Film "Kolejne 365 dni" na podstawie książki Blanki Lipińskiej jest już dostępny na NetfliksieW 3. części "365 dni" Laura i Massimo przeżywają małżeński kryzys, a bohaterka jest rozdarta między mężem a NachoW "Kolejnych 365 dniach" Barbary Białowąs i Tomasza Mandesa znowu pojawiają się: Anna-Maria Sieklucka (Laura), Michele Morrone (Massimo Torricelli), Simone Susinna (Nacho) i Magdalena Lamparska (Olga)"365 dni 3" jest nieco lepsze od koszmarnego poprzednika ("365 dni: Ten dzień"), ale fabuła wciąż jest szczątkowa i dodatkowo wieje nudąJak kończy się "Kolejne 365 dni"? Fanki książki mogą być zaskoczone zakończeniem filmuTrzecia część, ekranizacja ostatniej książki z erotycznej serii Blanki Lipińskiej, weszła na Netfliksa zaledwie kilka miesięcy później, co już samo w sobie może świadczyć o jakości "Kolejnych 365 dni". Tak, to znowu film, którego scenariusz (scenariusz? jaki scenariusz?) powstawał na kolanie. Ale jest kilka zaskoczeń.
Początek filmu jest zaskakująco niezły, chociaż topornie robi widza w balona. Przez kilka minut mamy uwierzyć, że Laura (Anna-Maria Sieklucka) zginęła w strzelaninie na końcu drugiej części. Mimo że doskonale wiemy, że Polka jest cała i zdrowa, to sceny z jej mężem Massimo (Michele Morrone) oraz członkami wrogiej mafii na sycylijskim cmentarzu mają w sobie jakiekolwiek napięcie. Później to niestety znika i pojawia się najwyżej na krótką chwilę.
Co dzieje się dalej? Laura oczywiście żyje, ale Massimo nie radzi sobie emocjonalnie z ostatnimi wydarzeniami oraz nowo poznaną tajemnicą, którą ukrywała przed nim żona. A to oznacza, że ich pożycie małżeńskie (w tym oczywiście seksualne) niestety się sypie. Dla Laury i Massimo to spory problem, zważywszy, że ich związek opiera się głównie na seksie w różnych konfiguracjach i lokalizacjach.
Mafioso rzuca się więc w wir mafijnej pracy oraz zawiązuję głębszą znajomość z białym proszkiem, a Laura koncentruje się na karierze i własnych przyjemnościach. Rozwija markę ubrań, którą kupił jej mąż oraz hedonistycznie spędza czas z najlepszą przyjaciółką Olgą (Magdalena Lamparska).
Sytuacji w domu państwa Torricellich nie ułatwia Nacho (Simone Susinna), czyli ogrodnik z poprzedniej części, który okazał się synem wroga Massimo. Laura nie może zapomnieć o wspólnym pobycie na wyspie, a erotyczne sny z Nacho przysłaniają jej fakt, że przystojny Hiszpan tak naprawdę ją porwał.
Kiedy bohaterka – przekonana, że jej małżeństwo chyli się ku końcowi – ponownie spotyka dawnego znajomego, stanie przed trudnym wyborem: Massimo czy Nacho? Nad tą kwestią będzie zastanawiała się... cały film, a w międzyczasie będzie piła dużo alkoholu, imprezowała z Olgą i odwiedzała rodziców w Polsce. Oraz śniła coraz to odważniejsze fantazje erotyczne.
O trzeciej części "365 dni" trudno powiedzieć coś więcej niż o poprzednikach. Fabuła wciąż jest szczątkowa, a film w dalszym ciągu przypomina efektowny teledysk i gloryfikuje luksus. Drogie ubrania, drogie samochody, drogie restauracje, drogie posiadłości. Ba, nawet polski dom rodziców Laury wygląda jak piękne marzenie, ale nie dla szaraczków, którzy w dobie inflacji zastanawiają się, czy lepiej zrezygnować z masła, czy benzyny.
