnięcia procesu o winie za spowodowanie wypadku. Jeśli sygnałów dźwiękowych faktycznie nie było, odpowiedzialność nie spada jedynie na Sebastiana, ale także na kierowcę BOR.

Przypomnijmy, że od czasu wypadku cały czas na jaw wychodziły kolejne kuriozalne lub zastanawiające kwestie. W 2019 roku zostały uszkodzone ważne dla sprawy płyty z nagraniami z monitoringu.

Mniej więcej w tym samym czasie podważył zeznania wspomnianych uczestników grupy AA, gdyż chciał "określenia zdolności zapamiętywania i odtwarzania faktów przez wspomnianych świadków".

Kontrowersje wciąż wzbudza fakt, co dzieje się z rządowym audi Beaty Szydło. Luksusowy samochód wciąż stoi na policyjnym parkingu. "Każdy rok 'postoju' to znaczna utrata wartości auta nabytego za 2,5 mln" – zauważył na Twitterze Krzysztof Brejza.

Może Cię zainteresować także:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut