"Tu nie chodzi o prawdę, ale o prymitywną propagandę". Tak "Reset" w TVP już osądził Tuska

Katarzyna Zuchowicz
14 czerwca 2023, 06:07 • 1 minuta czytania
"Reset" rozpalił prawicę. Pierwszy odcinek serialu dokumentalnego TVP wywołał taką euforię, jakby komisja ds. wpływów rosyjskich, która jeszcze nie działa, miała dostać dowody przeciwko Donaldowi Tuskowi na tacy. Z drugiej strony jest gigantyczne oburzenie, nawet zagraniczni eksperci poczuli się wykorzystani. Film ocieka propagandą, widz cały czas czuje, że na celowniku jest Tusk. Pytani przez nas eksperci prawni nie zostawiają na produkcji suchej nitki.
Film "Reset" Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza TVP pokazała 12 czerwca. fot. Screen/TVPInfo

– To jest kompletnie nieuczciwe. Nie można powiedzieć, że to jest państwo praworządne, jeżeli tego typu rzeczy są akceptowane – reaguje prof. Andrzej Zoll, były prezes TK na pytanie, jak po emisji filmu dokumentalnego autorstwa Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza pt. "Reset", ma działać komisja dotycząca wpływów rosyjskich.


Film o stosunkach polsko-rosyjskich w latach 2007-2014 , który TVP pokazała 12 czerwca, wywołał burzę.

Na prawicy niemal zachwyt. Nad realizacją i montażem, nad tym, że utrzymany w konwencji politycznego thrillera i nad tym, że – jak podkreślała TVP – przedstawił nieznane fakty i informacje na temat polsko-rosyjskich relacji. Niektórzy politycy PiS już oceniili, że film ma "też walor naukowy", że "wiele wyjaśnia" i że utwierdza ich w przekonaniu, "że komisja ds. zbadania ruskich wpływów musi zacząć działać".

Przypomnijmy, serial zapowiadany był z wielką pompą, i przez TVP Info, i przez jego twórców.

"Grubo ponad rok pracy. Tygodnie spędzone w archiwach, tysiące kilometrów za kółkiem, dziesiątki tysięcy przejrzanych dokumentów i jest efekt. Wiemy jak wyglądał w szczegółach reset relacji Polski i Rosji" – ogłosił Rachoń.

Co ciekawe, drugi z twórców, Sławomir Cenckiewicz, w pierwszych dniach czerwca wymieniany był jako potencjalny kandydat na szefa komisji ds. wpływów rosyjskich, która poruszyła Polskę, UE i USA. Właściwie porusza cały czas, odkąd 29 maja prezydent podpisał ustawę o jej powołaniu, a kilka dni później stwierdził, że wymaga nowelizacji.

– To są bardzo drastyczne nadużycia Konstytucji. Tą ustawą złamana jest Konstytucja. Złamania Konstytucji nie da się usprawiedliwić. Poza tym to świadczy o braku jakiejkolwiek kultury prawnej. Ten film ma jednoznacznie dać materiał komisji do zaatakowania pana Donalda Tuska. To też jest nadużyciem. Jest to oburzające – mówi prof. Zoll. Nie ma złudzeń, że serial powstał po to, by utrwalić u widzów TVP, kto jest winien. – Po to to jest zrobione – mówi.

Sugeruje, że gdyby chodziło o sprawę karną w sądzie, to za puszczenie tego typu filmu mogłyby grozić konsekwencje, bo mogłoby to być uznane jako wpływanie na decyzję sędziów. A tu jeszcze nawet nie ma komisji.

Co jednak, gdyby teraz okazało się, że Sławomir Cenckiewicz, jako reżyser tego "dzieła", faktycznie został jej przewodniczącym?

– To jeszcze gorzej. Mnie brakuje już słów – odpowiada były prezes TK.

"Tu nie chodzi o prawdę historyczną, to wytworzenie klimatu nagonki"

Cel tej produkcji dla opozycji i jej zwolenników jest jasny.

– Komisja została stworzona do wydania wyroku skazującego na opozycję, w szczególności na jej lidera. Ten wyrok jest już gotowy, on ma zostać tylko potwierdzony. Data raportu 17 września jest symboliczna, ma zapewne pokazywać, że liderzy opozycji współpracując z Rosją i Niemcami, wpisują się w historyczne realia traktatu Ribbentrop-Mołotow. Ten film będzie tylko podkręcał te emocje i budował tę narrację – reaguje Michał Wawrykiewicz, prawnik, przedstawiciel Wolnych Sądów i Komitetu Obrony Sprawiedliwości.

