Z wyzywającymi spojrzeniami i rozwianymi włosami z billboardów w całej Polsce w 2011 r. spoglądało na nas siedem młodych działaczek Prawa i Sprawiedliwości. Plakaty głosiły: "Zwyciężymy. Chodźcie z nami".
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Intencja partii była jasna – chodziło o to samo, co zwykle w kampanii PiS: schowanie oblicza Antoniego Macierewicza i ocieplenie wizerunku Jarosława Kaczyńskiego. Media ochrzciły wówczas owe siedem pań - co tu kryć - seksistowskim mianem "aniołków Kaczyńskiego".
Na najczęściej spotykanym na ulicach plakacie młode kobiety stały rządkiem, obok siebie, głęboko patrząc w oczy wyborcom. Był też jeszcze drugi plakat. Na nim było może mniej zmysłowo, za to działo się nieco więcej. Dwie panie siedziały na skuterze, jedna niosła gitarę w futerale, inna podążała gdzie ze stosem książek pod pachą a kolejna siedziała z psem na kolanach.
Wtedy, 7 lat temu, "aniołki Kaczyńskiego" prezesowi nie pomogły, partia przegrała. One również – żadna z nich wtedy nie zdobyła miejsca w parlamencie. Partia umieściła je na zbyt niskich, "niebiorących", miejscach na liście wyborczej.
Udało się za to 4 lata później, już bez pomocy "Aniołków". Ale czasem z ich skromnym udziałem.
Jak dziś wyglądają kariery największych gwiazd kampanii parlamentarnej z 2011 r.? To pytanie zadało sobie wiele osób, gdy okazało się, że jeden z "Aniołków" awansował. Anna Krupka trafiła do rządu – w środę premier Mateusz Morawiecki powołał ją na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Ale po kolei. Zaczynamy od lewej.
1. Ilona Klejnowska
Ilona Klejnowska w 2011 r. niby do Sejmu nie weszła, a jednak była przy Wiejskiej obecna na co dzień. Młoda działaczka nie wywalczyła wprawdzie poselskiego mandatu, ale dostała partyjny etat w biurze prasowym. Przepracowała w nim w sumie 8 lat, czym teraz chwali się na stronach Instytutu Strategii i Rozwoju, którego jest współzałożycielką.
Praktyki w biurze PiS Klejnowska zaczęła jeszcze jako 21-latka, będąc jednocześnie studentką Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
– W ogóle nie czuję się aniołkiem prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Zresztą pewnie on sam zapytany o to, czy jestem aniołkiem, odpowiedziałby tak samo, bo zna mnie i wie, że aniołek to chyba ostatnia rzecz, którą można o mnie powiedzieć – mówiła Ilona Klejnowska w 2011 r.
O tym, że ten akurat "aniołek" ma rogi, alarmował Zbigniew Ziobro. To był jeszcze czas, gdy PiS i "Solidarna Polska" ze sobą nie współpracowały, ba – wzajemnie się zwalczały. Klejnowska miała zaś w tych relacjach odegrać rolę Mata Hari. "Aniołek" miał omotać młodego pracownika biura prasowego Solidarnej Polski, a ten wynosił partyjne tajemnice Ziobry, przekazując je działaczce PiS.
Kamiński obecnie wykłada na podległej ministrowi obrony Akademii Sztuki Wojennej. Jest pracownikiem Katedry Prawa Bezpieczeństwa Narodowego. Ilona Klejnowska zaś zajmuje się PR i – jak czytamy na stronach Instytutu Strategii i Rozwoju – "odnosi sukcesy na rynku mediów w ogólnopolskich stacjach (Radio Maryja, Telewizja Trwam)" oraz jest "doradcą Prezydenta Pracodawców RP - Andrzeja Malinowskiego".
Z profilu ISiR można zaś wywnioskować, iż wciąż jest blisko ośrodków władzy.
Jej mama Janina Klejnowska w ostatnich wyborach samorządowych kandydowała do rady miasta Żuromina z list lokalnego komitetu konkurencyjnego wobec PiS. Mandatu nie wywalczyła.
