"Razem znika nam 1640 zł". Tu ceny też poszybowały, ale nikt o tym nie mówi

Alan Wysocki
23 stycznia 2023, 19:39 • 1 minuta czytania
Coraz więcej mówimy o zdrowiu psychicznym, jednak nikt nie zwrócił uwagi na to, jak wzrosły ceny za wizytę u psychiatry czy terapeuty. Inflacja oraz rosnące koszty dóbr i usług przekładają się także na wizyty u specjalistów. – Razem w ciągu miesiąca znika nam 1640 złotych z budżetu rodzinnego – mówi nam jeden z rozmówców.
Tu ceny poszybowały, a nikt o tym nie mówi. "Razem znika 1640 zł". Fot. 123rf

Ceny psychiatry i terapeuty rosną. "Wzrost cen postawił mnie pod ścianą"

Depresja i zaburzenia lękowe coraz częściej dotyka nasze społeczeństwo. To nie jesienna chandra. Tu nie pomaga jedzenie makaronu, dostrzeżenie "piękna świata", czy pójście na poranny jogging - jak radzą niektórzy celebryci. Tu potrzebna jest pomoc psychiatry i terapeuty. To jednak kosztuje, a w dobie inflacji – coraz więcej.

– Pół roku temu wzrost cen postawił mnie pod ścianą – przyznaje 27-letni Damian, po czym dodaje: – Musiałem przerwać terapię, na którą chodziłem już siedem miesięcy. Powód? Podwyżka ceny ze 150 do 200 złotych.

– U mojej psycholog skok ze 150 na 180 zł. Na szczęście mnie stać, ale to spora różnica dla kieszeni, jeśli ktoś chodzi kilka razy w miesiącu – mówi 32-letni Adam. – Musiałem zmienić pracę i wyprosić tatę o pomoc. Ale nie każdy ma taką możliwość – zauważa.

23-letnia Maria przed nadejściem drożyzny za psychiatrę płaciła 180 zł. – To i tak dużo, jeśli jest się młodą kobietą na początku drogi zawodowej – podkreśla. – Teraz planuje wizytę, żeby odnowić receptę. Sprawdzam cennik, a tam 300 złotych – mówi. O psychiatrę poniżej 200 złotych coraz trudniej.

– Zawsze płaciłem za psychiatrę 160 złotych. Kiedy w kraju zaczęły rosnąć ceny, skoczyły też koszty psychiatry. Teraz płacę 200 złotych i najprawdopodobniej niedługo będę płacił więcej – mówi 26-letni Bartek.

Samo opłacenie wizyty to nie jedyna zmora pacjentów. – To powoduje, że każde spotkanie plus leki to ponad 400 zł – wylicza nasz rozmówca.

No właśnie, leki. W przypadku osób cierpiących na depresję czy zaburzenia lękowe najczęściej stosuje się jeden lek. To jednak nie jest reguła. Inni potrzebują dodatkowego wsparcia.

"Leki to koszt ok. 600-700 zł miesięcznie", "1640 złotych wyparowuje z budżetu"

– Za psychiatrę teraz płacę 200 złotych, ale terapię udało mi się załatwić na NFZ. Mam ADH i uogólnione zaburzenia lękowe, a moje leki nie są refundowane. Takie leczenie to koszt ok. 600-700 zł miesięcznie – wylicza 25-letnia Basia.

– Za pakiet leków za miesiąc płacę ponad sto złotych – wyznaje 27-letni Błażej. – Najpierw płaciłem za lekarza 200 złotych za wizytę, ale gdy psychiatra nie zareagowała na moje myśli samobójcze, postanowiłem zmienić specjalistę – dodaje.

– Do połowy ubiegłego roku płaciłem 300 złotych za sesję. Teraz cena skoczyła do 350 złotych – wylicza. 30-letnia Magda zaczęła terapię już w dobie inflacji, płacąc 170 złotych. Tą ceną długo się nie nacieszyła.

– W ciągu dwóch miesięcy cena terapii ze 170 złotych skoczyła mi do 200 złotych. To dużo, zwłaszcza jeżeli terapia jest co tydzień – wyjaśnia. W miesiącu, gdzie dochodzi do pięciu wizyt, musi wyłożyć łącznie 1000 złotych.

– Ja mam szczęście, bo udało mi się złapać specjalistę za 130 złotych, ale moja siostra płaci 210. Razem w ciągu miesiąca znika nam 1640 złotych z budżetu rodzinnego – tłumaczy 22-letni Darek.

Setki złotych idą nie na poprawę samopoczucia, a na ratowanie życia i zdrowia. Zaburzenia czy choroby psychiczne w ostateczności prowadzą do pełnego zaburzenia funkcjonowania, a także do myśli i prób samobójczych.

– Ja w Poznaniu parę lat temu chodziłam za 90 złotych. Teraz w Warszawie płacę za sesję 200 złotych. Do tego kawalerka za 2500 miesięcznie i choć dobrze zarabiam, to na nic mnie nie stać – komentuje 29-letnia Kamila.

