Minge apeluje o zaprzestanie znęcania się nad Peretti. "Wszyscy, którzy zginęli, byli współwinni"
Pogrzeb syna Sylwii Peretti odbył się w miniony piątek. Został pochowany na cmentarzu na Cmentarzu Grębałowskim w Krakowie. Żegnali go rodzina, przyjaciele, dziewczyna, przedstawiciele świata mediów, a nawet obcy ludzie.
– Żegnamy dziś Patryka. (...) Kochał życie, jego największą pasją była motoryzacja (...) Pamiętajmy, że jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy, które za dużo kosztują – podkreślono podczas mowy pożegnalnej.
Grób, w którym złożono urnę, został przykryty dziesiątkami wieńców. Najbardziej chwytający za serce był ten z szarfą od matki, gdzie widniał napis: "Najukochańszemu synowi ukochana mama".
Dodajmy, że badania przeprowadzone przez śledczych wykazały, że kierowca był pod wpływem alkoholu. Zawartość alkoholu etylowego we krwi Patryka wyniosła 2,3 promila, w moczu - 2,6 promila. U dwóch pasażerów także stwierdzono obecność alkoholu.
Od niemal dwóch tygodni internauci manifestują swój gniew, zwracając się w komentarzach i prywatnych wiadomościach do matki mężczyzny. Menedżer Peretti we wtorek (25 lipca) zaapelował, by ludzie dali jej w spokoju opłakiwać stratę jedynego dziecka.
"Mówimy tu o cierpiącej matce, która jest na skraju załamania, która straciła swoje jedyne dziecko, a ataki w sieci cały czas się nasilają" – zaznaczył Adam Zajkowski.
Teraz w obronie "Królowej życia" postanowiła stanąć Ewa Minge, która jest aktywna w sieci. Projektantka ostatnio ostro wypowiadała się m.in. na temat Jakuba Rzeźniczaka czy Antoniego Królikowskiego.
"Rzecz stała się straszna i trudno wybaczyć głupotę, bo tam, gdzie śmierć kosi nie ma prostych emocji i logicznych. Wszyscy, którzy zginęli, byli współwinni, bo pozwolili prowadzić auto pijanemu koledze i jeszcze do niego wsiedli. Koniec winy i kary" – zaznaczyła na wstępie wpisu, który dodała na Instagramie.
Nie piszę tego postu z powodu Temidy a rozsądku i empatii czysto ludzkiej. Na początku rozumiałam podjęcie tematu przez media, gdyż jest to doskonała forma ostrzeżenia innych, bezmyślnych, brawurowych kierowców. Ale temat wyszedł kompletnie spod kontroli i przekroczył wszelkie granice, dając zapasy kamieni gawiedzi, która postanowiła wreszcie wyżyć się na celebrytce, która jeszcze niedawno śmiała się mianować "królową życia".
Minge obraca się w towarzystwie celebrytów, ale podkreśliła, że nigdy nie spotkała Sylwii Peretti osobiście. Zdaniem projektantki, publiczność popularnych programów oraz użytkownicy internetu, którzy na pierwszy rzut oka wydają się zainteresowani życiem swoich ulubionych gwiazd, często faktycznie odczuwają satysfakcję z obserwowania ich osobistych tragedii i wpadek.
Zwróciła uwagę, że tutaj mamy do czynienia nie tylko z postacią znaną z popularnego show, ale przede wszystkim - z matką, która utraciła swoją jedyną pociechę.
"Celebryci ogólnie są jak sól w oku, zwłaszcza ci, którzy zbudowali swój elektorat na 'bogactwie, królestwie przepychu i luksusu', wiec jak przytrafi się takiemu dramat, to kamienujemy go z przyjemnością równą orgazmowi, przeżywamy wytrysk szczęścia w jego nieszczęściu. Ludzie co wy takiego robicie? Jak można tak ciąć na plasterki matkę w żałobie, która przeżywa najtragiczniejszy czas z możliwych i nigdy z niego nie wyjdzie cała" – zagrzmiała Minge.
Projektantka na koniec jeszcze raz dosadnie podkreśliła, że Sylwia nie jest winna temu, co wydarzyło się w feralną noc.
"Jako matka i człowiek apeluję o trochę rozsądku i współczucia… winni nie żyją. Wina matki jest taka, że kochała i jak każda z nas matek czasem zbyt mocno i ślepo. A nawet gdyby widziała, to czy wszystkie drogie mamy macie taki wspaniały wpływ na wasze dorosłe dzieci? Czy wszystkie siedzicie zamknięte w domach i posypując głowę popiołem, celebrujecie swoje życie w spowiedniku? Stop mowie nienawiści!" – podsumowała swój wpis przyjaciółka Joanny Opozdy.
Czytaj także: Wypadek syna Sylwii Peretti. Rodziny pasażerów mogą liczyć na odszkodowanie?
Przypomnijmy, że w minionym tygodniu odbyły się pogrzeby trzech pozostałych pasażerów. Michał G. i jego kuzyn, Aleksander T. zostali pochowani w środę, 19 lipca. Najmłodsza ofiara tragicznego wypadku, 20-letni Marcin H. został pożegnany następnego dnia, 20 lipca, w Strumianach (powiat wielicki).