2. Anna Schmidt-Rodziewicz
– Byłam autorką pierwszej w Polsce pracy magisterskiej dokumentującej fenomen powstania ugrupowania utworzonego przez Lecha i Jarosława Kaczyńskich – opowiadała rzeszowskiemu dziennikowi "Nowiny" Anna Schmidt-Rodziewicz niedługo po tym, jak została wybrana do Sejmu. Świeżo upieczona posłanka ujawniła wówczas, jak wyglądała jej polityczna kariera.
Zaczęło się jeszcze na studiach na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie studiowała socjologię. – Postanowiłam związać swoją przyszłość zawodową z partią Prawo i Sprawiedliwość – wyznała. Z pracą dyplomową o "fenomenie" tej partii udała się na Nowogrodzką i została przyjęta przez wiceprezesa Adama Lipińskiego. Parę lat później trafiła na wyborczy plakat.
Popularność "aniołka" nie pomogła, w 2011 r. zdobyła jedynie nieco ponad 4 tys. głosów. Ale w 2014 udało się jej dostać do podkarpackiego sejmiku, a w 2015 zagłosowało na nią już ponad 16 tys. osób, co pozwoliło zasiąść w poselskich ławach.
Anna Schmidt-Rodziewicz w Sejmie nie angażuje się raczej w bieżące przepychanki. Na mównicy gości nader rzadko – przez trzy lata zaliczyła zaledwie 14 wystąpień. Bardziej udziela się w Komisji Łączności z Polakami za Granicą, której jest przewodniczącą.
3. Aleksandra Jankowska
Gdy trafiła na plakat, miała za sobą już wiele politycznych doświadczeń. Inne panie ze składu "aniołków" dopiero stawiały pierwsze kroki w polityce. Ona zaś miała za sobą choćby doświadczenie w sopockiej Radzie Miasta, kandydowanie na stanowisko prezydenta Sopotu czy nawet stanowisko wojewody pomorskiego za pierwszego rządu PiS.
Aleksandra Jankowska w 2011 r. sukcesu nie odniosła. Choć na liście zajmowała całkiem wysokie, trzecie miejsce, to zdobytych zaledwie nieco ponad 3 tys. głosów nie dało jej mandatu przy Wiejskiej. Na początku 2016 r., tuż po przejęciu władzy przez PiS, Aleksandra Jakubowska została prezesem Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
Jej rządy w PSSE nie trwały długo, zaledwie półtora roku. Została odwołana w dość niejasnych okolicznościach. W Telewizji Republika żaliła się potem, że zdymisjonowana została tak nagle i że działacze "Solidarności" przeszkadzają w odbudowaniu Stoczni Gdańsk.
Mimo tego żalu, Jankowska pozostała wierna partii. W jesiennych wyborach samorządowych w Sopocie wystartowała z drugiego miejsca na liście do sejmiku wojewódzkiego. Mandat wywalczyła.
4. Anna Krupka
To chyba największa kariera w tym gronie! Trzy lata temu Anna Krupka dostała się do Sejmu, a przed paroma dniami weszła do rządu.
W PiS nazywano ją nie tylko "aniołkiem", ale też makijażystką prezesa, bo kilka lat temu to właśnie ona przygotowywała Jarosława Kaczyńskiego do występów przed kamerami.
W 2011 r., gdy zaliczyła wyborczą porażkę, partia umieściła Krupkę na gliwickiej liście PiS. 4 lata później kandydatka dostała jedynkę w Kielcach. Z żadnym z tych miast Krupka nie ma raczej nic wspólnego – urodziła się w Warszawie, tu skończyła studia i tu od początku współpracowała z PiS. Była etatowym pracownikiem partii, redaktor naczelną partyjnego serwisu informacyjnego oraz radną w mazowieckim sejmiku.
Nieoficjalnie mówiło się, że po ostatnich wyborach samorządowych posłanka Krupka zajmie stanowisko marszałka województwa świętokrzyskiego. Funkcja ta przypadła komu innemu i Krupce przypadka "nagroda pocieszenia" – została wiceministrem sportu.
W resorcie ma działać na rzecz rozwoju infrastruktury sportowej oraz - jak informuje ministerstwo - "dalszego wzmacniania konkurencyjności polskiej oferty turystycznej, w szczególności koordynację i wdrażanie projektu Polskie Marki Turystyczne, którego głównym celem ma być ukonstytuowanie tzw. regionów turystycznych".
