Policyjni tajniacy, grupa młodych chłopaków, alkohol i interwencja. To przepis na awanturę. A jak awantura, to i dwie wersje wydarzeń. W internecie rozchodzi się właśnie film z zatrzymania w Szczecinie. Jedni przekonują, że zostali zaatakowani przez "dresiarzy, którzy się nie wylegitymowali i zaczęli grozić bronią", drudzy, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. A prawda? Jak to bywa w tego typu sytuacjach, jest gdzieś po środku.
Do internetu wyciekło nagranie z kontrowersyjnej interwencji policji na szczecińskich bulwarach. Dotarliśmy do uczestników zdarzenia. To m.in. grupka chłopaków z Warszawy, młodych sportowców. W weekend uczestniczyli w regatach. Wieczorem zaś wybrali się do Szczecina. I tam doszło do zdarzenia, które określają jednoznacznie: – To nie była interwencja policji, tylko napad.
Chciałem uciec, bo nie mam w zwyczaju się bić
Na filmiku widać, jak dwóch mężczyzn ubranych w bluzy szamocze się z powalonym na ziemi chłopakiem. Podchodzi kolejny mężczyzna, który odpycha jednego z siedzących na chłopaku. Jak później usłyszałem od uczestnika zajścia, to był przechodzień, który usiłował pomóc bitemu. Natomiast dresiarze, którzy usiłują obezwładnić chłopaka, są policjantami. "Utajnieni" w cywilnych ubraniach patrolowali bulwar.
– Całe zdarzenie wygląda inaczej niż opisuje je policja – tłumaczy Marek, (imię zmienione), wobec którego policjanci podjęli interwencję.
– Siedziałem na ławce i nagle zaatakował mnie jakieś dres. Nie wylegitymował się, ani też nie powiedział, że jest z policji. Dlatego chciałem uciec. Nie mam w zwyczaju bić się, atakiem odpowiadać na atak, co z reszta widać na filmiku. Nawet, gdy zostałem zakuty kajdankami, to po prostu chciałem się odsunąć, złapać oddech, bo dostałem gazem pieprzowym w twarz. Ja się dusiłem! – opowiada.
Słychać zgrzyt pistoletu, nie ma ostrzeżenia
Po liczbie głosów z filmiku można wywnioskować, że młodzi mieli przewagę liczebną. Bez trudu odbiliby swojego znajomego z rąk funkcjonariuszy. Przynajmniej do czasu, aż jeden z nich nie wyjął broni. Wyraźnie słychać zgrzyt przeładowania pistoletu. Natomiast nie słychać funkcjonariusza, który krzyczałby komendę – „Stój, bo strzelam” lub jakiekolwiek inne ostrzeżenie.
– Mógł kogoś postrzelić, bowiem praktycznie był oślepiony. Przypadkiem dostał od swego kumpla gazem – mówi Marek, co widać na filmie.
Rzeczywiście mógł zrobić krzywdę... Podobnie jak funkcjonariusz, którzy powstrzymuje skutego chłopaka. Przydusił go kolanem. W pewnym momencie chłopak nieruchomieje.
– Kur... On sinieje! Zobacz co robisz! Nie leż na nim! – na filmiku słychać krzyki młodych.
– Żyjesz? – pyta interweniujący i klepie powalonego w twarz.
Pochwały za interwencję w trudnych warunkach
– Filmik został zabezpieczony, jako materiał dowodowy. Doskonale pokazuje agresję tych młodych ludzi i z jaką sytuacją przyszło się zmierzyć funkcjonariuszom – mówi Przemysław Kimon, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.
Jego zdaniem mundurowi słusznie podjęli interwencję. – W bardzo trudnym położeniu okazali determinację i skuteczność. Należy się im pochwała – dodaje. Rzecznik opisuje zajście z perspektywy policji. Tłumaczy, że patrol policjantów w „cywilnych ubraniach” zauważył chłopaka palącego skręta, później też wyczuli od niego alkohol.
– Poinformowali, że są z policji i wylegitymowali się. Ta osoba odmówiła okazania dokumentów. Stała się agresywna. Konieczne była użycie siły – wyjaśnia.
Wkrótce docierają wezwane radiowozy. Zatrzymano w końcu dwie osoby – jedną za posiadanie narkotyków i drugą za naruszenie nietykalności cielesnej policjanta. Na razie jednak żaden z nich nie usłyszał zarzutów.
– Nie słyszałem, aby wpłynęła do komendy skarga na ich postępowanie. Szczerze mówiąc nie widzę podstaw – komentuje Przemysław Kimon.
Gdyby to spotkało mojego syna...
– Gestapo. Tak mówią młodzi, którzy widzieli całe zajście – opowiada Robert Siluk, trener ekipy żeglarzy, którzy pochodzą z różnych miast. Na spacer po bulwarze wybrali się w większości młodzi ze stolicy. Marek był ich znajomym i pochodzi z północy Polski.
Trener jest także zbulwersowany zajściem i postępowaniem policji. Nie wierzy w wersję z narkotykami. – To wierutna bzdura. Ja tych chłopaków znam od dziecka – podkreśla.
Jego zdaniem, gdyby chodziło o narkotyki, zatrzymany nie wyszedłby tak szybko z komendy. Podopieczni opowiedzieli o zajściu trenerowi. – Myśleli, że są atakowani – podkreśla trener, który mówi, że wszyscy mówią mu to samo – policjanci nie wylegitymowali się. Tego jednak na filmie nie można zweryfikować.
– Gdyby to spotkało mojego syna, to ja bym nie odpuścił mundurowym. Nie wiem, co zrobi ojciec tego chłopka. Doradzałem mu, żeby poszedł z synem na obdukcję. Namawiałem, aby skorzystali z pomocy prawnika i złożyli skargę na postępowanie funkcjonariuszy – tłumaczy Siluk.
Chce zapomnieć o spotkaniu z policjantami
Marek wczoraj był na obdukcji. Ma obtarcia na klatce, siniaki, napuchnięty nadgarstek dłoni, która była skuta kajdankami. Powoli dochodzi do siebie.
– Nie wiem czy złożymy skargę na policjantów. Szczerze powiedziawszy jestem psychicznie załamany. Czuję się strasznie. A pobyt na komendzie... Najchętniej zapomniałbym o tym wszystkim – kwituje.