Prawnik o rzekomej łapówce dla Tuska: "Wszyscy wszystko wiedzą, tylko nie wymiar sprawiedliwości"

Katarzyna Zuchowicz
20 października 2022, 14:01 • 1 minuta czytania
Doniesienia o rzekomym wręczeniu łapówki Michałowi Tuskowi rozpaliły prawicę do czerwoności. "Pięknie rozegrano Tuska" – kpią w internecie. – To stricte gra polityczna, która nie ma nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości. To powinno zostać zweryfikowane przez sąd, a nie nie przez publiczność na Twitterze, bo Zbigniew Ziobro udostępnił dwie kartki protokołu – komentuje w rozmowie z naTemat mec. Bartłomiej Piotrowski. Jak ta sprawa wygląda od strony prawnej?
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro opublikował zeznania ws. afery podsłuchowej. Wynika z nich, że pięć lat temu Marcin W. przekazał Michałowi Tuskowi 600 tys. euro. fot. JACEK DOMINSKI/REPORTER/East News

Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej naTemat.pl


Przypomnijmy krótko. Najpierw Polską wstrząsnęła publikacja "Newsweeka", który 16 października doniósł, że rosyjskie służby maczały palce w aferze taśmowej z 2014 roku. Z ustaleń tygodnika wynikało, że świadek Marcin W., współpracownik biznesmena Marka Falenty, twierdził, że Falenta sprzedał niewygodne dla rządu PO taśmy rosyjskim służbom.

Informacja wywołała wstrząs. We wtorek Donald Tusk zaapelował o powołanie komisji śledczej w tej sprawie.

Dzień później, 19 października, Prokuratura Krajowa upubliczniła protokoły innych zeznań Marcina W. To pięć plików, które obejmują przesłuchania pomiędzy 2014 a 2021 rokiem. Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro poinformował, dlaczego to zrobiono:

Donald Tusk, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, publicznie postawił poważne oskarżenia wobec prokuratury dotyczące rzekomego zatajania informacji i zaniechań w śledztwie. Powołał się na jeden z protokołów wyjaśnień Marcina W., pomijając inne jego relacje procesowe pozostające w związku z tematem wczorajszej konferencji. Dlatego postanowiłem, że interes publiczny wymaga, by obywatele poznali całość złożonych przez niego relacji dotyczących wątku kryminalno-politycznego w kontekście związków z Rosją.Zbigniew ZiobroMinister Sprawiedliwości

Z zeznań Marcina W. największe emocje wzbudziły zarzuty dotyczące przyjmowania korzyści majątkowych przez Michała Tuska. Jak zeznał, miał on wręczyć synowi lidera PO reklamówkę z pieniędzmi, w której było 600 tys. euro.

Jak podano, protokół dotyczy przesłuchania świadka Marcina W. przez prokuratora Tomasz Tadlę z Prokuratury Regionalnej w Katowicach, jest datowany na 20 listopada 2017 roku.

Michał Tusk nazwał sprawę bzdurą. Powiedział, że prokuratura ma te zeznania od lat, a on nawet nie został przesłuchany. Nigdy też nie poznał Marka Falenty, nie zna też Marcina W.

I tu wielu zadaje sobie podobne pytanie. – Pytanie jest zasadnicze: dlaczego prokuratura nie zrobiła przez ostatnich 5 lat nic z zeznaniami Marcina W.? Widać, że działania prokuratury w ogóle nie trzymają się kupy, chodzi tylko o wydźwięk polityczny. PiS wyraźnie przestraszył się wątku rosyjskiego. Dlatego uważamy, że tylko komisja śledcza jest w stanie wyjaśnić wątek rosyjski w aferze podsłuchowej i działania służb – mówiła w rozmowie z naTemat posłanka KO Katarzyna Lubnauer.

Prawnik: Odpowiedź jest prosta

Dlatego pytamy, jak taka sprawa wygląda od strony prawnej? I jak powinna postąpić prokuratura, dysponując podobnymi zeznaniami świadka od 2017 roku?

– Odpowiedź jest bardzo prosta. Jeśli świadek mówi, że zostało popełnione przestępstwo, to prokurator musi zweryfikować te depozycje świadka. Jeżeli prokurator zebrał dostateczne dane do postawienia zarzutu, to niezwłocznie sporządza postanowienie o przedstawienie zarzutu i ogłasza je podejrzanemu. Czyli krótko mówiąc, jeśli mamy dowody, że ktoś popełnił przestępstwo, to nie możemy ich schować do szuflady, tylko musimy postawić zarzut i ogłosić go podejrzanemu – mówi naTemat adwokat Bartłomiej Piotrowski z Katowic.

Co się stało konkretnie w tym przypadku?

