"Nie pił, nie palił, nie szukał towarzystwa". Oni znają Romanowskiego, tak o nim opowiadają

Katarzyna Zuchowicz
18 grudnia 2024, 14:52 • 1 minuta czytania
– Zawsze wydawał mi się odludkiem. Trzymał się z boku. Nigdy nie spotykałem go w kuluarach, nigdy z nim nie rozmawiałem – słyszę od polityków prawicy. Osoba z Suwerennej Polski za bardzo nie protestuje. – Rzeczywiście Marcin nie był człowiekiem, który szukał towarzystwa. Prowadził dosyć surowy tryb życia. My to akceptowaliśmy i rozumieliśmy – mówi. Jaki był Marcin Romanowski? Pytamy tych, którzy się z nim zetknęli. Również związanych z Opus Dei. – Mieliśmy po 20 lat. To były decyzje młodzieńczego zapału i idealizmu – tak jedna z osób wspomina jego początki w katolickiej organizacji.
Marcin Romanowski, były wiceminister sprawiedliwości, jest poszukiwany listem gończym. Jaki był? Tak opowiadają o nim osoby, które go znają. Fot. Wojciech Olkusnik/East News

Marcin Romanowski od 2015 roku był związany z resortem sprawiedliwości. Posłem pierwszy raz został dopiero w 2023 roku. Za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy częściej krążył po korytarzach ministerstwa niż na Wiejskiej. Być może dlatego wielu polityków prawicy kompletnie go nie zna. Ale czy tylko z tego powodu? Sami mają wątpliwości. I to być może też coś o nim pokazuje.


– Znam wszystkich w Suwerennej Polsce, ale o nim naprawdę nic nie mogę powiedzieć. Nigdy z nim nie rozmawiałem, nie wiem, jak jest odbierany przez innych. Może mi po prostu nigdy nie było dane z nim porozmawiać? Ale on zawsze jakby trzymał się z boku. Nigdy nie widziałem go z żadną ekipą Suwerennej Polski. Był taką osobą, która chyba tylko wyłącznie była zaangażowana w pracę – przypomina sobie polityk PiS.

Inny z polityków prawicy na pytanie o Romanowskiego reaguje niemal identycznie. Mówi, że z ekipy Ziobry zna praktycznie wszystkich, ale nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek rozmawiał z Romanowskim.

– To raczej taka hasająca ekipa. Byli towarzyscy np. przy okazji programów w TV, zawsze chętnie pogadali. A z Marcinem Romanowskim nigdy się nie przecinaliśmy. Nawet gdy go gdzieś widziałem, to nigdy sam z siebie nie wysyłał sygnałów, że chciałby się poznać i pogadać. Albo nie był w grupach, które chętnie rozmawiały. Gdy były okazje do rozmów podczas posiedzeń Sejmu, różnych forów, czy imprez w domu poselskim, to nigdy nie spotykałem Romanowskiego – wspomina.

Michał Wypij, poseł IX kadencji Sejmu, przypomina sobie, że o ile różnych posłów, czy ministrów nie będących posłami z Suwerennej Polski, można było spotkać w korytarzach sejmowych, to Romanowskiego nie.

– Nawet niezbyt często występował w mediach. Trudno było wywnioskować, co myśli, czy ma jakiekolwiek poglądy. Wydaje mi się, że on nie ma żadnych poglądów. Był po prostu elementem pewnej układanki. Jedyna kuluarowa opinia, jaka o nim krążyła, była taka, że jest to oddany żołnierz Zbigniewa Ziobry, który jest w stanie zrobić wszystko. I jak się okazało, zrobił wszystko – mówi naTemat.

A druga rzecz to Opus Dei, czyli Dzieło. – Jeżeli ktokolwiek wspominał o Romanowskim, co zdarzało się niezwykle rzadko, to również w kontekście tego, że jest członkiem Opus Dei. On jest tak nudny i całkowicie bezbarwy, że to była jedyna rzecz, która nadawała mu jakiejkolwiek barwy. To ciekawostka, która krążyła po korytarzach sejmowych – wspomina Michał Wypij.

Komentuje, że te wartości wiary katolickiej nijak mają się do tego co robił w życiu publicznym.

