Britney straciła wolność na ponad dekadę. Kanye West odwala manianę od lat i wciąż bryluje. Serio?

Ola Gersz
29 października 2022, 10:02 • 1 minuta czytania
Kanye West w końcu się doigrał. Opublikował tak obrzydliwy, antysemicki wpis, że świat powiedział dość i Ye traci i kontrakty reklamowe, i miliony dolarów. Fajnie, fajnie, tyle że raper odwalał podobne akcje od lat i wciąż zapraszany był na Fashion Week w Paryżu. Tymczasem w 2007 roku Britney Spears na oczach świata przeszła załamanie nerwowe i na 13 lat trafiła pod kuratelę. Czy tylko ja uważam, że coś jest tutaj nie w porządku?
Britney Spears i Kanye West zostali potraktowani przez społeczeństwo diametralnie inaczej Fot. Bronx Di Capua/Broadimage/EAST NEWS // Ron Sachs/Polaris Images/East News

"Jestem dziś nieco śpiący, ale kiedy się obudzę, zamierzam rozpocząć Death Con 3 (nawiązanie do alarmu mobilizacyjnego sił zbrojnych USA – red.) na ludności żydowskiej. Śmieszne jest to, że nie mogę być antysemitą, bo czarnoskóre osoby również są Żydami" – napisał Ye w mediach społecznościowych.


Dopiero gdy antysemiccy demonstranci zebrali się na wiadukcie autostrady międzystanowej nr 405 w Los Angeles i wywiesili transparenty chwalące rapera ("Kanye ma rację na temat Żydów"), świat zorientował się, że Kanye West jest niebezpieczny. Zablokowały go Instagram i Twitter, zerwały z nim współpracę Adidas i GAP, a agencja artystyczna CAA postanowiła, że nie chce już reprezentować byłego męża Kim Kardashian. Nawet gotowy już dokument o Kanye trafił na półkę.

Szkoda tylko, że trwało to tak długo, bo West, za przeproszeniem, odwalał manianę od lat. W przypadku Britney Spears, która 15 lat temu załamała się psychicznie, zaatakowała paparazzo parasolką i zgoliła głowę, zajęło to metaforyczne pięć minut. Gwiazda pop zapłaciła swoją wolnością na ponad dekadę – wyrokiem sądu znalazła się pod kuratelą ojca.

Podwójne standardy się kłaniają.

Kanye West jest coraz bardziej niebezpieczny

Pytanie brzmi, dlaczego Kanye West, czyli jedna z największych gwiazd współczesnej muzyki z milionami fanów na całym świecie, od lat (do dzisiaj) bezkarnie robił obrzydliwe rzeczy i nikt nawet nie mrugnął okiem? Przesadzam? To pozwólcie, że wymienię.

Wtargnął na scenę na gali VMA w 2009 roku, gdy Taylor Swift odbierała nagrodę i powiedział 20-letniej wówczas wokalistce, że wcale nie powinna wygrać. Publicznie oskarżył swoją żonę o to, że chciała usunąć ciążę, gdy spodziewała się ich pierwszego dziecka ("Miała tabletki w ręku, ale dostałem wiadomość od Boga" – krzyczał ze sceny). Nakręcił teledysk, w którym mordował ówczesnego chłopaka Kardashian Pete'a Davidsona i masowo publikował na Instagramie wymierzone w niego nienawistnie posty.

Ogłosił, że zamierza kandydować na prezydenta USA, po czym poparł Donalda Trumpa i paradował w czapce "Make America Great Again". Sprzymierzył się z oskarżonym o przemoc seksualną Marilynem Mansonem, twierdził, że Bill Cosby jest niewinny i bronił R. Kelly'go (skazanego na 30 lat więzienia za m.in. handel ludźmi i pedofilię). Publicznie nazwał swoich byłych szwagrów "dawcami spermy". Wielokrotnie nazywał się bogiem.

Na tegorocznym Tygodniu Mody w Paryżu założył bluzę z napisem "White Lives Matter", który utożsamiany jest ze zwolennikami tzw. białej supremacji (m.in. Ku Klux Klan). Stwierdził, że niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych było wyborem. Ogłosił, że George Floyd wcale nie zmarł z powodu działań (skazanego przez sąd) policjanta, ale z powodu narkotyków (za co pozwała go rodzina Floyda). Oskarżał "żydowskie media" o cenzurę. A teraz pisał o mordowaniu Żydów w internecie.