I nie mówimy o problemie dotykającym jakąś niszową grupę. Problemy ze zdrowiem psychicznym są demokratyczne i mogą zaatakować każdego – młodych, starych, bogatych i biednych.

– Do psychiatry nie chodzę od pół roku, bo mnie nie stać – przyznaje 20-letni Marek. Chłopak otrzymuje leki dzięki wsparciu lekarza rodzinnego. – Płacę za nie 250 złotych. 250 złotych, to w obecnej sytuacji koszt zakupów spożywczych na trzy dni – tłumaczy.

Psychiatra i terapeuta na NFZ? "Był tak beznadziejny i teatralny, że śmiałam się i płakałam"

Dlaczego skoro rynek narzuca wysokie ceny, pacjenci nie udają się na wizyty na NFZ? Odpowiedź jest banalna i w każdym przypadku identyczna.

– Bałem się czasu oczekiwania i możliwości trafienia na psychiatrę niebędącego LGBTQ+ friendly. Chciałem się dostać dosyć szybko, bo bardzo źle funkcjonowałem i uznałem, że nie za bardzo mam wyjście – mówi Bartek.

– Po roku terapii prywatnej uznałam, że pomoc na NFZ należy mi się jak psu buda. Zgłosiłam się po pomoc i otrzymałam informację, że pierwszy termin jest wolny dopiero w kwietniu – mówi 30-letnia Ola.

– Przez trzy miesiące będę bez wsparcia specjalisty. I tak usłyszałam, że miałam szczęście, bo czeka się po rok – przytacza.

Także Kamila uznała, że skorzysta z pomocy w ramach Funduszu.

– Jak próbowałam iść na NFZ na terapię, to poczekałam dwa miesiące i poszłam na wizytę – opowiada. Potem było już tylko gorzej. – Facet był tak beznadziejny i teatralny, że śmiałam się i płakałam na tej terapii. Stwierdził, że on mi nie pomoże, bo ma za mało czasu i mam wrócić na płatną terapię – streściła.

Błażej mówi wprost: – Nie wierzę w NFZ. Nie chcę czekać rok, aż mnie ktoś przyjmie. Chcę mieć możliwość dobrania terapeuty do moich problemów, a NFZ mi tego nie gwarantuje.

Psychiatria dzieci i młodzieży leży i kwiczy

A skoro już jestem przy korzystaniu z publicznego systemu ochrony zdrowia, przypomnijmy kilka dramatycznych sytuacji z ubiegłego roku. W sierpniu 2022 roku zamknięto Wojewódzki Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych "Dziekanka" w Gnieźnie. Równolegle cudem udało się uratować oddział psychiatrii dziecięcej w Poznaniu.

Od 1 września nie działa oddział psychiatryczny dla młodzieży w uzdrowiskowym szpitalu w Konstancinie-Jeziornie. Kilka dni później zwolnili się wszyscy lekarze specjaliści z oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży z Wojewódzkiego Zespołu Lecznictwa Psychiatrycznego w Olsztynie.

Od stycznia bieżącego roku swoją działalność kończy jedyny na Podkarpaciu oddział psychiatrii dzieci i młodzieży w Centrum Medycznym w Łańcucie. Od końca listopada wstrzymano tam jakiekolwiek przyjęcia.

To jednak nie kwestia cenowej zmowy psychiatrów, roszczeniowości czy jak niektórzy twierdzą – naciągactwa. Tu chodzi o niedziałający system, o czym w rozmowie z naTemat mówi dr Sławomir Murawiec, członek Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

"To jest źle odbierane przez pacjentów, ale nam też rosną koszty"

– Psychiatrzy przechodzą do sektora prywatnego ze względu na lepsze warunki pracy i ogromne zapotrzebowanie na rynku. Powstały duże firmy posiadające wiele ośrodków i przychodni, stale rekrutujących pracowników – wyjaśnia.

– Mogę powiedzieć o moim doświadczeniu. W sektorze prywatnym jest mniej nacisków organizacyjnych. Mamy czas i przestrzeń na pacjentów – dodaje.

Dr Murawiec przyznaje, że decyzje o podnoszeniu cen są bardzo trudne, zwłaszcza gdy mowa o kwestiach zdrowia psychicznego. – To jest źle odbierane przez pacjentów. Nikt nie chce, żeby mu cena wzrosła, ale nam też rosną koszty przez obecną sytuację w kraju – tłumaczy.

– Do tego mamy ogromne zapotrzebowanie, które wciąż nie jest pokrywane. Długie terminy zaczynają pojawiać się nawet w sektorze prywatnym – komentuje.

Co można zrobić, żeby zmienić tę sytuację? Trzeba zmienić system. – Trzeba podnieść dofinansowanie. Jako Polskie Towarzystwo Psychiatryczne w czerwcu 2021 roku apelowaliśmy do ministra zdrowia o zwiększenie wydatków na psychiatrię do 6 proc. środków spośród całej puli środków na ochronę zdrowia. Obecnie to około 3,5 proc. – podsumowuje.