"Idzie na spacer z psem, wejdzie po seteczkę". Pytamy w sklepach o klientów, którzy kupują alkohol

Katarzyna Zuchowicz
03 października 2024, 06:02 • 1 minuta czytania
Alkotubki wywołały wielką aferę w kraju, i bardzo dobrze. Ale czy to, że właściciel firmy się z nich wycofał, cokolwiek zmienia z problemem alkoholowym w Polsce? Pytamy w sklepach spożywczych, gdzie sprzedają alkohol. Jak jest? Co obserwują? Jak zachowują się klienci? I momentami aż włos jeży się na głowie. Co chwila słyszę: – Ludzie już się z tym raczej nie kryją. Czasami ktoś się wstydzi, ale na ogół to normalna rzecz, na porządku dziennym. Kupują i starsi, i młodsi. I rano, i po południu, bo jest rozruch przed pracą albo rozluźnienie po pracy...
Jacy klienci regularnie kupują w sklepach alkohol? Fot. Piotr Kamionka / REPORTER

Pracownica jednego ze sklepów całodobowych w Warszawie od razu burzy jeden z powszechnych stereotypów o tym, że Polacy kupują alkohol w nocy i że wtedy sprzedaje się go najwięcej.


– Guzik prawda. Tak to nie działa. W nocy głównym produktem nie jest alkohol. Ludzie kupują wszystko od jajek po wędliny, robią zakupy, gdy ktoś np. wraca w nocy z pracy. Tak, zdarza się, że kupi też butelkę wina. Ale nie jest tak, że klient wpada w środku nocy i krzyczy: "O Jezu, ale dobrze, że jest otwarte, ja poproszę pół litra!" – opowiada.

Najwięcej alkoholu sprzedaje się o godz. 6 rano. Bardzo dużo osób idących do pracy kupuje alkohol. Wszyscy kupują "seteczki". Energetyk, seteczka. Energetyk, seteczka. Tak to wygląda. Jak człowiek idzie na spacer z psem, też wejdzie po "seteczkę". Mam klientów, którzy potrafią wpaść po nią nawet osiem razy w ciągu dnia – mówi.

Kto kupuje najczęściej?

– Naprawdę wszyscy. To jest cały przekrój społeczeństwa. Policjant, urzędnik, dziennikarz. Jakikolwiek zawód pani wskaże, mogę powiedzieć, że te osoby kupują alkohol. Nie ma już podziału na status społeczny, płeć, czy wiek. W obecnych czasach alkohol kupują wszyscy. Bardzo rzuca się to w oczy. Rano seteczki, wieczorem, po pracy zdecydowanie idzie więcej piwa. Wino, czy whisky bardziej weekendowo – odpowiada.

Ktoś pytał też o alkohol w saszetkach. – Przyszedł do mnie pan ze zdjęciem i pytał, czy to mamy, bo on by kolekcjonersko sobie kupił – słyszę.

"To normalna rzecz, na porządku dziennym"

Przypomnijmy, w ostatnich dniach w sklepach pojawił się alkohol w saszetkach, które przypominały mus dla dzieci. Na producenta spadała fala krytyki i zdecydował się szybko wycofać produkt z rynku.

W związku ze sprawą ministra zdrowia Izabela Leszczyna przyjęła 2 października rezygnację Piotra Jabłońskiego, dyrektora Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom.

Ale problem przecież nie znika. A tragiczne wypadki drogowe spowodowane przez pijanych kierowców, których ostatnio mamy ogrom, tylko pokazują jego skalę.

Inny sklep: – Alkohol kupują osoby i starsze, i młodsze. I rano, i po południu, bo jest rozruch przed pracą albo rozluźnienie po pracy. To normalna rzecz, na porządku dziennym. Ludzie raczej się z tym nie kryją.

Mówią, że kupują alkohol dla męża

Pytamy więc w sklepach spożywczych ze stoiskiem alkoholowym, nie w stricte alkoholowych. W tych, które są najbliżej domu czy pracy. Jak zachowują się kupujący? Co kupują i jak? Jakie są ich obserwacje i co z nich wynika?

– Bardzo duża część klientów po prostu wchodzi i mówi: "Poproszę pół litra, setkę albo dwusetkę". Bardzo często kupują konkretny alkohol i bardzo często zdarza się, że ciągle chcą to samo. Nie rzucają się oczy. Ale jak ktoś sam z siebie dokłada jakąś historię, zaraz zapala się światło – mówi pracownik jednego ze sklepów.

Na przykład kobiety mówią, że kupują alkohol dla męża.

– Kiedyś przychodziła do mnie kobieta, która codziennie, dzień w dzień, kupowała pół litra wódki i mówiła, że ona tym smaruje matkę. Proszę wierzyć, że kiedyś nie wytrzymałam i zapytałam, czy ta matka ma jeszcze krew, czy tylko wódka jej płynie w żyłach – słyszę w jednym ze sklepów.

"Rano z 10 osób przychodzi po setki"

Oczywiście sklep sklepowi nierówny. W jednym usłyszałam, że na co dzień alkohol kupuje może 1 osoba na 10 i największy ruch jest przed świętami. W innym, że u nich schodzi głównie piwo. Albo, że wódkę kupują głównie osoby starsze, a młodsze – piwa smakowe. Lub – że po małpki przed pracą najczęściej przychodzą budowlańcy lub pracownicy wykonujący inne prace w pobliżu.

Ale ogólny obraz wyłania się taki, że najczęściej ludzie kupują alkohol jak świeże pieczywo. Na około dziesięć sklepów w Warszawie i okolicach, z którymi się kontaktujemy, w większości słyszę dokładnie to samo. Wręcz identycznie obserwacje.