Myślę, że jest zakłamanym łgarzem, który zasłania sie wiarą i wartościami, które są ważne dla wielu Polaków. Okazało się też, że jest zwykłym cykorem. Mimo zapewnień na portalach społecznościowych o gotowości i odwadze do złożenia wyjaśnień, uciekł i skrył jak jak pospolity tchórz, któremu brak osobistej odwagi, żeby stanąć w prawdzie. Michał Wypijposeł IX kadencji Sejmu

"Prowadził dosyć surowy styl życia"

Na ile oddaje to obraz polityka, który dziś jest na ustach całej Polski? Trudno jednoznacznie ocenić. Ale na pytanie, czy faktycznie miał trochę trzymać się z boku, w Suwerennej Polsce nie słyszę wielkiego sprzeciwu.

– Każdy ma swój charakter i osobowość. Rzeczywiście Marcin nie był człowiekiem, który kochałby towarzystwo, czy kielicha by wypił. Prowadził dosyć surowy tryb życia. Chyba takie są reguły Opus Dei. My to po prostu akceptowaliśmy i rozumieliśmy. Bo jeśli zdecydował się na takie życie w tej regule, to jest to oczywiste – mówi jedna z osób ze środowiska ziobrystów.

– Ale generalnie i pośmiał się, i pożartował. A przede wszystkim starał się ciężko pracować. Ze słyszenia wiem, że jak było trzeba, zawsze starał się pomagać – dodaje nasz rozmówca.

Gdy w 2019 roku Romanowski startował w wyborach do Sejmu i dostał nr 7 na liście, Zbigniew Ziobro tak go zachwalał:

– Siódemka Marcina Romanowskiego na liście Prawa i Sprawiedliwości to jest siódemka, która oddaje naturę Pana Ministra, bo jest to człowiek, który pracuje za siedmiu.

Ale na czym w praktyce miał polegać jego surowy tryb życia?

– Nie pił, nie palił, nie szukał jakiegoś wieczornego towarzystwa, żeby gdzieś posiedzieć. Raczej był człowiekiem, który dużo się modlił. Wiem, że bardzo często chodził na msze święte. Być może to też wynikało z reguły Opus Dei, tego nie wiem – mówi polityk związany z Suwerenną Polską.

Romanowski jako numerariusz. "To jest cały lifestyle"

O tym, że Romanowski był numerariuszem w Opus Dei – a niektórzy, którzy go znają, uważają, że nadal nim jest – pisaliśmy już w naTemat. To członkowie organizacji, którzy żyją w celibacie. I najczęściej mieszkają we wspólnotowych ośrodkach.

– Numerariusz to jest cały lifestyle. Człowiek idzie w kontrze do całej współczesnej kultury, opartej o sukces, kasę, karierę, konsumpcję, przyjemność. Żyje się w celibacie i wyrzeka się pewnego korzystania z dóbr materialnych. Bo tam są naprawdę mocne ograniczenia – tłumaczy nam osoba związana z organizacją, do której należy Romanowski.

Po co im życie w celibacie?

– To naprawdę jest głęboka motywacja wewnętrzna. Nie zrozumie się tego bez refleksji religijnej. Jeśli jej nie ma, jeśli nie podtrzymuje się energii, która daje siłę, żeby wytrwać w celibacie, to bardzo szybko staje się to jakąś karykaturą albo przechodzi w patologię. Nie ma opcji we współczesnym świecie, żeby wytrwać w celibacie bez traktowania na poważnie życia wewnętrznego i aspektu religijnego – tak to wyjaśnia.

Z Marcinem Romanowskim zetknął się właśnie Opus Dei. W tamtym okresie – jak uważa – miał on "żarliwą i prawdziwą motywację do wyrzeczeń".

"Odkąd Romanowski zajął się polityką, nie mieszka już w ośrodku"

– Mieszkał w innym ośrodku niż ja, nie znaliśmy się więc od podszewki. Widywaliśmy się praktycznie tylko na tzw. kursach rocznych w wakacje, które trwają przez trzy tygodnie. Jak go pamiętam? Normalny pracownik naukowy. Jak większość chłopaków wtedy, był zainteresowany polityką – wspomina nasz rozmówca.

To miał być mniej więcej koniec lat 90., początek XXI wieku. Warszawa.

