"Niepotwierdzona" informacja o śmierci Andrzeja I. "PiS udawało, że ściga handlarza respiratorami"
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Prokuratura i policja dysponują niepotwierdzoną informacją o śmierci Andrzeja I.
- Właściciel niedużej firmy handlującej bronią za 250 mln zł zobowiązał się dostarczyć 1241 respiratorów. Dostarczył tylko 200
- Ministerstwo Zdrowia straciło na tym interesie ok. 50 mln złotych
Nie żyje handlarz respiratorów
Według ustaleń TVN24 informacje o śmierci Andrzeja I. od kilku tygodni pojawiają się w przestrzeni publicznej. Dysponować ma nimi zarówno prokuratura, jak i policja. Doniesienia potwierdził w rozmowie ze stacją Karol Blajerski, prokurator i rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie, która w marcu br. wystawiła list gończy.
Niepotwierdzona informacja o śmierci "handlarza bronią" miała pojawić się z uwagi na akt zgonu, który został wystawiony w Tiranie, stolicy Albanii. Natomiast ciało dotychczas nie zostało przetransportowane do Polski.
Oficer z Komendy Głównej Policji przekazał, że śmierć Andrzeja I. została potwierdzona "w Albanii oraz za pośrednictwem Europolu". Wobec tego policja wystąpiła do prokuratury o odwołanie poszukiwań.
Poszukiwania nie były intensywne. Andrzej I. bez problemu opuścił kraj
Policja nie przykładała się do poszukiwań handlarza. Nie figurował on nawet na ogólnodostępnej liście poszukiwanych. – Zespoły poszukiwań celowych nie otrzymały poleceń, by sprawę traktować priorytetowo. Po prawdzie to nie szukał go nikt – przekazali rozmówcy TVN24 z Komendy Głównej Policji.
Andrzej I. opuścił kraj 9 grudnia 2020 r., sześć dni po wystawieniu faktury za dostawę respiratorów. Dokument opiewał na kilkanaście milionów złotych. List gończy wystawiono dopiero w marcu br.
"PiS udawało, że ściga handlarza"
– To jest państwo na niby. PiS udawało, że ściga handlarza. List gończy wystawiono po kilkunastu miesiącach od jego ucieczki z kraju. Wszystko wskazuje, że miał parasol ochronny w kraju i za granicą. W tym czasie skompromitowani ministrowie, czasowo wycofani, ostentacyjnie wrócili do rządu – wskazuje poseł Michał Szczerba, który z posłem Dariuszem Jońskim prowadzą własne śledztwo w tej sprawie.
Posłowie odkryli, że niemal żadne z 200 urządzeń nie trafiło do szpitali. Respiratory nie miały ważnych przeglądów, gwarancji i były niekompletne. Ponadto z raportów NIK wynika, że Ministerstwo Zdrowia nabyło je, przepłacając przynajmniej dwukrotnie.
Premier Mateusz Morawiecki "wiedział i akceptował"
Na aferę respiratorową nowe światło rzuciły maile ze skrzynki szefa KPRM Michała Dworczyka. W korespondencji występowali Mateusz Morawiecki, ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński i prezes spółki KGHM Polska Miedź Marcin Chludziński. "Poniżej oferta od Pana Andrzeja I. Dziękuję Marcin za namiary" – miał napisać Cieszyński 6 kwietnia.
"Proszę. My działamy z tymi bellavista (wariant respiratorów - red.), które sobie wcześniej potwierdziliśmy. Te chińskie są o tyle ciekawe, że mają koncentrator tlenu" – odpowiedział Chludziński. Premier Morawiecki udzielił się w korespondencji, zatwierdzając krótkim "ok".
"To kolejny dowód, że premier wiedział i akceptował jako dostawcę respiratorów Andrzeja I." – skomentował dla TVN24 Dariusz Joński, poseł Koalicji Obywatelskiej. Z kolei poseł Michał Szczerba twierdzi, że "Ludzie umierali, bo nie było respiratorów. A oni w tym czasie robili swoje interesy. Poraża ta bezczelność, zachłanność i bezkarność".