Kultura i artyści rosyjscy wrzuceni do czyśćca. Powiem wam, dlaczego całkowity ban był konieczny

Alicja Cembrowska
Odwołane spektakle, wycofane filmy, wstrzymane produkcje. Rosyjscy artyści nie mają teraz łatwo. Jedni ich żałują, pukają się w głowę i pytają, czy książki Dostojewskiego też usuniemy, inni przyklaskują pomysłom bojkotowi wszystkiego, co rosyjskie. Ale na dzisiaj uważam, że od rosyjskiej kultury musimy się odciąć. Tego wymagają czasy.
Czy bojkot rosyjskiej kultury ma sens? MAREK BEREZOWSKI/REPORTER

Szalenie trudny to dla mnie temat, bo cóż – kocham rosyjską kulturę, filmy, malarstwo, literaturę. Myślę o nim od kilku dni, z wypiekami śledząc kolejne doniesienia – o tym, kto, co i gdzie wycofał. Jaki festiwal się nie odbędzie, gdzie nie obejrzymy już filmów rosyjskich i w której filharmonii nie usłyszmy kompozycji z kraju Putina. Sztuka i kultura rosyjskie (wszystko, nawet to, co wyprodukowali zagorzali przeciwnicy Putina) zostały zawieszone na wieszaku, wrzucone do czyśćca. Mają czekać. Ba, czekać ma wszystko, co jakkolwiek Rosji dotyczy.


Pierwsze z brzegu przykłady.

Filmy produkcji rosyjskiej znikają z m.in. festiwalu Kino na Granicy w Cieszynie, Wajda na Nowo w Suwałkach, Tofifest w Toruniu, Alchemia Kina w Zamościu. Nowe Horyzonty i Docs Against Gravity zdecydowały, że pokażą tylko filmy realizowane przez rosyjskich twórców niezależnych, które nie są dofinansowane przez rosyjskie ministerstwo kultury.

Wstrzymana została kinowa premiera thrillera "Kapitan Wołkonogow uciekł" Nataszy Mierkułowej i Aleksieja Czupowa. W kwietniu najpewniej nie obejrzymy też zapowiadanej "Gorączki" Kiriłła Sieriebriennikowa (który jest znanym krytykiem Władimira P.). Decyzja ponoć jeszcze nie zapadła, ale na stronie Gutek Film próżno szukać informacji o premierze.

Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie odwołuje spektakle o carze Rosji Borysie Godunowie. TR Warszawa natomiast nie pokaże "Cząstek kobiety" na Festiwalu Złota Maska w Moskwie i spektaklu "3Siostry" na Międzynarodowym Festiwalu Sztuk im. Andrieja Płatonowa w Woroneżu.

Filharmonia w Bydgoszczy do odwołania rezygnuje z wykonywania utworów rosyjskich kompozytorów, a także z zapraszania artystów z Federacji Rosyjskiej i artystów współpracujących z tym krajem. Filharmonia Szczecińska decyduje się na kompozycje Antonína Dvořáka i Johannesa Brahmsa zamiast Piotra Czajkowskiego.

Podobne decyzje zapadły w wielu mniejszych i większych instytucjach kultury (nie tylko w Polsce) jako odpowiedź na apele ukraińskich środowisk artystycznych. Ci chcą anulowania wszystkich projektów, w których udział brali (lub mieli brać) przedstawiciele z Rosji lub które były finansowane przez kraj Władimira Putina.

Nie będzie niczego?

"Czy to oznacza, że za chwilę z półek księgarni zniknie Dostojewski?" – ironizuje internauta X. "Nie popieram Putina, ale dlaczego cierpieć mają artyści?" – pyta internautka Y. Właściwie podobne reakcje pojawiają się w przypadku sportowców, ale też "zwykłych ludzi", którzy już odczuwają nie tylko sankcje, ale i solidarność świata z Ukraińcami (case: Rosjanka, która kłóci się na lotnisku, bo nie może polecieć na wymarzone wakacje).

W tym miejscu pojawiają się dwie perspektywy: tych, którzy popierają Putina i tych, którzy od zawsze go krytykują (a jest to całkiem liczna grupa). Wszyscy mają "cierpieć po równo"? Odpowiedzialność zbiorowa to jedyna możliwa droga?
Czytaj także: W Ukrainie trwa wojna, a memiarze robią swoje. Tym razem granice dobrego smaku zostały przekroczone
Zdaje się (i piszę to jednak ze smutkiem), że w tym przypadku nie ma innej możliwości. Wielu ekspertów mówiło już kilka godzin po ataku Rosji na Ukrainę, że sankcje muszą być dotkliwe i osobiste, że właściwie cały kraj musi otrząsnąć się z psychozy, której autorem jest prezydent, ale uczestnikiem naprawdę duża część społeczeństwa.