– Mieliśmy po 20 lat. To były decyzje młodzieńczego zapału i idealizmu. Nikt nie myślał wtedy o robieniu kariery. Dzieło nie miało nic takiego do zaoferowania jak robienie karier. To była ciężka praca. To był hardcore. Tryb życia był bardzo wymagający. Było typowo korporacyjne, duże ciśnienie na wyniki, by rozwijać Dzieło w Polsce. Marcin w tym uczestniczył jako młody chłopak. Myślę, że miał wtedy żarliwą i prawdziwą motywację do wyrzeczeń – opowiada w rozmowie z naTemat.

Jednak, jak zastrzega, odkąd Romanowski zaangażował się w politykę, od dawna nie mieszka w ośrodku Opus Dei. Od tamtej pory nie mieli też kontaktu.

Zresztą, jak wiadomo, w związku z poszukiwaniem Romanowskiego Opus Dei wydał oświadczenie w tej sprawie. Jak stwierdzono, "Marcin Romanowski nie mieszka i nie przebywa w ośrodkach związanych z Opus Dei".

– W pierwszej dekadzie lat 2000 wyjechał do Krakowa, był tam dyrektorem jednego z ośrodków. Potem wrócił do Warszawy. Wiem, że jeszcze przez jakiś czas mieszkał w ośrodku, ale później, gdy wszedł do polityki, mieszkał już poza nim, w mieszkaniu – twierdzi nasz rozmówca.

Tłumaczy, że to normalne w stosunku do członków organizacji, którzy mają nienormowany czas pracy i nie są w stanie dostosować się do rytmu dnia w ośrodku.

– W ośrodku jest pewien rytm życia. Rano jest msza i modlitwa w kaplicy, potem śniadanie i każdy idzie do swoich zajęć. Niektórzy pracują wewnątrz Dzieła, wtedy w ośrodku jedzą obiad. Istotna jest kolacja i spotkanie formacyjne po niej. Gdy ktoś pracuje tak, że wraca późno, czy rano musi wyjść do pracy, to bardzo mocno destabilizuje rytm ośrodka. Dlatego osoba, która ma taki tryb życia i styl pracy, może mieszkać poza nim. Ale przychodzi do niego, żeby nie tracić z nim kontaktu – słyszę.

"Zbyszek go cenił z uwagi na jego przynależność do Dzieła"

Z tamtego tego okresu sprzed około około 20 lat nasz rozmówca pamięta go krótko: – W porządku człowiek. Fajny, inteligentny gość. Oczytany. Dobry chłopak.

A dziś?

– Nie wiem. Nie chcę go oceniać. Człowiek w swoim działaniu jest w stanie połączyć najbardziej sprzeczne rzeczy. I działać w sposób absolutnie sprzeczny z tym, co wyznaje. Mnie już nic nie zdziwi. Ale czyny i zarządzanie Funduszem Sprawiedliwości to dla mnie patologia. Nie mam pojęcia, co działo się w jego głowie, że podejmował takie decyzje. Co spowodowało, że wszedł w taki układ z takimi ludźmi i tak się zaangażował? Dla mnie to podstawowe pytanie – odpowiada.

Dodaje jeszcze, że Romanowski był jednym z najbliższych współpracowników Zbigniewa Ziobry.

– Na pewno Marcin był bardzo zaufanym człowiekiem Zbyszka. Zbyszek go cenił z uwagi na jego przynależność do Dzieła. Dla ludzi jest to atrakcyjne. To im imponuje. Takie osoby są obdarzane zaufaniem i mogą robić za powierników – uważa.

"Łączyła ich niechęć do środowiska PiS, a szczególnie do braci Kaczyńskich"

Julia Pitera, była wieloletnia posłanka i europosłanka też zetknęła się z nim mniej więcej w podobnym czasie. Tak naprawdę od niej zaczęła się jego polityczna przygoda. Był 2002 rok, Romanowski, rocznik 1976, chciał zostać radnym w Warszawie, startując z jej listy.

Przypomnijmy, pochodzi z miejscowości Skrwilno w woj. kujawsko-pomorskim. Zanim znalazł się w Warszawie, studiował w Toruniu i Ratyzbonie.

– Był jednym z kandydatów na listach mojego komitetu, który w dużym stopniu był zorganizowany przez absolwentów prawa lub studentów kończących prawo na UW. Marcin Romanowski był ich kolegą, ale nie był z UW. To było 22 lata temu. Miał wtedy 26 lat. To był zupełnie inny człowiek. Dopiero teraz dowiaduję się o nim różnych rzeczy. Nie wiem, czy wtedy był w Opus Dei – wspomina w rozmowie z naTemat Julia Pitera.

