Ze Złotych Globów niektórzy zapamiętali... ciało Seleny Gomez. Nie wierzę, że znowu to przerabiamy
Aktorka, piosenkarka, producentka, biznesmenka (jest "matką" marki kosmetycznej Rare Beauty), promotorka zdrowia psychicznego, ambasadorka UNICEF. Na Instagramie jest w pierwszej piątce kont z największą ilością obserwatorów (aktualnie ma ich 369 milionów), a w 2020 roku magazyn "TIME" uznał ją za jedną ze 100 najbardziej wpływowych osób na świecie. Sześć albumów, 15 rekordów Guinessa, półki uginające się pod ciężarem nagród.
Selena Gomez to już instytucja. Gwiazda, która zadziwia autentycznością, bezpośredniością i szczerością, a której los wcale nie oszczędza. Sława sławą, pieniądze pieniędzmi, ale osobiste życie Seleny przez lata było nieustanną walką i pasmem cierpień.
Gdy w ubiegłym roku światło dzienne ujrzał kręcony przez sześć lat dokument "Selena Gomez: nic o mnie beze mnie", poznaliśmy ją bliżej. 30-latka bez zahamowań mówiła o chorobie afektywnej dwubiegunowej, załamaniach psychicznych, myślach samobójczych, pobycie w szpitalu psychiatrycznym, bolesnym leczeniu tocznia (z powodu choroby gwiazda musiała w 2017 roku przejść przeszczep nerki), szarpaninie ze sławą czy bólu po rozstaniu z Justinem Bieberem.
Amerykanka wcale nie mówiła tego wszystkiego dla sensacji, poklasku czy współczucia. Nie musi już przecież nikomu nic udowadniać, a jej kariera jest obecnie w świetnym momencie. Gomez chciała przedstawić własną wersję swojej historii, którą przez lata przeinaczały tabloidy, ale przede wszystkim chciała dać nadzieję i siłę tym, którzy zmagają się z podobnymi problemami.
Bo dzisiaj Gomez wyraźnie czuje się dobrze. Podąża drogą samopoznania, zaczęła lubić siebie i przestała biczować się ze swoim organizmem, umysłem i ciałem. Gdy porównamy jej ostatnie zdjęcia z tymi przed kilku lat (niedawno powróciła na Instagram), widzimy inną osobę: szczęśliwą, pewną siebie, z błyszczącymi oczami i uśmiechem na ustach. Spokojną, świadomą siebie i spełnioną.
Niestety dla wielu internautów ta radość bijąca z 30-latki jest nieważna. Liczy się to, że Selena Gomez przybrała na wadze.
Selena Gomez na Złotych Globach ofiarą body shamingu
Pierwsza nominacja do Złotych Globów to nie byle co. Aktorka, którą wyróżniono za rolę w świetnych "Zbrodniach po sąsiedzku", pojawiła się na ceremonii z młodszą siostrą i biła od niej duma oraz radość. Chętnie pozowała do zdjęć, przedstawiła reporterom kilkuletnią Gracie, a uśmiech nie schodził jej z ust.
Na czerwonym dywanie wyglądała naprawdę olśniewająco, a jej wysoki kucyk został uznany przez amerykańskiego "Vogue" fryzurą wieczoru. Nie wszystkim podobała się jednak purpurowa suknia Valentino: bez ramiączek, z głębokim dekoltem, bufiastymi rękawami i dwoma trenami. Jedni nazwali ją wizjonerską, inni (jak Joanna Stawczyk z naTemat) modową wpadką.
Większość internautów skupiła się jednak na ciele Seleny Gomez. Aktorka przybrała nieco na wadze, co tabloidom nie umknęło już uwadze wcześniej, gdy celebrowała Nowy Rok na jachcie. Selena opublikowała radosne zdjęcia z przyjaciółmi, a ludzie podzielili się na dwa obozy. Obóz pierwszy (na szczęście liczniejszy): Gomez wygląda pięknie i promuje "normalne" ciało. Obóz drugi: wcale nie wygląda dobrze i jest "za gruba".
Ta dyskusja przybrała na sile na Złotych Globach. Internauci wzięli jej ciało pod lupę i głośno zastanawiali się na Twitterze czy TikToku, czy aktorka wygląda lepiej w wersji "przed", czy "po". Jedni krytykowali i twierdzili, że wyglądała na czerwonym dywanie jak Urszula z "Małej Syrenki", a inni bronili i wychwalali jej "pewność siebie" (specjalnie nie przytaczam żadnych przykładów). Dostało się także stylistce Seleny Gomez, Kate Young, za "ubranie jej w worek" i "zrobienie z niej większej niż jest".
Taka oto zażarta dysputa toczyła się w sieci, podczas gdy 30-latka, która po raz pierwszy od lat czuje się dobrze, świętowała z siostrą swoją pierwszą ważną nominację aktorską. Jeśli postanowiła wyjąć smartfon i czytać komentarze (a miejmy nadzieję, że nie), uśmiech mógł zniknąć z jej ust. Nawet jeśli Gomez w końcu swobodnie czuje się w swoim ciele, to komentarze hejterów, zwłaszcza te wymierzone w wygląd, potrafią zranić każdego.
Zostawmy ciała w spokoju
Nie wierzę, że znowu to przerabiamy (jak z Billie Eilish czy Rihanną po ciąży) i że kolejny raz trzeba przypomnieć coś, co niektórzy powinni chyba sobie wytatuować: odczepmy się od ciał innych ludzi.
Selena Gomez wygląda całkowicie "normalnie" (specjalnie biorę to słowo w cudzysłów). Jak zwyczajna kobieta, bo tak wygląda większość z nas. Nie jest gruba – jej figura pod żadnym względem nie podchodzi pod kategorię plus size. Ba, nawet ledwo mieści się w szufladce mid-size.
Niespodzianka: tak wygląda większość kobiet. Szokuje nas widok normalnego ciała, bo wciąż mamy w głowie wyretuszowane zdjęcia celebrytek oraz modelek w rozmiarze zero, podczas gdy powinniśmy już na dobre rzucić te wszystkie etykietki.
Ale obojętnie jak Selena Gomez by nie wyglądała, ile by nie przytyła czy schudła, dyskusja o jej ciele nie powinna mieć w ogóle miejsca. Nie tylko hejterskie komentarze, ale również pochwały za... odwagę, że "promuje" krąglejsze kształty. Selena Gomez nic nie promuje, po prostu ma ciało. Posiadanie ciała nie jest (a przynajmniej nie powinno) być aktem odwagi. Ciało to po prostu ciało, tylko tyle.
Znając współczesną kulturę, która wciąż postrzega kobiece figury jako trendy, jeszcze długo będziemy się albo ciałami zachwycać, albo je piętnować. Tyle że to naprawdę nie ma żadnego sensu. Zostawmy ciała w spokoju. Nieswoje i swoje.
Czytaj także: https://natemat.pl/459310,idealne-zyczenia-na-nowy-rok-w-koncu-sie-od-siebie-odczep