W "Kolejnych 365 dniach" malownicza jest nie tylko Sycylia, ale również Polska, którą odwiedza Laura (bohaterka jedzie z ojcem m.in. do Kazimierza Dolnego). Tak jak Włochy są spieczone słońcem i przyciągają egzotyczną roślinnością, tak Polska prezentuje się iście pocztówkowo i zachwyca zielonym, harmonijnym pejzażem. Wciąż jest więc estetycznie, za co w głównej mierze odpowiada operator Bartosz Cierlica.
Reżyserzy, Barbara Białowąs i Tomasz Mandes, nie są jednak zainteresowani emocjonalnym kryzysem Massima czy mafijnymi porachunkami. Film jest tak naprawdę podzielony na dwie części: w pierwszej Laura zdaje sobie sprawę, że jej małżeństwo z Włochem wisi na włosku, a w drugiej zastanawia się, co dalej i miota się pomiędzy Massimem a Nacho. Mówiąc szczerze, nic więcej za bardzo się nie dzieje, a już na pewno nic emocjonującego czy intrygującego.
Twórcy filmu napotkali bowiem spory problem. Już w poprzednich częściach (a szczególnie w "365 dni: Ten dzień) konsekwentnie unikali wszystkich kontrowersyjnych elementów z książek Lipińskiej. Problem w tym, że trylogia polskiej autorki jest jedną wielką kontrowersją, w której gwałty i porwania są na porządku dziennym. Po wycięciu wszystkich problematycznych i szkodliwych elementów powieści (a trzecia część w nie obfitowała) ... mało co więc zostało.
I to widać w filmie "Kolejne 365 dni", w którym powolna i monotonna akcja jest rozwleczona do granic wytrzymałości widza. Białowąs i Mandes także tego są świadomi, więc na ratunek przychodzi... seks.
W "Kolejnych 365 dniach" twórcy idą jednak na całość i seks pojawia się również w innych konfiguracjach niż Laura-Massimo i Laura-Nacho. Erotyczne przygody mają poboczni bohaterowie, a na ekranie widzimy nawet sadomachistyczną orgię i trójkąt (który z pewnością rozgrzeje internet, zważywszy na jego uczestników). Większość z tych pobocznych scen seksu jest zupełnie zbędna, ale w końcu mówimy o filmie erotycznym, który nie narzeka na zbyt rozwiniętą fabułę.
A co z bohaterami? Laura kontynuuje swoją drogą do samopoznania i niezależności, chociaż wciąż ignoruje emocje i uczucia wszystkich wokół. Podczas gdy większość widzów, na wzór "Zmierzchu", wybierze jeden obóz: Massimo lub Nacho, to aż chciałoby się, żeby bohaterka rzuciła obu samców alfa w cholerę. Wydaje się bowiem najszczęśliwsza bez żadnego z nich, a najwięcej chemii ma nieprzerwanie ze swoją przyjaciółką Olgą. To relacja obu kobiet wysuwa się w "Kolejnych 365 dniach" na prowadzenie.
Zresztą Magdalena Lamparska znowu kradnie film. To jej sceny są najzabawniejsze i najbardziej szczere. Olga pełni jednak rolę comic reliefu w "365 dniach" i nie jest brana zbytnio na poważnie. Ma jedno zadanie – rozśmieszać. I to się udaje, chociaż ma się już po prostu przesyt jej postacią – głośną, spontaniczną, nieco nieokrzesaną, ale sympatyczną.
Z kolei główna para, czyli Anna-Maria Sieklucka i Michele Morrone, nie nauczyli się zbytnio aktorstwa w poprzednich dwóch filmach. Ich postaci są spłaszczone i nudnawe, a także zwyczajnie irytujące. Trochę życia ponownie wprowadza Simone Susinna, jednak włoski aktor nie miał tutaj zbyt dużo do grania poza byciem przystojnym i mówieniem Laurze o swoich uczuciach.
Warto jednak ostrzec fanki książek Blanki Lipińskiej, że raczej nie zobaczą na ekranie tego, o czym czytały na stronach erotycznej powieści. To tyczy się również zakończenia, które może zaskoczyć czytelniczki i które sugeruje, że części być może będzie więcej. W końcu nie zarzyna się dojnej krowy.