Podkreśla: – Tu nie chodzi o prawdę historyczną. Chodzi wyłącznie o prymitywną, antyopozycyjną propagandę, która ma uderzyć w serce lidera opozycji, ma go wdeptać w ziemię i wyeliminować go z gry.

Dr hab. Mikołaj Małecki, prawnik z UJ, komentuje: – To wytworzenie klimatu nagonki na opozycję, żeby wzbudzać w ludziach poczucie, że PiS jest dobry, a wszyscy inni nie są patriotami i działają na rzecz obcych mocarstw. To jest potrzebne do tego, by pokazać, na kogo trzeba oddać głos. Taki jest przekaz. 

Przypomina, że komisja ds. wpływów rosyjskich od początku jest postawiona na głowie. 

– I nie chodzi w niej o to, żeby badać rosyjskie wpływy na działalność instytucji publicznych, tylko o to, żeby urządzić medialną i polityczną nagonkę na konkretne osoby z opozycji, w szczególności na Donalda Tuska. A jeśli pojawiają się głosy, że autor reportażu "Reset", który już ma wyrobione zdanie, jak wyglądają te wpływy, ma zasiadać w tej komisji, to byłby kolejny dowód na to, po co jest komisja. Nie do wyjaśnienia prawdy, nie do ukarania winnych, tylko do zrobienia medialnego show przed wyborami – dodaje. 

Temu w opinii wielu – nie ocenie wydarzeń historycznych – służyć ma film Rachonia i Cenckiewicza.

Rachoń o Litwinience i Rosji

Pierwszy odcinek zaczyna się dość "niewinnie" i być może dlatego brytyjscy eksperci, którzy w nim wystąpili, dali się nabrać. Michał Rachoń jest w Londynie, zajmuje się głośną sprawą otrucia Aleksandra Litwienienki.

Najpierw widzimy migawki z londyńskiego Grosvenor Square, gdzie został zamordowany Litwinienko. Potem siedzącego na łóżku hotelowym Rachonia. To hotel Millennium w Londynie.

Właśnie tu, jak opowiada, w pokoju 382, przygotowana została dawka trucizny, radioaktywnego polonu. Rachoń rozwodzi się, że największe jego stężenie znaleziono w hotelowej łazience, dokładnie w odpływie umywalki – stąd jak tłumaczy – wniosek, że ten, który przygotowywał truciznę, dużą jej część wylał do kanalizacji, bo potrzebował tylko niewielką ilość.

Pracownik TVP spędza tu chwilę, pokazuje łazienkę, przemieszcza się po pokoju, robi herbatę. – Powstała w ten sposób śmiertelna dawka trafiła do białego imbryka z zieloną herbatą, której w hotelowym barze napił się Aleksander Litwinienko – informuje.

Tak zaczyna się "Reset". Co ta sprawa ma do Donalda Tuska? Na wyjaśnienia musimy poczekać. Sprawa Litwnienki, zabójstw politycznych w Rosji, aktów terroru i wojen czeczeńskich, zajmuje pierwsze ponad 20 minut trwającego ponad godzinę filmu. Buduje narrację wokół tego, co będzie potem. Rachoń jeździ po Londynie, przeprowadza wywiady o znanych faktach dotyczących Rosji. I właśnie w tej części wypowiadają się eksperci, którzy po emisji filmu zareagowali oburzeniem, jak zostali wykorzystani.

Żaden z nich słowem nie wspomina ani o Polsce, ani o Tusku.

Eksperci oburzeni wykorzystaniem ich w filmie

Pierwszy, Edward Lukas, brytyjski publicysta, znawca Rosji, na filmie mówi o tym, że dla wielu było szokiem, że rosyjskie służby były w stanie przeprowadzać zamachy w innych krajach. Ale szokiem być to nie powinno, ponieważ jeszcze przed resetem relacji z Rosją było wiele sygnałów, że zmierza ona w złym kierunku i nie była zainteresowana przyjaźnią z Zachodem.

– Dużo czasu zajęło Zachodowi obudzenie się i zauważenie tego. Jednym z powodów była ignorancja. Zachód nie wiedział za dużo o innych krajach w Europie Wschodniej. Była arogancja, naiwność, samozadowolenie. Był upór i było tchórzostwo. Ale głównie była chciwość. Ludzie zarabiali ogromne pieniądze z importu rosyjskiego gazu, sprzedaży towarów do Rosji – mówił.