Nie jest bowiem wielką psychologiczną tajemnicą, że bardzo często zwracamy na coś uwagę dopiero, gdy zaczyna nas to dotyczyć bezpośrednio. Możemy krzyczeć, że dyskryminacji nie ma, dopóki ktoś nas nie zwyzywa za zbyt ciemną karnację lub nie dowiemy się, że kolega zarabia od nas więcej tylko dlatego, że jest kolegą (a nie koleżanką). Możemy krzyczeć, że migranci i uchodźcy to nie nasz problem (Polska kilka lat temu), dopóki ci nie zapukają do naszych drzwi (Polska, 2021).

Możemy krzyczeć, że wojna nas nie dotyczy, bo jest gdzieś tam, daleko i nie walczą w niej nasi żołnierze. Ale za chwilę sklepowe półki opustoszeją. Za chwilę nie zatankuję samochodu. Za chwilę nie będzie stać mnie na nowe buty. Za chwilę nie obejrzę kinowego hitu. Za chwilę zacznę tęsknić za dotychczasowym komfortem i stabilną "normalnością", poczuję wkurzenie, że spada poziom mojego życia i strach, że może być jeszcze gorzej. I będzie to silniejszy pretekst do sprzeciwu niż abstrakcyjne argumenty o jakichś ludziach i jakichś śmierciach.

To przykre, ale nieraz jedynie odczuwalny kop w dupę może zadziałać. I dlatego nie uczymy się na "błędach z historii", tylko na swoich własnych.

Przeżyjmy (oby) to jeszcze raz

Kadry z Ukrainy przypomniały niektórym rok 1939. Zaczęły się porównania, szukanie analogii. Na transparentach, plakatach i memach wizerunek Hitlera zmiksował się z twarzą Putina. Temu ostatniemu coraz częściej dorysowywane są grzywka i charakterystyczny wąsik.

Najciekawszą analogią jest jednak powtarzające się pytania: jak to możliwe, że ktoś taki (jak Hitler, Stalin czy Putin) zyskuje poparcie, ba, jest wspierany, a nawet uwielbiany przez znaczną część społeczeństwa? Dlaczego kiedyś hitlerowcy, a teraz żołnierze rosyjscy wykonują zbrodnicze rozkazy? Jak to jest z tym sprzeciwem? Rosjanie serio są jacyś głupsi?

Nie chcę pisać elaboratu o latach regularnej, zaplanowanej, obrzydliwej polityce kłamstw i sile propagandy, jej okrutnych narzędziach i procesach, które muszą zajść, żebyśmy znaleźli się w punkcie, w którym jesteśmy. Nie chcę pisać elaboratu o mentalności rosyjskiej, człowieku radzieckim i mitach wielkiej carskiej Rosji. Po pierwsze nie mam takiej wiedzy, po drugie to tematy na książki, które zapewne niedługo zostaną napisane.

Chcę tylko przypomnieć pewien eksperyment. Eksperyment Milgrama, ponieważ niebywale połączył mi się on z wcześniej opisanym "kopem w dupę". Wszystko bowiem rozchodzi się o odpowiedzialność i ponoszenie konsekwencji. A tego – nadzwyczaj dużo ludzi chce uniknąć. Może dlatego publikacje o tym, że każdy może być człowiekiem sukcesu, osiągnąć szczęście i fortunę, jeżeli się tylko bardzo postara, nie mają wymiernych i policzalnych skutków (wszak według obietnic z tych podręczników co drugi czytelnik powinien zdobywać świat, a tak się nie dzieje)?
Czytaj także: Brutalny eksperyment Milgrama wykazał, jak okrutni są Polacy [BADANIA]
Bo właśnie – jaki sens ma to czytanie, jeżeli ostatecznie każdy człowiek musi stanąć przed wyborem. Położyć uszy po sobie czy "dać głos" (trzymając się nomenklatury zwierzęcej)? Milczeć czy przemówić, bacząc na konsekwencje? Którego wilka dopuścić do głosu? Potulnego czy walecznego?