W tamtym czasie, jak mówi, był "grzeczny, miły, spokojny".

– Mój komitet zasiliły osoby o bardzo różnych poglądach. Natomiast zwłaszcza wśród młodych osób dominowała niechęć do środowiska PiS, a szczególnie do braci Kaczyńskich. To werbalizowali wszyscy. Ja byłam dla nich jakąś alternatywą. Dość radykalnie funkcjonowałam w Warszawie, nie byłam lewicą, a PO ze względu na układ warszawski miało bardzo niedobrą rekomendację w Warszawie. Dlatego wspierali mój komitet – mówi. 

Dziś o Marcinie Romanowskim może powiedzieć jedno. – Rzeczywiście dokonał wyboru. Bo nie jest u Kaczyńskiego, tylko u Ziobry. W tym sensie był konsekwentny. Pamiętam, że dość szybko przytulił się do Ziobry, przy okazji komisji Rywina. Widocznie młodym ludziom podobał się taki dziwny szeryf. I dali mu się uwieść – mówi.

Podejrzewa, że być może to kwestia charakteru tych osób: – Myślę, że potrzebowali przewodnika. Być może Romanowski nie miał pewności siebie i Ziobro mu ją dał, dlatego za nim tak podążył. I dziś płaci za to dramatyczną cenę. Ale to dorosły mężczyzna. Jego wybór. Wiedział, co robi. 

Tu Romanowski zdobył największe poparcie w wyborach 2023 roku

O Marcina Romanowskiego pytamy również w jego okręgu wyborczym z ostatnich wyborów. To okręg nr 7 obejmujący m.in. Chełm, Zamość, Biłgoraj. W regionie biłgorajskim zdobył największe poparcie.

W kampanii wyborczej w grę wchodziło rozdawanie czeków, wsparcie OSP i Kół Gospodyń Wiejskich itp. Ostatnio wp.pl napisała, że "swój sukces wyborczy Marcin Romanowski zawdzięcza m.in. temu, że zbudował silną sieć powiązań wśród samorządowców z powiatu biłgorajskiego", a "popularność budował wręczając czeki na różne inwestycje".

Były burmistrz Biłgoraja mówi w rozmowie z naTemat, że pamięta, jak starsi ludzie mówili: "Takie ładne zdjęcie ma, taki uśmiechnięty, sympatyczny, będziemy na niego głosować". A dalsi znajomi, ku jego zdziewieniu, zdecydowali sie na kandydowanie z jego komitetu.

Sam rozmawiał z nim jeden raz.

– Umówił mnie z nim jego asystent. W zasadzie nie wiem, jaki był cel tego spotkania. Wiceminister chciał się ze mną spotkać, więc nie widziałem powodu, by do spotkania miało nie dojść. I kiedyś w sobotę, spotkaliśmy się w moim gabinecie. A ponieważ mówię, co myślę, to powiedziałem mu, co myślę na temat tzw. reformy sądownictwa, którą PiS zrobił również jego rękami. Oburzył się na moją opinię – wspomina Janusz Rosłon.

– Z ciekawości, przed spotkaniem z panem Romanowskim, szukałem w internecie jego oświadczenia majątkowego. Zdziwiło mnie, że nie ma znaczących zasobów majątkowych. To wywołało we mnie przemyślenia, że może to być człowiek uczciwy, któremu nie zależy na tym, by dorobić się na stanowisku politycznym. Nie mniej uczestniczenie w niszczeniu praworządności jest dla mnie jednoznaczne – mówi.

Dziś sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Poszukiwania Marcina Romanowskiego trwają już dziesiątą dobę. Media i politycy spekulują, gdzie może sie ukrywać.

A głosy w PiS, jakie słyszymy, dalekie są od poparcia jego ucieczki.

– Rozumiemy to, co się wydarzyło, że on nie chce trafić do aresztu. Natomiast nie rozumiemy idei ukrywania się – mówi jeden z polityków.

Inny twierdzi, że jest zdziwiony. – Nie wiem, czy się wystraszył i czego. Jeżeli jest niewinny, to powinien poddać się procedurze, a nie ukrywać się. To już wygląda śmiesznie. Teraz się ośmieszył – uważa.

Czytaj także: https://natemat.pl/581972,nikt-nie-wie-gdzie-jest-romanowski-posel-nadal-pobiera-uposazenie-z-sejmu