W sprawie zmian w Sądzie Najwyższym PiS narzucił Sejmowi tempo nadzwyczajne i – jak dotąd – idzie jak taran. Czyżby ten pośpiech był ze względu na jedną osobę? – pyta opozycja.
W sprawie zmian w Sądzie Najwyższym PiS narzucił Sejmowi tempo nadzwyczajne i – jak dotąd – idzie jak taran. Czyżby ten pośpiech był ze względu na jedną osobę? – pyta opozycja. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – czyżby ta górnolotna idea przyświecała politykom PiS w całym tym pośpiechu związanym z Sądem Najwyższym? Bo przecież i tak mogliby przegłosować wszystko bez narzucania Sejmowi tego morderczego tempa.

REKLAMA
Opozycja próbowała spowolnić prace nad projektem ustawy, który sprowadza się do tego, że Zbigniew Ziobro wymieni skład Sądu Najwyższego. Zgłoszono ponad tysiąc poprawek, aby zmusić PiS do chwili refleksji nad zmianami, jakie forsuje. Refleksji nie było – w środku nocy, w atmosferze awantury, sejmowa komisja dowodzona przez PRL-owskiego prokuratora Stanisława Piotrowicza, głosując metodą blokową, odrzuciła wszystkie pomysły opozycji i nie zważając na wielotysięczne protesty Polaków.
Triumf w sejmowej komisji sprawiedliwości to oczywiście nie koniec. Dziś ciąg dalszy akcji, którą opozycja nazywa "Lipcowym Zamachem". Plan na czwartek jest taki: o 15.30 ma się zacząć w Sejmie 4-godzinny blok głosowań, w trakcie którego posłowie mają się zająć sprawozdaniem komisji sprawiedliwości po tym, co stało się nocą (w bloku głosowań jest też sprawa wniosku PSL o odwołanie ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela, być może dojdzie też do głosowania nad wnioskiem o referendum edukacyjne). Mało tego – o 19.30 ma się zacząć dyskusja o działalności Sądu Najwyższego w ubiegłym roku. Zgodnie z planem posiedzenie ma się zakończyć o 22.00, ale ostatnio obrady rzadko kończą się planowo. W tym samym czasie, od godziny 20.00, ma trwać przed Pałacem Prezydenckim protest przeciwko zamachowi na Sąd Najwyższy. Na demonstrację Polaków zaprasza opozycja.
Senatorowie zaś pozostają w gotowości, aby już jutro zająć się projektem, który przecież został zgłoszony zaledwie tydzień temu, w nocy z 12 na 13 lipca. Można się domyślać, że dokument zostanie przyjęty bez poprawek i od razu w piątek trafi na biurko Andrzeja Dudy. Po co ten pośpiech? Co by to zmieniło, gdyby PiS zmiany przeforsował we wrześniu? Opozycja sugeruje, że chodzi o człowieka, którego prezydent Duda ułaskawił i dlatego nie będzie miał odwagi, aby tę ustawę zablokować: o Mariusza Kamińskiego. Bo przecież już 9 sierpnia troje sędziów Sądu Najwyższego ma zbadać kasacje ws. byłych szefów CBA. Pod koniec maja SN orzekł, że prezydent przekroczył swoje uprawnienia, bo nie mógł ułaskawić Mariusza Kamińskiego przed prawomocnym wyrokiem. Sławomir Neumann z PO przyczyn tego pośpiechu doszukuje się właśnie w tym. – PiS-owi zależy na tak błyskawicznym przepchnięciu tej ustawy, ponieważ za kilka tygodni Sąd Najwyższy będzie rozstrzygał, czy ułaskawienie to było legalne. Zależy im na chronieniu swoich kolesi, żeby rozmontować SN do tego czasu i wyrok był po ich myśli – mówił Neumann w TVN24. Zdaniem wielu prawników, nawet jeśli jutro prezydent ostatecznie zatwierdzi tę ustawę, to i tak w sprawie Kamińskiego orzekać będą dotychczasowi sędziowie, a nie wskazani przez Zbigniewa Ziobrę.