Waleczne wilki milionów Rosjan zostały uśpione. Siłą i groźbą. I te uśpione wilki najpewniej wcale nie są szczęśliwe.

Tak w skrócie przypomnę, że Stanley Milgram w latach 60. zadał sobie pytanie o przyczyny ślepego posłuszeństwa wobec zbrodniczych hitlerowskich rozkazów, które sprawiły, że zwykli ludzie brali udział w ludobójczej machinie, której częścią były obozy koncentracyjne. W jego eksperymencie uczestnicy mieli razić prądem innych uczestników (aktorów).

I okazało się, że robili to, niejednokrotnie serwując błagającemu o przerwanie rażonemu najwyższą dawkę wstrząsów. Dlaczego? Bo taka jest moc autorytetu. Milgram (i kolejne wersje eksperymentu) potwierdził, jak ogromny wpływ na nasze zachowanie i decyzje ma kontekst i sytuacja, w której się znajdujemy. Nie tam osobowość, wychowanie i wielkie idee. Łatwo być bohaterem na wygodnej kanapie.

Milgram obalił tym samym tezy, że Niemcy mieli szczególne skłonności do podporządkowania lub są narodem psychopatów i sadystów. Rosjanie też nie są jacyś wyjątkowi. Następny może być każdy naród poddany stosownej obróbce.

Wyniki tego eksperymentu powinniśmy pamiętać każdego dnia.

Kara za grzechy

Dlaczego Rosjanie się nie sprzeciwiają? Wydaje mi się, że przegapili moment. Gdy mogli się sprzeciwiać, to im się nie chciało, teraz za sprzeciw grozi im więzienie. Powiedzmy to wprost – krytyka Putina to obecnie ogromna odwaga. Wyjście na ulicę i protest w Rosji to akt wręcz heroiczny, bo nie jest traktowany jako głos sprzeciwu, a jako zdrada kraju.

Zdrada.

Miliarder i były przyjaciel Putina nazywany niegdyś "skarbnikiem Kremla", a teraz największy wróg prezydenta, w ostatnim wywiadzie odpowiedział krótko na pytanie, czy Rosjanie wyjdą na ulicę. Nie. Nie wyjdą. Będą siedzieć w domach i czekać.
Jak to? Nie czują się zagrożeni i wkurzeni? Nie będę protestować? Odpowiedź: nie, nie wyjdą, zostaną w domach.

Dlatego w pewnym sensie głośne powiedzenie "nie, nie popieram Putina" znaczy we współczesnej Rosji naprawdę dużo. To nie jest Polska, gdzie nazwanie prezydenta "debilem" skończy się absurdalnym procesem i śmieszkami w mediach społecznościowych.

Dlatego pomimo chwilowego wykluczenia kultury rosyjskiej pamiętajmy o tych, którzy jeszcze mają siłę na sprzeciw. Jak chociażby raper Oxxxymiron ("Nie będę was bawił, gdy na Ukrainę lecą rosyjskie rakiety. Byłem zawsze na Ukrainie wspaniale przyjmowany. Mam tam przyjaciół") czy wybitny pisarz Borys Akunin. Lista krytyków jest długa i staje się coraz dłuższa. Wspierajmy ich.

Wśród artystów nigdy nie brakowało tych, którzy wprost mówili, że Rosja to nie Władimir Putin. Chyba jednak zabrakło im energii, narzędzi i możliwości, by wcześniej obudzić drzemiące w społeczeństwie wilki.

"Koniec końców zmiana może odbyć się wyłącznie w nas samych. Tylko wtedy świat wokół znów zaczyna nam sprzyjać. Być może taką zmianę jest w stanie uruchomić jedynie gigantyczna strata" – mówił wybitny reżyser Andriej Zwiagincew, reżyser "Niemiłości". Najwyraźniej Rosjanie teraz muszą przeżyć swoją gigantyczną stratę. A my trzymajmy za nich kciuki – by uruchomiła ona zmianę.

***
Na koniec przeczytajcie list ukraińskiej reżyserki Mariny Stepańskiej do "byłych rosyjskich przyjaciół".

Drodzy byli rosyjscy przyjaciele, przedwcześnie was wysłałam na chuj, żałuję. Musimy porozmawiać.

Szóstego dnia wojny jest w końcu czas, aby odpowiedzieć na Wasze wzruszające SMS-y "Jak się masz? " i "Trzymaj się".