– Rano z 10 osób przychodzi po setki. Od godziny 6.00 do 7.30 są tacy, którzy kupują tylko alkohol. Albo piwo, albo setkę. Tak jest codziennie. Przychodzą rano jak po chleb. W każdym sklepie, który sprzedaje alkohol, jest tak samo – mówi pracownik jednego z nich.

To brzmi jak mantra. Godzina 6.00 przewija się w każdej rozmowie.

– Są tacy klienci, którzy przychodzą, jak tylko otworzymy sklep o 6.00. Ale są też tacy, którzy przychodzą w różnych porach – mówią w sklepie pod Warszawą.

Jak zachowują się klienci? Tu również powtarzają się obserwacje:

– Raczej kupują alkohol bez żadnego wstydu. Normalnie tak, jak kupują bułki, tak przychodzą po alkohol.

– Nie chowają z tym, ale po niektórych widać wstyd. Jak? Klient jest zestresowany. Rozgląda się i szybko chowa butelkę. Widać, że nie kupuje tego, bo chce – słyszę.

Jeden z rozmówców opowiada:

– Mamy taką klientkę. Elegancka pani, zadbana. Kiedyś kupowała whisky, później wódkę. Przychodzi często i widać, jak bardzo zmieniła się na twarzy. Widać, że jej wstyd kupować alkohol, ale przychodzi i kupuje. Widać, że niewygodnie się z tym czuje. Przy kasie od razu chowa butelkę do torby i wychodzi ze sklepu. Częściej ten wstyd widać po kobietach.

Ale czym się kierują? Tu również obserwacje się pokrywają.

Ceną. To numer jeden. Kupują to, co jest na promocji. Osoby, po których widać, że mogą mieć problem, raczej proszą o coś najtańszego. Ci, którzy przychodzą codziennie, z reguły biorą coś tańszego – powtarzali pracownicy praktycznie wszystkich sklepów.

W jednym zwrócono uwagę na coś innego:

– Patrzą na wolty. Wszystkie smakowe wódki mają około 20-paru procent alkoholu. Zdarza się, że klienci szukają mocniejszych, bo to dla nich oranżada. Wtedy pytają, która kolorowa wódka jest mocniejsza.

Mamy 10-12 stałych klientów

Ciekawe jest to, że w sklepach wręcz potrafią wskazać stałych klientów – dokładnie, co do osoby.

– Mamy czterech panów i jedną panią, którzy regularnie przychodzą po alkohol – słyszę w jednym z nich.

W kolejnym, w Warszawie: – Mamy z 10-12 stałych klientów. Gdy ich widzę, z góry wiem, po co przyszli. Im już nie da się pomóc. Przychodzą dzień w dzień. Jak kupią jedną, czy drugą butelkę, to trzeciej już nie sprzedajemy, bo są w takim stanie.... Ale jak u nas nie kupią, to pójdą do innego sklepu i tam kupią. Nie wiem, skąd biorą na to pieniądze.

– Na przykład przychodzi pan, elegancko ubrany, w garniturze. I on też codziennie kupuje ten sam zestaw. Zupełnie po nim nie widać, czy ma jakiś problem – opowiada inny z rozmówców.

Ogólnie alkoholowych klientów w sklepach dzielą na dwie grupy.

– Widać, że jest dużo osób, które mają problem alkoholowy, bo przychodzą dzień w dzień. Są codziennie i kupują ten sam zestaw. Na przykład każdego ranka jest klient, który kupuje dwusetkę poziomki. Są ci sami klienci, którzy przychodzą codziennie po pół litra. Ale są też koneserzy, którzy od czasu do czasu szukają droższych alkoholi, chcą spróbować czegoś nowego, szukają czegoś na prezent – mówi pracownica sklepu.

I jeszcze jeden: – Mamy dwa rodzaje klientów. Jedni przychodzą codziennie, czasem od razu biorą butelkę i idą wypić za sklep. A drudzy kupują alkohol powyżej 50-60 zł za butelkę, wyglądają i zachowują się inaczej. Są kulturalni elegancko ubrani. Najczęściej kupują różne rodzaje whisky. Myślę, że to na prezent, może na imprezę.

"To nie tędy droga"

Te powtarzające się obserwacje wiele mówią o naszym społeczeństwie. I być może gdyby ktoś chciał szerzej się nad nimi pochylić, wyłoniłaby się z nich ciekawa diagnoza.

– Moim zdaniem, jeśli ktoś chce wprowadzać nocną prohibicję, by ograniczyć spożycie alkoholu, to nie tędy droga. Ja obserwuję, że w ostatnich latach kompletnie nie wzrosła sprzedaż alkoholu. Wzrosła za to sprzedaż setek. I to jest chyba zguba naszego społeczeństwa – twierdzi jeden z rozmówców.

Widzą też, że duża liczba młodych kobiet ma problem z alkoholem. – To nie sprzedaż alkoholu powoduje, że mąż wrócił do domu pod wpływem. To ma zupełnie inne podłoże – mówi jeden z rozmówców.

Alkotubki też ich oburzyły. W każdym sklepie słyszę, że nikt by tego nie sprzedawał. – Żeby to jeszcze zrobili w innym kształcie. Ale czegoś takiego nie powinno się promować w postaci przypominającej mus dla dzieci. Myślę, że ludzie by tego nie kupowali – uważa jeden z rozmówców.

Czytaj także: https://natemat.pl/571465,firma-od-musow-dla-dzieci-sprzedaje-wodke-w-saszetkach-ekspert-bezczelne