Każdy "duży" film z kobietą jest hejtowany przez facetów. Serio tak nas nienawidzicie?
W "The Marvels" na ekranie spotkają się aż trzy superbohaterki: Carol Danvers/Kapitan Marvel, Kamala Khan/Ms. Marvel oraz Monika Rambeau/Photon, które obdarzone są nadludzkimi mocami. Fajnie? Fajnie.
Nie dla internautów. Dwuminutowy teaser został dosłownie zmiażdżony w sieci. Ma ponad 300 tysięcy "łapek w dół", a pod filmem sypią się mało zabawne seksistowskie komentarze i (również niezabawne) nawiązania do filmów, które mają "The Marvels" ośmieszyć.
Kto je pisze? Mężczyźni. I to wcale nie nowość, nie jestem zaskoczona. Wróć, nikt nie jest zaskoczony.
"Kapitan Marvel" była pierwsza. Faceci mieli co robić
31 filmów. Tyle tytułów wypuścił do dzisiaj Marvel. Iron Man, Thor, Kapitan Ameryka, Doktor Strange, Shang-Chi... Dopiero dekadę po starcie MCU (dekadę!) Disney zreflektował się, że może przydałby się jakiś film o kobiecie. W 2018 roku do tytułu sequela "Ant-Mana" dodano Osę, a rok później widzowie doczekali się pierwszego blockbustera Marvela o superbohaterce: "Kapitan Marvel".
To właśnie wtedy, w 2019 roku, mężczyźni tłumnie zasiedli przed ekranami i zaczęli zasypywać film negatywnymi recenzjami. I to jeszcze przed premierą. Większość opinii nie miała żadnego sensu, była po prostu miażdżąca dla zasady. Brie Larson, czyli Kapitan Marvel, która, promując filmu, podkreślała jak ważna jest inkluzywność, została wrogiem numer jeden. Hejtowano ją przy każdej możliwej okazji.
Czy "Kapitan Marvel" jest złym filmem? Nie. Ale na Rotten Tomatoes ma od widzów tylko 45 procent (na podstawie ponad... 100 tysięcy opinii). Od krytyków? 79 procent. Tymczasem pamiętam jego premierę: byłam taka podekscytowana, że w końcu obejrzę film o kobiecie, która ratuje świat. Byłam z koleżankami, po seansie miałyśmy załzawione oczy, zaróżowione policzki i wielkie uśmiechy na twarzach. Film był sukcesem, zarobił na świecie ponad miliard dolarów.
Ale dziesiątki tysięcy mężczyzn postanowiło poświęcić swój cenny czas na mieszanie z błotem filmu o kobiecie, bo to film o kobiecie. Przy okazji narzekali na poprawność polityczną, "feminazizm" i kulturę woke. Review bombing był tak zmasowany, że Rotten Tomatoes musiało zmienić zasady: już nie można było komentować żadnego filmu przed jego premierą.
Filmy i seriale Marvela z kobietami miażdżone przez mężczyzn. Ale nie wszystkie
Żaden facet nie narzekał na "Czarną Wdowę" w 2021 roku, bo... Scarlett Johansson. Aktorka uważana za jedną z najseksowniejszych kobiet na świecie, która przez lata promocji swoich licznych filmów MCU musiała wysłuchiwać pytania w stylu: "jak dbałaś o figurę, żeby wcisnąć się w ten lateksowy strój" (z czasem jej odpowiedzi stawały się coraz bardziej cięte). Jeśli kto wie, jak radzić sobie z seksualizacją, to jest to Scarlett.
Ale później było coraz gorzej: dwa seriale Disney+ o kobietach: "Mecenas She-Hulk" i "Ms. Marvel" zostały zmiażdżone tak samo jak "Kapitan Marvel". "Mecenas She-Hulk" była zdaniem facetów nieśmieszna i dyskryminująca mężczyzn.
Superbohaterka, która randkuje, mówi o seksie i robi karierę jako prawniczka? Nigdy w życiu. Zresztą wielu z nich wcale serialu nie obejrzało. Za to większość kobiet była zachwycona, bo lekkie, przyjemne i z jajem, ot, "Ally McBeal", ale duża i zielona. Jasne, efekty specjalne były słabe, ale mogłam to wybaczyć.
"Ms. Marvel" też dostała baty, a review bombing był tutaj dodatkowo potrójny, bo Kamala Khan to nie tylko kobieta, ale również nastolatka i muzułmanka. Na IMDB serial ma ocenę 6,2: najgorszą wśród seriali Marvela przed "She-Hulk" (5,2, a na Rotten Tomatoes: 33 procent od ludzi, 80 procent od krytyków).
Osobiście uwielbiam oba te seriale, mimo że nie są wybitne i mogły być lepsze. To powiew świeżego powietrza. Jak cudownie mnie się je oglądało! Babskie problemy, babskie tematy, babskie przyjaźnie, babskie ratowanie świata. Babskie oczywiście w cudzysłowie.
Babskie, czyli ludzkie, ale nie dla facetów, bo przecież wszystko musi się kręcić wokół nich. Jeśli już główna ma być kobieta, to niech będzie seksowna. Broń Boże, niebrzydka (czytaj: zwyczajna), jak Aloy w grze wideo "Horizon Forbidden West", której faceci zrobili taki bodyshaming, że naprawdę cieszę się, że to postać fikcyjna i nie musi się tym przejmować.
Zwiastun "The Marvels" nie jest idealny, ale nie dlatego jest hejtowany
Teraz "The Marvels" dostaje baty. Owszem, zwiastun nie wygląda idealnie, a Marvel ma ostatnio słaby okres, ale to przecież nie powód, żeby tak miażdżyć film przed premierą, prawda? Oddzielmy konstruktywną krytykę od mizoginii.