Drugi ekspert w filmie, Bill Browder, przedstawiony jako kiedyś wróg Putina nr 1 na świecie i największy zagraniczny inwestor w Rosji, opowiedział o swojej 3,5-letniej grze z Putinem, o więzieniu oligarchów, o aresztowaniu Michaiła Chodorkowskiego.

W tej części filmu pojawia się też sprawa Anny Politkowskiej, zamachów bombowych w Moskwie, wojen w Czeczenii. A także wniosków, że na budynki mieszkalne, których wysadzenie przypisywano czeczeńskim terrorystom, w powietrze wysadziła FSB.

To bardzo rozbudowany wątek, podparty rozmową z Jurijem Felsztyńskim, współautorem – z Litwinienką – książki pt. "Wysadzić Rosję". Słyszymy w nim o "całym łańcuchu dowodzenia operacją wysadzania w powietrze domów mieszkalnych, która wyniosła Władimira Putina do władzy". Widzimy też nagranie pojmanego w czasie wojny czeczeńskiej rosyjskiego oficera, który przyznał, że to FSB wysadzała budynki.

– Putin, który zorganizował tę operację i przeszedł przez nią jako premier, został prezydentem. Patruszew, który wziął na siebie jej przeprowadzenie, jest teraz nr 2 – dowodzi Rachoń.

Odwiedza też grób Litwinienki. Mówi, że zdjęcie, które obiegło świat po jego śmierci, stało się symbolem, czym jest zbrodniczy reżim nowej Rosji.

I tu nagle następuje gwałtowny przeskok w czasie i w miejscu. Jest już 2007 roku, Sejm, dokładnie rok po śmierci Litwinienki.

Rachoń: Od tego momentu Polska miała rozmawiać z Rosją

Tego dnia premier Donald Tusk wygłasza exposé.

– Choć mamy swoje poglądy na sytuację w Rosji, chcemy dialogu z Rosją. Taką, jaką ona jest. Brak dialogu nie służy Polsce ani Rosji. Psuje interesy i reputację obu krajów na arenie międzynarodowej. Dlatego jestem przekonany, że czas na dobrą zmianę w tej kwestii właśnie nadszedł. Że sygnały ze strony naszego wschodniego sąsiada, potwierdzają, że także tam dojrzewają do tego poglądu – mówił Tusk.

Rachoń komentuje z Sejmu:

To exposé było pierwszym, publicznie znanym stanowiskiem polskiego rządu, z którego wynika, że od tego momentu w relacjach pomiędzy Polską a Rosją, miało zmienić się wszystko. Od tego momentu Polska miała rozmawiać z Rosją, taką, jaką ona jest. A była wówczas i jest do dziś, państwem mordującym swoich przeciwników za pomocą radioaktywnej trucizny na ulicach Londynu czy wysadzającą w powietrze swoich własnych obywateli w operacjach terrorystycznych, w których winę zrzucano na wydumanych terrorystów z Inguszetii czy Czeczenii.Michał Rachoń"Reset"

W tym momencie widz dowieduje się, że Polska pozostawała wtedy w sporze z Rosją, bo był to czas embarga na polskie mięso i inne polskie produkty żywnościowe. I że z drugiej strony Polska blokowała za pomocą weta rozmowy gospodarcze i polityczne między UE a Rosją.

Widz musi się dowiedzieć, jak doszło do weta. Dlatego Rachoń cofa się do pierwszego rządu PiS. To ważne, żeby poczuć emocje anty-Tusk, które wyłaniają się w dalszej części filmu.

O embargu Rosji i pierwszym rządzie PiS

Słyszymy więc długie przypomnienie, jak Rosja zamknęła wtedy granice, jak Polska przez długie miesiące prowadziła z nią negocjacje, które nie przyniosły żadnych efektów. I jak przez cały rok 2006 polscy ministrowie starali się wprowadzić sprawę do agendy politycznej UE, ale bez rezultatu. Dlatego podczas szczytu UE w 2006 roku Polska postawiła weto ws. umowy handlowej UE z Rosją.

To kolejny długi wątek, który ma pokazać, jak PiS był jednieugięty. – Polska powiedziała wprost: dopóki UE nie wymusi na Rosji traktowania Polski poważnie, nie będzie wieloletniej umowy handlowej UE-Rosja – usłyszał widz. Z opowieści Anny Fotygi, dziś europarlamentarzystki PiS, wtedy szefowej MSZ dowiedział się o naciskach UE, o próbowach obejścia weta Polski, o telefonach unijnych polityków do niej i Lecha Kaczyńskiego.

Do tego Putin napisał artykuł dla "Financial Times", w którym atakował Polskę, że jej weto może zniweczyć plany wielkiego porozumienia UE-Rosja.