Wystarczy? A to przecież tylko "najważniejsze" szaleństwa Ye, który doczekał się statusu "kontrowersyjnej ikony". Cały czas zarabiał miliony, występował w reklamach, miał własną kolekcję z Adidasem, był zapraszany na festiwale i gale. Mógł mówić, co chce i nikt nie mówił mu "stop", nawet gdy głosił mowę nienawiści.

Dopiero teraz – po swoim antysemickim ataku, który zresztą był zwieńczeniem ostatnich, naprawdę przerażających i niebezpiecznych już "akcji" – został zrzucony z piedestału. I znając życie, pewnie niedługo wróci na niego z powrotem.

Kanye West i Britney Spears, czyli

Podczas gdy Kanye "dokazywał" od lat, Britney Spears musiała zaciekle walczyć w sądzie o zakończenie trwającej 13 (!) lat kurateli. Nałożonej na nią, bo publicznie załamała się psychicznie i zaatakowała samochód reportera z parasolem w ręku. Jednego z setek, tysięcy paparazzi, którzy prześladowali ją od lat i zamieniali jej życie w piekło.

W końcu nie wytrzymała, a spotkały ją za to kontrola, upokorzenie i odebranie jej podstawowych praw, mimo że była zagrożeniem głównie dla siebie samej, nie dla społeczeństwa. Ba, Britney pewnie wciąż byłaby pod kuratelą ojca, gdyby nie społeczny ruch #FreeBritney.

Zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak fizyczne, co należy podkreślać na każdym kroku. Załamanej Spears odebrano prawo do decydowania o swoim życiu i to pod pozorem jej dobra. West ma cierpieć na chorobę afektywną dwubiegunową i wiele osób właśnie na karb jego zdrowia zrzuca wszystkie jego odpały. I tu pojawia się problem, bo West przekroczył granicę nienawiści.

Działania Kanyego – które dzisiaj ewidentnie są już zagrożeniem dla innych – sprawiają, że wielu osób zaczęło utożsamiać zaburzenia psychiczne z agresją i hejtem. Tymczasem choroba psychiczna to jedno, a nienawiść, antysemityzm, biała supremacja i mordowanie w teledysku faceta swojej byłej żony to drugie. Nie tłumaczmy tych karygodnych, skandalicznych zachowań jego stanem zdrowia.

Jak podkreśliła znana na Instagramie graficzka Lainey Molnar, która również podjęła kwestię podwójnych standardów na przykładzie Britney Spears i Kanyego Westa, można być jednocześnie ofiarą i sprawcą. "Jaką rozmowę prowadzimy w ten sposób na temat zdrowia psychicznego? Poprzez clickbaity o załamaniach i nazywanie ludzi szalonymi? Promujemy osobę, która uniemożliwia współczucie chorym, ponieważ woli opowiadać się za nienawiścią" – pisała.

Podwójne standardy

Dlaczego Britney Spears i Kanye West są traktowani w tak skrajnie różny sposób? Mogę się tylko domyślać.

To pokłosie kultury, w której emocjonalne kobiety nazywano "wariatkami", a nieobliczalność i brak subordynacji od wieków były surowo karane. Kobieta musiała być kontrolowana i była tłamszona, jeśli nie potrafiła się dostosować, co zresztą widzimy do dzisiaj, kiedy dostajemy po głowie, gdy po prostu robimy swoje. Jeśli kobiecie "odbija", to tym lepiej, bo można na legalu spalić ją na metaforycznym stosie.

A mężczyźni? Boys will be boys. Zwłaszcza jak są bogaci, uprzywilejowani i przynoszą miliardowe zyski korporacjom. Jak Kanye. Bo on przecież po prostu taki jest. Szalony, dziwny, nieposkromiony. Zamiast mu pomóc, lepiej się pośmiać z jego dziwactw. Zamiast potępić jego nienawistne zapędy i oskarżyć go o mowę nienawiści, lepiej bić mu brawo.

Bo ten człowiek niewątpliwie potrzebuje pomocy. A przede wszystkim musi zostać odcięty od publicznych platform, aby jego nienawistne apele nie trafiły na podatny grunt. Ba, aby nikt nie musiał ich słuchać. Bo wolność słowa nie jest usprawiedliwieniem nienawiści.