Do tej pory słynny "ciąg technologiczny PiS” działał jak dobrze naoliwiony mechanizm. Każdy trybik w porę zaskakiwał. Prorządowe media robiły propagandę, zdominowany przez większość rządzącą parlament uchwalał co trzeba, sympatycy zasypywali śledczych doniesieniami o "aferach” opozycji abo wskazywali kolejnych wrogów publicznych, a podporządkowana Zbigniewowi Ziobrze prokuratura "mieliła” w zależności od politycznych potrzeb. Ale coś zaczęło szwankować.
Przypomnijmy, że "ciąg technologiczny PiS" to system ściśle połączonych działań na linii władza polityczna–służby specjalne–prokuratura–media, który już za pierwszych rządów tego ugrupowania, służył zwalczaniu politycznych wrogów, indywidualnie i zbiorowo.
– Ta maszynka pisowska zaczyna się jednak zacinać. To widać co najmniej od wyborów samorządowych, a zwłaszcza od drugiej tury, która okazała się dla PiS nieprzyjemną niespodzianką – ocenia w rozmowie z naTemat dr Marek Migalski, politolog i były europoseł PiS.
– Później mieliśmy już ciąg niesprzyjających okoliczności bądź błędów samego obozu władzy. Mamy więc pożar, chaos, defensywę. PiS nie ma już takiej zdolności do narzucania agendy politycznej jak jeszcze kilka miesięcy temu – zauważa.
Znany z pierwszych rządów PiS mechanizm "ciągu technologicznego"opisywała ostatnio "Gazeta Wyborcza” odsłaniając kulisy akcji Zbigniewa Ziobro przeciwko operatorowi TVN. "Klasyczny ciąg technologiczny: nagonka u Karnowskich, potem doniesienie Ordo Iuris i błyskawiczna reakcja prokuratury…” – tak zajawiał artykuł na Twitterze jego współautor Wojciech Czuchnowski.
W dzienniku opisywał sekwencję zdarzeń. 16 listopada nagonkę na dziennikarzy TVN rozpoczął prorządowy portal wPolityce.pl. Opublikował zdjęcia z akt śledztwa, na których operator Piotr Wacowski na tle płonącej swastyki pokazuje gest "Heil Hitler”.
Prorządowe media informowały, że dziennikarze mieli zapłacić za zrobienie "urodzin Hitlera” i podżegali ich uczestników do wykonywania faszystowskich gestów. Komentowali to politycy PiS oraz minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Ogniwa w akcji
19 listopada gliwicka prokuratura okręgowa przyjęła doniesienie w tej sprawie. Złożył je Jerzy Kwaśniewski, adwokat i prezes Ordo Iuris, wspierającego PiS stowarzyszenia prawników, znanego z działalności antyaborcyjnej, zwalczającego edukację seksualną w szkołach i zapłodnienie in vitro.
Doniesienie natychmiast nagłośnił portal wPolityce.pl, a prokuratura błyskawicznie przystąpiła do dzieła, wszczynając postępowanie nie "w sprawie”, ale "przeciwko”. Już dwa dni później zdecydowała o postawieniu Wacowskiemu zarzutów ws. "propagowania ustroju faszystowskiego”.
25 listopada po protestach dziennikarzy Prokuratura Krajowa oświadczyła, że stawianie zarzutów Wacowskiemu było jednak przedwczesne.
Przy okazji media ujawniły, że sprawę urodzin Hitlera od początku prowadziła prokurator Agnieszka Marcińczyk z Gliwic i wcale nie zamierzała stawiać zarzutów Wacowskiemu. W lipcu skierowała do sądu pierwszy akt oskarżenia. Wyliczyła w nim, że Mateusz S "Sitas” zaprosił na urodziny Hitlera aż 80 osób.
"Każda z tych osób – z wyłączeniem osób działających w ramach prowokacji dziennikarskiej – miała zamiar, a więc chęć wzięcia udziału w publicznym propagowaniu nazizmu” – napisała prokurator.
O winie dziennikarzy nie było tu mowy. Ale postępowanie przejęła prokuratura regionalna w Katowicach i to ona jest teraz gospodarzem tej sprawy. O ulubionej prokuraturze Ziobry pisaliśmy tutaj. Ostatecznie Prokuratura Krajowa wycofała się jednak z zarzutów.
W "ciągu technologicznym" coś zaczęło się więc zacinać. Nie tylko na tym przykładzie widać, że machina PiS nie kreuje już tak sprawnie "afer” opozycji. Kolejne taśmy z podsłuchów emitowane w TVP Info okazują się "kapiszonami".
Defensywa w szeregach PiS
Wyciekają kolejne sprawy, które brudzą PiS. – Mieliśmy doniesienie o pilnowaniu posesji ministra Zielińskiego przez policję. Pojawiła się informacja o synie Mariusza Kamińskiego, koordynatora tajnych służb, który dostał pracę w Banku Światowym. To jest także sprawa pana Kałuży na Śląsku. Jego pozyskanie przez PiS paradoksalnie ukazało tę partię jako strukturę wręcz quasi mafijną – wylicza dr Migalski.
Jego zdaniem "prawdziwe oblicze" PiS pokazało jednak przede wszystkim przy okazji afery w KNF i ataku na TVN.
– To są dwie sprawy, które wyglądają na bomby z opóźnionym zapłonem. Według sondażu IBRIS dla Onetu 36 proc. wyborców zmieniło zdanie na temat rządu PiS pod wpływem afery w KNF. Wyborcy PiS mogli mieć w nosie abstrakcyjny dla nich Trybunał Konstytucyjny, czy Sąd Najwyższy, ale na pewno są zainteresowani tym, czy bezpieczne są ich pieniądze – zauważa Migalski.
– Druga bomba to atak na TVN. Już samo zainteresowanie się prokuratury operatorem TVN było kuriozalne. Ale atak na ambasador USA, przyjaciółkę prezydenta Trumpa, który w szeregach PiS nie jest nawet powstrzymywany, pokazuje, że nad tym pożarem nikt nie panuje – tłumaczy.
Na dodatek zaczęło się buntować zaplecze związane z ojcem Rydzykiem i jego mediami. Media o. Rydzyka codziennie atakują PiS za brak zakazu aborcji, a związani z ośrodkiem toruńskim posłowie piszą list do prezes TK w tej sprawie.
Dlatego "ciąg" nie trybi
Głównym powodem szwankowania "ciągu technologicznego PiS" jest polityczny konflikt między prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą a premierem Mateuszem Morawieckim. Ten konflikt w obozie "dobrej zmiany” zaburza harmonię działania ciągu.
Potwierdza to dr Migalski. – Najważniejszą przyczyną anarchii w obozie władzy jest wojna wewnętrzna. Po trzech latach rzucili się sobie do gardeł w walce o władzę i poszczególne fragmenty tortu, który już zawłaszczyli. Ale chodzi też o przygotowania do wojny, która nastąpi po Kaczyńskim. Na pewno wezmą w niej udział Morawiecki, Ziobro, Brudziński i prezydent Duda – przewiduje.