I tu autor dochodzi do sedna. – Ten stan rzeczy utrzymuje się przez kolejne miesiące, aż premierem zostaje Donald Tusk – oznajmia Rachoń.

To, co następuje potem, to jeden cytat Tuska za drugim. Słowo reset pojawia się non-stop.

Prof. Andrzej Zoll reaguje na to słowo. – To jest nieuczciwie podane. To nie był tylko polski reset, tylko cały zachodni świat mówił, że wreszcie trzeba zacząć z Rosją współpracować. Mówienie, że polskie władze, i Tusk, i Sikorski, i Komorowski, byli tacy ulegli Rosji, jest zupełnie nieadekwatne. Myślę, że byli bardzo ostrożni w postępowaniu z Rosją. Wtedy były inne realia.

Reset stosunków z Rosją, co powiedział Tusk

Na początek Rachoń pokazuje konferencję prasową Tuska, podczas której pada zapowiedź resetu:

Poinformowałem dziś stronę rosyjską, że Polska odstępuje od blokowania możliwości przystąpienia do negocjacji. Uznaliśmy, że źle byłoby gdyby Polska decyzją poprzedniej pani minister spraw zagranicznych, żeby Polska w osamotnieniu, jako jedyna trwała przy takim bardzo twardym, nieprzejednanym stanowisku. (...) Nie tylko jest to chyba krok w dobrą stronę, jeśli chodzi o zmniejszenie napięcia w relacjach polsko-rosyjskich, ale jest to także krok oczekiwany przez wspólnotę międzynarodową.Donald Tusk2007

Rachoń komentuje: – Polski premier wypowiedział te słowa na kilka tygodni przed wylotem do Rosji. I powiedział je po to, żeby w ogóle móc tam polecieć.

I zaraz kolejna konferencja prasowa, podczas której Tusk odpowiadając na pytanie rosyjskiego dziennikarza, mówi, że chciałby, żeby wizyta w Rosji była możliwie szybko: – Z całą pewnością, nie będziemy ani my Polacy, ani wy Rosjanie jakoś szczególnie długo czekać. I na wizytę i na korzystne dla obu stron ustalenia. Ale daj panie Boże, żebyśmy w takim tempie odmrażali te nie najlepsze do tej pory relacje.

Na celowniku zaraz pojawia się MSZ. Rachoń oznajmia w sensacyjnym tonie: – Tu powstwały pierwsze dokumenty stanowiące ideologiczną podstawę nowej filozofii stosunków między Polską a Rosją.

Car, król Polski i konstytucja

Chodzi zwłaszcza o jeden, z grudnia 2007 roku, który powstał przed wizytą Tuska w Rosji. Rachoń mówi o nim: – Jest swego rodzaju ideologiczną podstawą, koncepcją tego, w jaki sposób mają wyglądać stosunki Polska Rosja w rozpoczynającej się nowej epoce.

Nazywa go wręcz laurką dla Putina przygotowaną w MSZ. Cytuje fragmenty, ale praktycznie całą uwagę koncentruje na jednym – na carze i królu Polski Aleksandrze I, który w 1815 roku nadał konstytucję Królestwu Polskiemu i "tym aktem zaskarbił sobie sympatię Polaków". Wielokrotnie potem do tego wraca.

O carze i konstytucji rozmawia z Cenckiewiczem. – Żeby do tego się odwołać, to trzeba mieć tupet – ocenia drugi twórca filmu.

O cara Rachoń dopytuje też historyka. Pyta: – Po co w dokumentach dyplomatycznych wspominać, że car był kiedyś królem Polski?

Prof. Andrzej Nowak sugruje, że należałoby zbadać stopień inflitracji agentury rosyjskiej wśród urzędników MSZ. – Samo podsunięcie tego rodzaju skojarzenia świadczy o przekazywaniu w miękki sposób postawy wobec Rosji całkowitej uległości, podporządkowania, zapomnienia o elemtarnej godności odrębnego państwa – odpowiada.

W filmie padają też słowa o tym, że reset "pokazuje szokującą gotowość do podporządkowania Rosji, która nie ukrywa swoich agresywnych zamiarów".

Rachoń o wizycie Sikorskiego w Moskwie

Pierwszy odcienek "Resetu" kończy się wizytą Radosława Sikorskiego w Moskwie i zapowiedzią wizyty Tuska tydzień później. Słyszymy archiwalne wypowiedzi szefa MSZ, pojawia się wątek rosyjskich nieruchomości, Nord Stream i tarczy antyrakietowej.