"Ant-Man i Osa: Kwantomania" się uchowało, mimo że finalnie film okazało się słaby jak barszcz. Złe recenzje posypały się jednak dopiero PO PREMIERZE. Nikt nie pomyślał o review bombingu na taką skalę. Owszem, filmy o Ant-Manie cieszą się umiarkowaną miłością fanów MCU, ale jest facet, głupawy humor, no i Evangeline Lily, w której jako gówniarze podkochiwaliśmy się w "Zagubionych".
Ale "The Marvels" jest o superbohaterkach, z czego jedna jest czarna, a druga brązowa. Ben Shapiro, amerykański konserwatywny komentator polityczny, nagrał nawet 10-minutowy (!) film, w którym nazywa "The Marvels" "woke bzdurą". "Wszystko, czego dotknie się Marvel staje się woke. Film "The Marvel" jest podobny do feministycznego "Ghostbusters" – mówi i dodaje, że... "wolałby już oglądać Morbiusa podczas waterboardingu". Ach, jaki zabawny.
Faceci, głównie mega fani danej franczyzy, nienawidzą filmów z kobietami. Tak, nie wszyscy faceci i nie wszystkie filmy. "Filmy dla kobiet"? Spoko. Po prostu nie będą ich oglądać z zasady (mimo że potem zerkają z zaciekawieniem z drugiego końca pokoju, bo przecież nie usiądą na kanapie: nie będą oglądać głupot). Ale wara od "ich filmów": superbohaterskich, sensacyjnych, science fiction. W nich mają rządzić mężczyźni, kobiety mogą pomagać i ładnie wyglądać.
Bo Marvel to nie pierwszy taki przypadek. W 2016 roku zmiażdżono (wspomnianą przez Shapiro) żeńską wersję kultowych "Ghostubusters", w której to Chris Hemsworth (czyli Thor z Marvela) wcielił się w rolę, która przez lata przypadała kobietom: ładnego i głupiutkiego dodatku. Oceny na Rotten Tomatoes? 49 procent od ludzi, 73 od krytyków, mimo że film był naprawdę zabawny i przyjemny. Nic wybitnego, ale też nic beznadziejnego.
Faceci marudzili też, gdy okazało się, że to Daisy Ridley będzie główną bohaterką nowych "Gwiezdnych wojen" w 2015 roku. Narzekali nawet na... animowaną króliczkę Judy Hopps w "Zwierzogrodzie" Disneya, bo to kobieta i policjantka. Serio, nie zmyślam. W 2019 roku zagotowało się, że to Lashana Lynch ma być agentem 007, bo większość hejterów zatrzymała się tylko na nagłówku i sądziła, że czarna kobieta będzie Jamesem Bondem. Tymczasem przejęła tylko jego numer po emeryturze.
To, co dobre jest dla mężczyzn, a popkultura dla kobiet jest głupia
Takie przykłady można mnożyć i mnożyć. Ale skąd aż taki hejt na filmy z kobietami? Patriarchat, mizoginia, przyzwyczajenie mężczyzn, że to oni zawsze grają pierwsze skrzypce. Ale także przeświadczenie, że babska popkultura jest głupia.
– Zasadniczo rzeczy, które są stereotypowo kierowane do mężczyzn, jak sporty czy bohaterowie kina akcji, są uważane za cool i w dobrym guście – tłumaczyła youtuberka Ashley Rous (@bestdressed) w jednym ze swoich filmów. Świetnie pisała już o tym zresztą w naTemat Maja Mikołajczyk ("Śmiejemy się ze "Zmierzchu", a ze "Spider-Mana" nie. Zostawcie popkulturę dla dziewczyn w spokoju"), więc po prostu ją zacytuję.
"Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, ciężko wymienić choć jedną rzecz sprawiającą przyjemność 'przeciętnym' nastolatkom, za którą nie byłyby wyśmiewane. W przeciwieństwie do 'chłopackich' rzeczy te dziewczyńskie, jak komedie romantyczne, popowe wokalistki, moda czy makijaż są uważane za płytkie i obciachowe" – pisała moja redakcyjna koleżanka, skupiając się na popkulturze dla młodych kobiet. To samo tyczy się jednak nie tylko nastolatek.
I dodała: Jeśli zastanawialiście się kiedyś, skąd biorą się teksty 'nie jestem jak inne dziewczyny' czy zachowania typu pick me girl' – macie odpowiedź. Zawstydzane wielokrotne dziewczyny w końcu wykształcają w sobie zinternalizowaną mizoginię i boją się przyznać, jakie książki zdarza im się czytać czy jakiej muzyki słuchać, bo przecież 'obciachem' nie jest jedynie obcowanie z 'poważnymi' rzeczami lub tymi konotowanymi jako męskie".
To traktowanie popkultury dla kobiet jako gorszej pokutuje, gdy aktorki zaczynają wchodzić w głównych rolach do "męskiego świata": komiksów, epickich historii, akcji i ratowania świata. Mimo że dzieje się to już od kilkunastu lat, mężczyźni wciąż nie mogą się pogodzić z tym, że też chcemy być superbohaterkami.
Czy "The Marvels" będzie klapą? Możliwe. Być może będzie naprawdę fatalnym filmem, albo... wręcz przeciwnie. Ale poczekajmy na premierę. Zresztą tłumnie na nią pójdziemy, przynajmniej, my, kobiety. Wy, hejterzy-mężczyźni możecie robić sobie rewatch Iron Mana i pisać miażdżące recenzje filmu, którego nie widzieliście. Straciłam nadzieję, że coś się zmieni, ale nie będę się już Wami przejmować.