Internet oburzony, że Will nie zrobił coming outu. Serio, oczekujecie od lat 80. bycia "woke"?

Ola Gersz
05 lipca 2022, 19:12 • 1 minuta czytania
Scena rozmowy Willa i Mike'a w 8. odcinku była jednym z najbardziej poruszających momentów 4. sezonu "Stranger Things". I podczas gdy potwierdziły się spekulacje o orientacji seksualnej chłopaka, to w internecie zawrzało. Dlaczego? Bo Will nie zrobił coming outu. Serial jest masowo krytykowany za znienawidzony dziś kulturowy trop pod tytułem "osoby LGBT nie kończą szczęśliwie". Tyle że ta decyzja fabularna braci Duffer jest... bardzo dobra. Oto dlaczego
Will nie zrobił coming outu i to jest ok Fot. Netflix

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


Spekulacje o orientacji seksualnej Willa krążyły wśród widzów od dawna i były na nie liczne dowody. Chociażby w 1. części 4. sezonu "Stranger Things" pojawiło się wiele wskazówek sugerujących, że Will Byers jest gejem i kocha Mike'a Wheelera. Na przykład scena, gdy chłopak z tęsknotą spogląda na Mike'a, a kiedy ten mówi mu, że uważa go za swojego najlepszego przyjaciela, w jego oczach widać ogromny smutek. Albo wszystkie momenty, gdy Will złościł się na Jedenastkę za okłamywanie Wheelera.

W części 2. hitu Netflixa te domysły zostają potwierdzone, chociaż nic nie jest powiedziane wprost. Braciom Duffer udało się jednak stworzyć jedną z najbardziej emocjonalnych scen sezonu, a wręcz całego serialu.

Orientacja seksualna Willa Byersa już oficjalna

O którą scenę chodzi? Gdy podczas podróży do Nevady Mike dzieli się z Willem swoim lękiem o przyszłość związku z ukochaną El, przyjaciel wręcza mu zwinięty w rulon obraz, który namalował jeszcze w Kalifornii. Internauci spekulowali, że jest to portret Mike'a i nie byli dalecy od prawdy. Malunek przedstawia kilku rycerzy walczących z olbrzymim smokiem, na których czele stoi Mike z symbolem serca na tarczy.

Mike jest zachwycony obrazem, a Will szybko dodaje, że namalował go na prośbę Jedenastki (co raczej nie jest prawdą). Jak podkreśla, to właśnie serce spaja całą drużynę. Potem z ust chłopaka padają dwuznaczne słowa.

– Bez serca rozpadlibyśmy się. Nawet Nastka. Zwłaszcza ona. Przez te ostatnie miesiące bez ciebie była taka zagubiona. Ona tak bardzo różni się od innych... A kiedy jesteś inny, czasami czujesz się jak pomyłka. Ale dzięki tobie ona wcale nie czuje się pomyłką. Bycie inną czyni ją lepszą osobą. To daje jej odwagę do walki. Jeśli była dla ciebie wredna albo zdawało się, że cię odtrąca, to dlatego, że tak jak ty bała się, że cię straci. (...) Jedenastka cię potrzebuje i zawsze będzie – mówi pełen emocji Will.

Możemy się jedynie domyślać, że bohater (doskonale zagrany przez niedocenianego Noaha Schnappa) w rzeczywistości nie mówi o swojej przybranej siostrze, ale o sobie. A nawet jeśli Will faktycznie opowiada o Jedenastce, to jest to dowód dojrzałości chłopaka, który stawia szczęście przyjaciół nad swoje własne.

Gdy pocieszony przez Willa Mike skupia się na obrazie, chłopak odwraca się do szyby furgonetki i ukradkiem płacze. Mimo że Mike zdaje się tego nie zauważać, to wszystkiemu przygląda się starszy brat Willa, Jonathan, który domyśla się, o co chodzi. Później, w pizzerii w Nevadzie, rozpoczyna z Willem wzruszającą rozmowę, podczas której podkreśla, że chłopak zawsze może z nim porozmawiać i będzie go kochał bez względu na wszystko.

I tutaj wchodzi krytyka internautów. Nie na przepiękne sceny z udziałem Willa, jego orientację seksualną czy uczucie do Mike'a. Chodzi o brak coming outu.