Rachoń komentuje: – Radosław Sikorski miał w Moskwie przekazać informacje, że od tego momentu Polska nie będzie patrzyła na Rosję jak na zagrożenie, ale jak na kluczowego gracza w architekturze stabilności. To właśnie ten komunikat Donald Tusk miał potem przekazać Władimirowi Putinowi.

To wszystko przeplata się z wypowiedziami Putina i Angeli Merkel. Ale nie tylko ich.

– Rosja miała duże wpływy w UE. Rosja miała tam swoje przedstawicielstwo. W zasadzie po niedługim czasie Tusk został wybrany na przewodniczącego UE. Wydaje mi się, że ta jego kariera w instytucjach międzynarodowych była w jakiejś mierze związana z polityką wobec Rosji w tamtym okresie – mówi Ahmed Zakajew, premier Czeczeńskiej Republiki Iczkerii.

Wszystko w filmie przedstawione jest jednostronne, zmierzające w jednym kierunku.

Pojawia się nawet... Andrzej Rosiewicz z piosenką o Michaile Gorbaczowie. I tłumaczenie Rachonia, że za PRL komunistyczna bezpieka go skrytykowała, a cenzura zakazała wykonywania kolejnych wersji tego utworu – za to, że "tyka" Gorbaczowa. – Jeśli chodzi o politykę Donalda Tuska i Radosław Sikorskiego względem Moskwy, nikt tego rodzaju zastrzeżeń na Kremlu nie zgłaszał – stwierdza Rachoń.

Prawnicy: To będzie brutalna kampania

– To jest obrzydliwe, ale jednocześnie przerażające z punktu widzenia obywateli. Jak manipuluje się częścią społeczeństwa, jak podburza się nastroje. To jest ogromnie niebezpieczna gra, ale rządzący wiedzą, że w demokratycznych wyborach przegraliby z opozycją, więc zrobią wszystko, sięgając po wszystkie możliwe narzędzia, żeby nie oddać władzy. To będzie brutalna gra i kampania – przewiduje Michał Wawrykiewicz.

Ja nie mam wątpliwości, że to jest cała układanka narracyjna, która ma być wykorzystana politycznie przed wyborami, i która ma pokazać w skrajnie negatywnym, wręcz zdradzieckim świetle, liderów opozycji, w szczególności Donalda Tuska. I temu służyć będzie TVP, media publiczne i wszystkie te, które są pod kontrolą rzadzących. Będziemy mieli spójny przekaz o służbie na rzecz Rosji ze strony partii opozycyjnej wtedy, kiedy rządziła. Taki przekaz będzie też płynął z komisji, która jest pod pełną kontrolą partii rządzącej.Michał Wawrykiewiczprawnik, Wolne Sądy

Dlatego emisja tego filmu właśnie teraz nie dziwi go.

– Żyjemy w standardzie autokratycznego państwa. Wszystkie instrumenty, jakie są dostępne, będą wykorzystane do zniszczenia opozycji. Pamiętajmy też, że prawo wyborcze zostało istotnie zmienione, że instytucje, które mają czuwać nad wolnością wyborów, zostały podporządkowane. Już nie niezależni sędziowie, ale ludzie wybrani przez partię będą liczyć głosy. To wszystko jest układanka, która ma służyć do zwycięstwa nad opozycją, niemającego nic wspólnego z demokratycznymi standardami – mówi.

Czy to, co się tu pojawia, komisja mogłaby wykorzystać jako dowód?

– Prawo mówi, że taka komisja nie może w ogóle funkcjonować, więc to co uzna za dowód to kolejne widzimisię członków komisji. Czy i jakie będą dowody, to tak naprawdę nie ma znaczenia. Znaczenie ma napiętnowanie i stygmatyzowanie opozycji. Chodzi o ustawienie debaty publicznej i wykorzystanie instytucje państwa do uzyskania przewagi przez jedną opcję polityczną – uważa dr hab. Mikołaj Małecki.

– Wystarczy, że zostaną rzucone oskarżenia, że będą przesłuchiwania w świetle kamer. Właśnie w ten sposób władza chce wpływać na wyniki wyborów. Nie są w stanie uczciwie wygrać wyborów, więc zrobią wszystko, żeby je wygrać metodami nieuczciwymi. Nie ma to nic wspólnego z dochodzeniem do prawdy, jeśli chodzi o realny wpływ rosyjski na działalność instytucji publicznych – komentuje.

Czytaj także: https://natemat.pl/492908,browder-i-lucas-odcieli-sie-od-tvp-i-resetu-michal-rachon-odpowiada