5. Sylwia Ługowska
Mówiono o niej "miss PiS". Zanim PiS objął władzę, kierowała łódzkim biurem posła Witolda Waszczykowskiego. Odkąd w 2015 r. nastała "dobra zmiana", Sylwia Ługowska-Bulak wędruje od instytucji do instytucji podległej PiS.
Najpierw do MSZ zabrał ją ze sobą minister Waszczykowski. W resorcie odpowiadała za komunikację ministerstwa w mediach społecznościowych. Jak ustalił poseł PO Krzysztof Brejza, piękność z plakatu PiS otrzymała w tym czasie blisko 25 tys. zł netto nagród za swoją pracę, odbyła przy tym dwumiesięczny staż w USA.
Gdy kariera Witolda Waszczykowskiego w MSZ dobiegła końca, nowy minister, Jacek Czaputowicz, dokonał wielkiego czyszczenia resortu. Rozwiązał cały gabinet polityczny, jaki odziedziczył o poprzedniku i w ten sposób Ługowska-Bulak została bez pracy. Ale na bardzo krótko. Chwilę później "aniołka" przygarnął minister Łukasz Szumowski. W resorcie zdrowia również zasiliła gabinet polityczny.
Tak na marginesie - mąż pani Sylwi, Sebastian Bulak, jest łódzkim samorządowcem. Przewodniczy klubowi radnych PiS, jest także asystentem zarządu Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej i uchodzi za "lokalnego Brejzę", czyli punktuje władze Łodzi za przyznawane przez nie finansowe nagrody.
Głoszenie tego typu apeli oraz poglądów, że kamienowanie kobiet za cudzołóstwo w gruncie rzeczy jest zupełnie ok, ani trochę nie przeszkodziło jej w zatrudnieniu u boku Andrzeja Dudy. Magdalena Żuraw była najpierw asystentką Dudy w Parlamencie Europejskim, później członkinią sztabu wyborczego, a następnie, po jego wygranej, urzędniczką w Kancelarii Prezydenta.
Nie za długo jednak pozostała u boku Andrzeja Dudy. Zaliczyła potężną wpadkę - na Twitterze napisała kompletną nieprawdę, przekręcając słowa głowy państwa, i niedługo potem musiała z Kancelarii odejść.
Trafiła do Polskiej Agencji Prasowej, ale też pracowała tam dość krótko. PAP zamieniła na biuro prasowe w Urzędzie ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, ale i tam nie zagrzała miejsca długo. Z tego, co udało się nam ustalić, Żuraw nie pracuje już w tym urzędzie.
7. Magdalena Wiciak
Była na wyborczych plakatach, ale z grona "aniołków" pozostała nieco z boku. Nie pojawiła się bowiem na konferencji przy Nowogrodzkiej, gdzie w 2011 r. sześć pań przekonywało wyborców, że oferta PiS jest atrakcyjna dla młodych ludzi.
Dla Magdaleny Wiciak oferta partii faktycznie była atrakcyjna. Najpierw pracowała w centrali PiS, później - jak donosił "Fakt" - pracę dla partii połączyła z zatrudnieniem w Polskiej Spółce Gazownictwa, powiązanej z PGNiG.
Najpierw pracowała jako główny specjalista w obszarze relacji społecznych (odpowiadała m.in. za prowadzenie dialogu ze stroną społeczną), a następnie awansowała na stanowisko dyrektora ds. komunikacji. Swoją "postawą, wiedzą i zaangażowaniem wykazała, iż doskonale radzi sobie w kontaktach międzyludzkich" – tak "Faktowi" wyjaśniła spółka ten awans byłego "aniołka". Tabloid informował, że według pracowników spółki zarobki Magdaleny Wiciak wynosiły około 20 tysięcy złotych.
Na koniec warto przypomnieć słowa z konferencji "aniołków" z kampanii 2011 r. "Idziemy pod hasłem 'Polacy zasługują na więcej'" - mówiła wówczas Ilona Klejnowska. Patrząc na to, jak ułożyły się losy wszystkich siedmiu pań, można przyznać z przekonaniem, że w ich przypadku to wyborcze hasło zostało w pełni zrealizowane.