W ostatnich dniach szef MSZ dostał kilka mocnych politycznych ciosów, które pokazują, że już za miesiąc może być liczony na politycznym ringu. Prezes Jarosław Kaczyński publicznie ogłosił, że PiS gotów jest oddać prezydentowi Andrzejowi Dudzie więcej kompetencji w sprawie kształtowania polityki zagranicznej i reprezentowania Polski zagranicą w zamian za zgodę na zmiany w sądach. Oznacza to de facto zmarginalizowanie roli ministra SZ, który prowadził z Dudą spór o zakres władzy nad dyplomacją.
Na dodatek partia rządząca przejmuje kontrolę nad kluczowym – z punktu widzenia polityki kadrowej – projektem ustawy o służbie zagranicznej, za pomocą którego chce się pozbyć niewygodnych dyplomatów. Kaczyński zamierza więc całkowicie pozbawić Waszczykowskiego wpływu na politykę personalną w podległych mu placówkach. Czarę goryczy miało przelać awansowanie przez szefa MSZ byłego doradcy Donalda Tuska na ambasadora RP w Pekinie.
"Złogów jest tam u pana za dużo"
W PiS spekulują, że Waszczykowski nie sprostał oczekiwaniom, które postawił przed nim prezes. A przypomnijmy, że podczas lipcowego kongresu partii w Przysusze Waszczykowski dostał ostatnie ostrzeżenie. – Tę ustawę (o służbie zagranicznej) trzeba w końcu uchwalić, bo – panie ministrze kłaniałem się panu – złogów jest tam u pana dużo i trzeba zmieniać – wzywał Kaczyński. – Tu chodzi o ludzi nieuczciwych, niekompetentnych, no i powołanych przez naszych poprzedników, bardzo ich dużo – grzmiał prezes PiS.
Wygląda na to, że cierpliwość kierownictwa PiS do szefa MSZ się skończyła. Stąd – jak doniósł Onet – decyzja o przejęciu przez partię rządzącą kontroli nad ustawą o służbie zagranicznej. Poprawka zgłoszona przez PiS podczas jednego z ostatnich posiedzeń sejmowej podkomisji ds. zagranicznych oznacza w praktyce utratę kontroli przez MSZ nad weryfikacją dyplomatów.
– Jeśli chodzi o pozycję Witolda Waszczykowskiego w PiS, to ona od początku była żadna. On był kandydaturą rezerwową. Został ministrem, bo inni się nie zgodzili. Poza tym to nie jest człowiek PiS, człowiek partii, on nie ma swojego zaplecza. W związku z tym jest też bardzo łatwy do ustawiania, do naciskania – ocenia Robert Tyszkiewicz, poseł PO i wiceszef sejmowej komisji spraw zagranicznych.
– Narzucono mu takich zastępców, jakich chciała partia, a niekoniecznie takich, jakich sam by chciał. Ma problemy z nominowaniem ambasadorów, to się przewleka. Pojawiły się różne napięcia w kontaktach z prezydentem; teraz te poprawki PiS do ustawy o służbie zagranicznej… – wylicza polityk opozycji.
"Swoją politykę zagraniczną prowadzi dziś każdy minister"
– Jego największą słabością jest jednak katastrofalny stan polskiej polityki zagranicznej i to, że mamy taki chaos. Bo polską politykę zagraniczną prowadzi dziś właściwie każdy minister z osobna, z ministrem Szyszką na czele. Przecież szef resortu środowiska bez konsultacji z MSZ prezentuje jakieś brawurowe strategie przed trybunałami europejskimi, komentuje stanowiska Komisji Europejskiej. Nie ma żadnej koordynacji polityki poszczególnych resortów ze strony MSZ – opisuje Tyszkiewicz.
I choć w dyplomacji zapowiadają się prawdziwe czystki, które mogą dotyczyć nawet 3,6 tys osób, wygląda na to że Waszczykowski nie będzie miał na nie nawet wpływu. To było zupełne zaskoczenie, którego nikt w MSZ się nie spodziewał. Chodzi o poprawkę złożoną przez posłankę PiS Małgorzatę Gosiewską do rządowego projektu nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej.
Zakłada ona powołanie 9-osobowej Rady Służby Zagranicznej (RSZ), która miałaby weryfikować dyplomatów oraz opiniować decyzje personalne resortu, a także uczestniczyć w tworzeniu strategii ministerstwa. Członkowie Rady – w myśl poprawki – wybierani byliby nie przez szefa MSZ, lecz przez Sejm, Senat i prezydenta RP.