– Nie mamy całego materiału dowodowego. Ale ja odbieram to w ten sposób: jeżeli przez pięć lat te zeznania nie stały się podstawą do postawienia komukolwiek zarzutów, to w mojej ocenie one same w sobie są do tego niewystarczające. W tej sytuacji albo zostało to zweryfikowane negatywnie i, że prowadzący śledztwo stwierdził, że nie postawi zarzutów w tej sprawie, albo od pięciu lat pozorowano działania weryfikujące te zeznania – uważa mecenas.

Bartłomiej Piotrowski przyznaje, że czytając takie doniesienia, jako adwokat, czuje bezradność wymiaru sprawiedliwości. – Opinia publiczna decyduje o winie bądź niewinności, zanim ktokolwiek przeczyta całe akta, zanim akt oskarżenia zostanie sformułowany, zanim sprawa trafi do sądu. Wszyscy wszystko wiedzą, tylko nie wymiar sprawiedliwości – mówi.

Prawica w euforii, prawnik o zeznaniach świadka

Widzimy to chyba wszyscy. Wcześniej, przy zeznaniach ws. Rosji i nagrań, były emocje po stronie opozycji. Teraz na prawicy sięgają zenitu, jakby dzięki temu PiS miał wygrać wybory. "600 tys. na PO w siatce z Biedronki. Prokuratura Generalna ujawniła nowe zeznania Marcina W., na którego powołuje się Tusk" – kpi TVP Info.

Prawica szydzi też, że po doniesieniach na temat zeznań Marcina W., które dotyczyły Rosjan, Donald Tusk od razu zabrał głos, a teraz milczy.

– Zaapelował o komisję śledczą i te zeznania niczego nie zmieniają. Oczywiście, że czekamy na komisję. Obie sprawy powinny zostać wyjaśnione. Jako adwokat powiem więcej. Abstrahując od komisji, powinny być wyjaśnione przed niezawisłym sędzią – mówi mecenas Piotrowski.

I dodaje: – Jeśli świadek coś zeznał w prokuraturze, to musi przyjść do sądu i w obecności ewentualnych oskarżonych zeznać to w procesie przed sądem. To jest dla mnie warunek oceny przez sąd, co świadek mówi wiarygodnego, a co nie.

Czy to jednak nie kompromituje PO, która tak bardzo oparła się na zeznaniach Marcina W.?

Zeznania świadka w jednym fragmencie będą pasowały jednym, w drugim fragmencie mogą pasować drugim. Bo mamy dwa obozy. Ja czekam, aż świadek przyjdzie przed komisję, przed sąd, potwierdzi lub nie potwierdzi zeznania, sprostuje – bo to się zdarza. Wtedy będziemy mieli jasność. Tak powinno się to w demokratycznym państwie prawa odbywać – komentuje prawnik.

Dodaje: – Natomiast my dostajemy dwie kartki papieru, pewnie z obszernych zeznań, zmanipulowanych w ten sposób, że pewne nazwiska są zaciemnione, a inne nie. To stricte gra polityczna, która nie ma nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości. Jeśli ktoś się tu skompromitował, to minister sprawiedliwości, który w ten sposób postępuje.

Materiałem dowodowym żongluje się tylko w celach politycznych. W ten sposób, że udostępnia się opinii publicznej fragment zeznań, który w mojej ocenie, nie ma żadnego znaczenia, dla dobra tego postępowania. Tu nie ma mowy o żadnym sensie dla dobra procesu.Bartłomiej Piotrowskiadwokat

Co z wiarygodnością świadka

Tu można jeszcze zapytać o wiarygodność samego świadka. Jak pisaliśmy już w naTemat, środowisko Zbigniewa Ziobry naśmiewa się z Donalda Tuska. A wśród zarzutów prawicy są podwójne standardy, którymi opozycja ma się kierować w ocenie wiarygodności zeznań Marcina W.

Adwokat odpowiada kategorycznym tonem.

– Znamy fragment zeznań z Newsweeka. Znamy fragment zeznań, które upublicznił Zbigniew Ziobro. Świadek w jednym aspekcie może się mylić, w drugim nie. Ale od tego jest sąd, żeby ocenić wiarygodność świadka. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ja nie mówię, gdzie świadek mówił prawdę, a gdzie nie. Absolutnie nie mam do tego prawa i za mało wiem – zaznacza mecenas Piotrowski.

Natomiast, jak podkreśla, zeznania świadka czasami składają się z elementów, którym sąd daje wiarę, i jednocześnie takich, którym wiary nie daje.

– Świadek dla mnie nie jest ani bohaterem, ani nie jest przekreślony z powodu swoich zeznań. To powinno zostać zweryfikowane przez sąd, przy pomocy pozostałego materiału dowodowego. A nie przez publiczność na Twitterze, bo Zbigniew Ziobro udostępnił dwie kartki protokołu – mówi.

Dodaje: – Ja jako adwokat, codziennie przed sądem mówię, że ten świadek jest wiarygodny, a ten nie. A prokurator mówi na odwrót. I teraz to się dzieje w opinii publicznej, zamiast na sali rozpraw. Tylko sądu niezawisłego nie ma, który oceni, kto ma rację.