Internauci oburzeni, że Will nie zrobił coming outu

Will Byers cierpi od 1. sezonu. W końcu to od jego porwania na Drugą Stronę wszystko się zaczęło. I owszem, rodzinie i przyjaciołom udaje się uratować chłopca, ale od tej pory... wszystko jest tylko gorzej. Straumatyzowany Will nie dość, że ciągle czuje obecność Łupieżcy Umysłów (i na tym się raczej nie skończy, co sugeruje koniec 4. sezonu), to jeszcze jako nieśmiały outsider nie radzi sobie w społeczeństwie i często jest celem szkolnych gnębicieli.

Do tego doszli jego przyjaciele, którzy od gry w "D&D" wolą swoje dziewczyny oraz rozłąka z kolegami i przeprowadzka do Kalifornii. I w końcu kłótnia z najlepszym przyjacielem Mikiem, który – po kilku miesiącach znikomego kontaktu – przyjeżdża na zachodnie wybrzeże do swojej dziewczyny, a przybranej siostry bohatera, Jedenastki i... wszystko dodatkowo komplikuje. Między przyjaciółmi niby jest już w porządku, ale Will znowu cierpi, bo kocha Mike'a, który z kolei kocha Jedenastkę.

Bez dwóch zdań Will jest najbardziej tragiczną z głównych bohaterów "Stranger Things". Samotny, dręczony mroczną przeszłością, zmagający się z własną seksualnością, zakochany w swoim przyjacielu. Do tego ciągle na uboczu, tak jakby twórcy zupełnie nie widzieli, co z tą postacią zrobić. Nic dziwnego, że po ostatnich dwóch odcinkach 4. sezonu widzowie mieli dość "psucia" Willa (zwłaszcza że pojawiła się teoria, że w 5. sezonie Byers zostanie... czarnym charakterem).

"Will zasługuje na więcej", "Pozwólcie mu być szczęśliwym", "Chcę go przytulić", "Biedny Will" – takich komentarze w mediach społecznościowych jest mnóstwo. "Nie ma sezonu "Stranger Things" bez cierpiącego Willa" – przytomnie zauważył ktoś na Twitterze.

Jednak tym razem internauci masowo wylewają na braci Duffer złość, że nawet orientacja seksualna bohatera została potraktowana jako źródło jego cierpienia. Denerwują się, że Will nie dostał szansy na wyjawienie swojej tożsamości, a jedynie milczał i płakał, zupełnie olany przez siedzącego obok Mike'a. Pojawiły się nawet oskarżenia o queerbaiting, czyli sugerowanie wątku LGBT, co okazuje się jedynie czczą obietnicą.

"Bracia Duffer muszą nienawidzić Willa Byersa. Nie tylko całkowicie odsunęli na bok bohatera, który byłby świetną reprezentacją dla społeczności, która w mediach jest ledwo reprezentowana, to jeszcze użyli go jako przynętę i wykorzystali jego wyznanie oraz całą postać jako narzędzie fabularne, które ma popchnąć do przodu związek Mike'a i Jedenastki" – brzmi popularny tweet, pod którym wywiązała się dyskusja.

"Nie dali mu nawet odpowiedniej sceny coming outu. Po raz kolejny, podczas gdy wszyscy inni mają szczęśliwe zakończenia, Will musi zakończyć sezon 4 bez żadnych doświadczeń, miłości czy szczęścia. Zasługuje na znacznie więcej, niż dostaje" – czytamy dalej.

Wielu widzów oskarża braci Duffer o marną reprezentację społeczności LGBT, do której w "Stranger Things" należy także grana przez Mayę Hawke Robin (bohaterka, owszem, dokonała coming outu przed Stevem i zakochała się w koleżance, ale nigdy nie użyła słowa "lesbijka"). Krytykują ich również za skorzystanie z – popularnego przez długie lata w popkulturze – tropu "smutnych homoseksualistów", którzy nigdy nie dostają szczęśliwego zakończenia i obowiązkowo muszą umierać, albo przynajmniej dotkliwie cierpieć (ostatnio dostało się za to, chociażby serialowi "Obsesja Eve").

Ale czy faktycznie bracia Duffer uwzięli się na Willa i całą społeczność LGBT? Raczej nie.

Coming out nastolatka z Indiany w epoce AIDS?