Polecenie zgłoszenia takiej poprawki na sejmowej komisji przyszło wprost z siedziby PiS na Nowogrodzkiej i nie było konsultowane z Witoldem Waszczykowskim ani z nikim innym w MSZ. Jak relacjonował Onet, obecny na sejmowej komisji wiceminister Jan Dziedziczak, uchodzący za łącznika między resortem a Nowogrodzką, słysząc treść poprawki, nie krył zaskoczenia. Dopiero po konsultacji z Waszczykowskim oznajmił, że jego resort negatywnie ocenia poprawkę.
A jak zareagował sam Waszczykowski? – Nie mam pojęcia, co to za cudo (Rada Służby Zagranicznej – red.). Będę rozmawiał z posłami, żeby mi wyjaśnili, o co chodzi. Prezes mówił, że posłowie chcieli stworzyć radę na wzór Rady Służby Cywilnej, dzisiaj ta rada nazywa się inaczej, Rada Służby Publicznej, która zajmuje się opiniowaniem aktów prawnych dot. służby cywilnej – mówił w czwartek Waszczykowski w radiowej Trójce.
PiS odbiera Waszczykowskiemu wpływ na kadry MSZ
Według Tyszkiewicza, w poprawkach do ustawy o służbie zagranicznej nie chodzi jednak tylko o personalia. – To jest rozwiązanie systemowe. Chodzi o to, by to PiS miał wpływ na kształt polityki zagranicznej, niezależnie od tego, kto będzie ministrem. Bo zgłoszenie poprawki tworzącej Radę Polityki Zagranicznej, wbrew opinii MSZ, oznacza, że systemowo i moim zdaniem wbrew konstytucji, PiS będzie miało instytucjonalny wpływ na dyplomację – mówi Tyszkiewicz.
– To jest zaprzeczenie istoty całej dyplomacji. Bo, to ciało, ta rada, będzie narzędziem partyjnego nacisku na dyplomację. Chyba również – tak jak przy ustawach sądowych – chodzi o wprowadzenie ludowych ławników do dyplomacji, żeby oceniali, jak "Polska wstaje z kolan i buduje samotną wyspę" – tłumaczy poseł PO.
Nowa Rada to nie jedyny problem MSZ z projektowaną ustawą. W rządzie trwa spór między Witoldem Waszczykowskim a ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą. Chodzi o "zespoły robocze" z udziałem delegowanym sędziów, którzy mieliby skutecznie reprezentować polskich obywateli w przypadku sporów cywilnych z zagranicznymi urzędami, jak np. niemiecki Jugendamt czy norweski Barnevernet.
Zgodnie z prawem to konsul, jako pracownik służby zagranicznej, jest odpowiedzialny za pomoc w przypadku, gdy zgłosi się o nią Polak mieszkający poza granicami kraju. Tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości chce, by to sędziowie sądów powszechnych i wojskowych otrzymali możliwość wykonywania zadań służby zagranicznej. I tutaj prezes PiS też stanął po stronie Ziobry, a nie Waszczykowskiego.
Waszczykowski naraził się też kierownictwu PiS ostatnimi nominacjami ambasadorskimi. Chodzi o nominację na ambasadora RP w Chinach dla Wojciecha Zajączkowskiego, byłego doradcy premiera Donalda Tuska do spraw wschodnich. Zajączkowski był także m.in. ambasadorem RP w Rosji w latach 2010–2014. Według rozmówców Onetu, ta nominacja spotkała się z dużym zdziwieniem i wręcz wrogością w PiS.
Zamiast przy stole Polska znalazła się w menu
– Generalnie mamy do czynienia z wielką wymianą korpusu ambasadorów. I zdecydowana większość osób kierowana dzisiaj na placówki to ludzie bez żadnego doświadczenia w dyplomacji. Od czasu do czasu zdarzają się dyplomaci zawodowi. Nie sądzę, żeby nominacja pana Zajączkowskiego przelała czarę, wydaje mi się że raczej ogólne bezhołowie w MSZ – ocenia Tyszkiewicz. – My kompletnie wytraciliśmy jakąś inicjatywą, czy aktywność. Jesteśmy w polityce zagranicznej tylko świadkami tego, co się dzieje.
Czy w listopadzie podczas zapowiadanej oceny rządu szef MSZ pójdzie w odstawkę? – Ostatnio widać, że bardzo zbliżył się do Antoniego Macierewicza, bo często mówi jego językiem i szuka przytuliska, ale Waszczykowski jest łatwym celem, żeby się go pozbyć. Jest jednym z tych ministrów, którzy zostaną wymienieni w pierwszej kolejności, bo nie dość, że nie ma żadnych sukcesów, to także cena jego odsunięcia w dyplomacji wewnątrzpartyjnej PiS jest żadna – prognozuje Tyszkiewicz.