Chyra obrzucił mięsem Glińskiego. Użył wulgarnego słowa
Andrzej Chyra jest aktorem i reżyserem. Ma na koncie wiele ról, które przyniosły mu uznanie i popularność w filmach tj. "Dług", "Komornik", "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", "Carte Blanche" i innych. Niedawno mogliśmy go podziwiać w serialu "Sortowania", a od wielu lat jest też członkiem zespołu Nowego Teatru w Warszawie.
Jest też obywatelem Polski, który przejmuje się losami kraju i nie boi się zabierać głosu na tematy polityczne. Ostatnio wkurzyła go m.in. decyzja Piotra Glińskiego, który kilka dni temu niespodziewanie (?) wręczył nominacje swoim ludziom. Będą rządzili podległymi Ministerstwu Kultury instytucjami przez kolejne lata, czyli jeszcze długo po tym, jak ustąpi ze swojego stanowiska.
Andrzej Chyra udostępnił na IstaStories poświęcony temu artykuł "Oko.press" zatytułowany "Piotr Gliński na ostatniej prostej powołuje nowych szefów instytucji kultury". Aktor podsumował to dwoma słowami: "Ch*jek złamany".
Na początku listopada podobne kontrowersje wywołał Andrzej Duda, który po zwycięskich dla opozycji wyborach parlamentarnych powierzył misję utworzenia nowego rządu Mateuszowi Morawieckiemu. Prezydent uzasadnił swoją decyzję tym, że Prawo i Sprawiedliwość było na pierwszym miejscu pod względy liczby głosów.
Interia wskazała, że desygnowanie Donalda Tuska byłoby zrezygnowaniem z budowania przyszłości prezydenta na prawicy. – Nikt po prawej stronie nie wybaczyłby mu takiego zwrotu akcji, zostałoby to potraktowane jako zdrada – powiedział anonimowy polityk formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Andrzej Chyra od dawna krytykuje PiS. Bał się o przyszłość dzieci i artystów
Aktor w wywiadzie dla naTemat wyjaśnił, dlaczego m.in. idzie na wybory. "Myślę o przyszłości swojego syna, przyszłości innych dzieci, o przyszłości artystów w tym kraju, którzy będą mogli mówić do ludzi otwartym językiem, bez obawy, że ktoś zaknebluje im usta. Dlatego, żeby móc się budzić radośnie, bez poczucia niepokoju, zdenerwowania i beznadziei. Bez potwornego świata, który nam stworzył PiS" – mówił w rozmowie z Pawłem Mączewskim.
Innym razem skarżył się też na emerytury i pensje dla artystów. Jego zdaniem, wielu z nich jest zaniedbanych przez władzę i nie może liczyć na żadne wsparcie ze strony państwa. "Jeżeli księża dostają od państwa emeryturę, to dlaczego artyści nie mogą? Tylko 4-5 proc. artystów ma etaty. Tych, którym się powiodło, jest podobnie mało. Reszta klepie biedę, czuje się zaniedbana i zapomniana przez państwo, nie jest ubezpieczona, bez prawa do leczenia onkologicznego" – mówił w wywiadzie.
Zwrócił też uwagę na to, że w Polsce nie funkcjonuje status artysty zawodowego, a rząd PiS nie inwestuje w ludzi kultury. "Od lat powstaje projekt o ustanowieniu statusu artysty zawodowego, który w wielu krajach Europy w jakiejś formule istnieje. Nasze państwo nie widzi interesu w tym, żeby użyć swoich twórców do budowania nowej duchowości" – przyznał.