"Stranger Things" to serial żywcem wyjęty z lat 80. Ktoś, kto obejrzałby losowy odcinek z przypadku i potem wpisał tytuł w Google, mógłby się zdziwić, że to wcale nie produkcja sprzed lat, ale współczesna. Wszystko się tam zgadza: popkulturowe motywy z "ejtisów", fryzury, stroje, soundtrack. W końcu jednym z głównych powodów, dlaczego serial braci Duffer stał się hitem, jest właśnie nostalgia za latami 80., która w popkulturze wciąż jest żywa.

Widzowie chwalą "Stranger Things" za zgodność z epoką, ale ci sami krytykują brak coming outu Willa. Tymczasem zadajmy sobie proste pytanie: czy w latach 80. coming outy nastolatków były na porządku dziennym? Zwłaszcza nieśmiałych nastolatków z zapyziałego miasteczka w rolniczym stanie Indiana, w którym rzadkością były jakiekolwiek mniejszości?

Will, mimo że przez kilka miesięcy mieszkał w znacznie bardziej otwartej na świat Kalifornii, może nawet zupełnie nie zdawać sobie sprawy ze swojej orientacji seksualnej. Może odczuwać przerażenie i wypierać się swoich "zakazanych" uczuć, o których grzmią telewizyjni kaznodzieje. Zwłaszcza że mówimy o czasach, w których szaleje epidemia AIDS, zwana przez homofobów "gejowskim wirusem" czy "karą za grzechy". Czasach, w których homoseksualizm pojawiał się w filmach i serialach sporadycznie (a jeśli już, to gej zwykle kończył tragicznie), a George Michel próbował wszystkich przekonać, że jest hetero.

Obyczajowość i świadomość społeczna w latach 80. były diametralnie różne od naszych. Ba, dopiero na początku XXI wieku rozpoczęła się tęczowa rewolucja i walka o prawa społeczności LGBT, która z roku na rok jest coraz bardziej widoczna. W latach 80. naznaczonych AIDS większość homoseksualistów nie marzyła nawet o widoczności czy jednopłciowych małżeństwach. W oczach protestanckiego i pruderyjnego amerykańskiego społeczeństwa byli "degeneratami" na uboczu. I podczas gdy w dużych miastach, jak San Francisco czy Nowy Jork, były gejowskie enklawy, to osoby LGBT na prowincji żyły w ukryciu.

Dziś prawie każdy nastolatek może eksplorować swoją tożsamość i orientację seksualną w internecie. Może oglądać niezliczone filmiki na TikToku, w których ludzie otwarcie mówią o swoich doświadczeniach, oglądać tęczowe seriale i czytać gejowskie romanse, które stają się bestsellerami. I podczas gdy w wielu miejscach na świecie ten sam nastolatek musi żyć w ukryciu, to w innych może chodzić na parady równości, kochać, kogo chce i świętować Miesiąc Dumy.

"Stranger Things" nie ma być woke

Być może robiłby to dzisiaj Will Byers. Jednak urodził się kilkadziesiąt lat temu i to nie w wielkim mieście, ale wiejskim miasteczku, w którym przezywają go od "pedałów", tylko dlatego, że jest nieśmiały i lubi rysować.

Serio, oczekujemy, że taki chłopak nagle powie swojemu najlepszemu przyjacielowi, chłopakowi swojej przybranej siostry, że jest w nim zakochany? A od owego przyjaciela, typowego nastolatka, oczekujemy, że w mig zrozumie, o co chodzi Willowi i okaże mu wsparcie? Bądźmy realistyczni.

Jeśli chcemy od "Stranger Things" epokowego realizmu, to nie oczekujmy, że scenarzyści nagle magicznie przeniosą prowincjonalne Hawkins kilkadziesiąt lat do przodu. Że bohaterowie będą nosić tęczowe ubrania i mówić naokoło o swojej orientacji. Owszem, do tego przyzwyczaił nas Netflix, ale mówimy o "Stranger Things", serialu "ejtisowym" do bólu.

Nie oczekujmy od braci Duffer, że zrobią wierny latom 80. serial, który dodatkowo będzie "woke". Miejmy za to nadzieję, że Will w swoim własnym tempie odkryje swoją seksualność, powie o niej zaufanym osobom, pozna miłość swojego życia i w końcu zazna szczęścia.

Czytaj także: https://natemat.pl/423196,noah-schnapp-ze-stranger-things-jest-niedoceniony-will-zasluguje-na-wiecej