Po pierwsze jestem wkurwiona, po drugie nie muszę się trzymać. Widzicie, rozpiera mnie miłość, wdzięczność, uznanie i szacunek dla mojego narodu, wszystkich Ukraińców, a osobno dla mojej armii i prezydenta. To taki zajebisty stan, spróbujcie.

Na początek musicie się przerazić, jak my wszyscy o 5 rano, gdy obudziły nas odgłosy eksplozji. Każdy z nas zaczął dzwonić. Do tych, których kocha. Mówiliśmy głównie 'Kurwa, oni jednak zaatakowali'. Oni – to nie Putin, to wy. Każdy z was, który nie wyszedł walczyć z pleśnią, która zjadła mózgi większości waszych rodaków i prawdopodobnie wasze.

Potem poszliśmy kupić wodę, leki, wykąpaliśmy się i zeszliśmy urządzić piwnice domów. Na przykład piwnicę mojego domu urządziliśmy w 5 godzin tak, że moglibyśmy tam otworzyć hotel. Czyli nie było czasu na strach, tylko złość na jebanych ruskich i tylko koncentracja.

Pierwsza syrena. Ja i moi przyjaciele zdecydowaliśmy, że cokolwiek się stanie, musimy zabrać dzieci w bezpieczne miejsce. Przez pierwsze trzy dni wojny dowiedziałam się, że mogę spędzać za kółkiem 20 godzin, noc i dzień, i jednocześnie zabawiać dzieci, bo mamy cel. Mogę też spokojnie żyć tylko z jednym plecakiem, w którym mam bieliznę, torebkę do makijażu, komplet soczewek i podkoszulkę, bo wszędzie mam przyjaciół i cel. Mogę spać na twardej podłodze i spać dobrze, ponieważ obok są ci, co nigdzie nie spieprzyli, tylko pracują wszyscy tu na wszystkich frontach, bo mamy cel.

Uświadomiłam sobie też, że mogę teraz płakać tylko przy jednej okazji – czytając, jak moje wojsko wysyła was-okupantów tuż przed swoją śmiercią na chuj, i że się nie poddają, bo to jest szczyt ewolucji: Człowiek z poczuciem własnej godności. Pierwsi krytycy teorii ewolucji Darwina twierdzili, że nie można jej ekstrapolować na ludzkość, ponieważ nie jest jasne, dlaczego w trakcie rzekomej ewolucji biologicznej ludziom pozostawiono tak niepotrzebną cechę przetrwania, jaką jest altruizm.

Wojna Ukrainy przeciwko rosyjskim okupantom uświadomiła mi, że altruizm to cecha niezbędna do przetrwania gatunku zwanego "Człowiekiem z poczuciem własnej godności". I ona też będzie istnieć w przyszłości. W lepszej przyszłość.

Widzicie, drodzy byli rosyjscy przyjaciele, nawet jeśli umrę jutro, co nie jest tak nieprawdopodobne w obecnych warunkach, nadal będzie dobrze. Bo wiem, że MOJE przetrwa i odbuduje wszystko, co spieprzyliście, bo JUŻ to robimy, bo nie ma strachu, jest szacunek, bo MY jesteśmy całą Ukrainą.

Szacunek dla swoich i świadomość, że będą cię chronić to taki zajebisty stan, spróbujcie tego.

Piszę tu "MY" z jednego prostego powodu. Wszystko, co wyżej napisałam przeżyliśmy i mówi to każdy mój znajomy, już nawet nie wspomnę o tych, co o 8 rano po pierwszych rakietach poszli zaciągnąć się do wojska i ustawili się w kolejce do nieba, tak, że komisje poborowe żartują "jak służyć, to wtedy wszyscy chorzy, a jak walczyć z Rosjanami – to wszyscy nagle zdrowi". Widzicie jak bardzo wami gardzimy?

Mało prawdopodobne, że nasze podejście do was się zmieni, ale nadal możecie zrobić coś dla siebie: znajdźcie poczucie własnej godności i rozpocznijcie rewolucję. Jest was przecież od chuja. A do tej pory nic wam się nie udało, bo Rosja dziś – to od chuja niewolników. No ale jeśli będzie od chuja ludzi – to się uda.

Staram się w to wierzyć.

Cóż, a na razie możecie wysyłać pieniądze na ukraińską armię.
Zamiast wysyłania tych SMS-ów.
Chwała Ukrainie!

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl

Czytaj także: Ukraina to kraj bez kultury? Lepszego czasu na prostowanie putinowskich bzdur nie będzie

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut