Wirtualna Polska przedstawia ciąg dalszy afery wokół wiceministra rolnictwa Norberta Kaczmarczyka i jego rodziny. Brat polityka miał zgłosić się po odszkodowanie po gradobiciu, którego – zdaniem dziennikarzy – nie było. Co więcej, zgłoszenie dotyczy słynnego już 141-hektarowego pola, które stało się antybohaterem osobnych doniesień.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiceminister rolnictwa miał bowiem pomóc bratu w poddzierżawieniu 141 hektarów państwowej ziemi
Teraz, jak donosi "WP", brat polityka miał zgłosić się po odszkodowania po gradobiciu, które miało nie mieć miejsca
WP: Brat Kaczmarczyka chciał odszkodowania za gradobicie, którego miało nie być
Jak donosi Wirtualna Polska, Konrad Kaczmarczyk zgłosił do Urzędu Gminy w Kozłowie, że 9 czerwca przez jego pole przeszło gradobicie. W jego wyniku miało dojść do zniszczenia części uprawy soi.
"Specjalna komisja stwierdziła jednak, że szkód nie było. Mało tego: w dniu, w którym miało do nich dojść, według ekspertów na terenie gminy nie padał grad" – czytamy na stronie serwisu.
Dziennikarzom udało się skontaktować z dwoma rolnikami, którzy żyją z Kaczmarczykami po sąsiedzku. – Pierwsze słyszę, żeby w 2022 było tu jakieś gradobicie. Nic takiego sobie nie przypominam – powiedział jeden z nich. – Nic takiego nie miało miejsca. A wiedziałbym, bo rzepak, który uprawiam, jest wrażliwy na takie sytuacje – dodał drugi.
Co ciekawe, wniosek Kaczmarczyka miał być jedynym złożonym tego dnia w sprawie gradobicia. – Z tego, co wiem, nie stwierdzono żadnych szkód na terenie gminy, wskazanego dnia nie wstąpiły też anomalie pogodowe, czyli ulewa, powódź czy gradobicie – powiedział "WP" wójt Kozłowa Jan Basa.
Do sprawy odniósł się sam Konrad Kaczmarczyk. W wiadomości głosowej przekazał: – Skoro zgłosiłem szkody, to prawdopodobnie w tamtym rejonie gradobicie musiało przechodzić. A że była powołana komisja, która oceniła, że nie, to znaczy, że nie było. Tak to funkcjonuje w rolnictwie.
Gdyby jednak urzędnicy przymknęli oko na brak gradobicia i uznali, że doszło do strat, brat wiceministra mógłby dostać niemałą sumę z państwowych pieniędzy. Według dziennikarzy mowa nawet o 500 zł za hektar.
Ciąg dalszy afery wokół Norberta Kaczmarczyka
Do wspomnianych już strat miało dojść na 141 hektarach, które są "bohaterem" osobnej afery. Jak pisaliśmy w naTemat, polityk miał pomóc swojemu bratu w poddzierżawie 141 hektarów ziemi w Małopolsce i zrobił to z ominięciem przepisów z 2016 roku.
"Dzięki temu jego brat dzierżawi ziemię za cenę dużo niższą niż lokalni rolnicy, którzy stanęli do przetargów" – relacjonował za WP dziennikarz naTemat Mateusz Przyborowski.
Firma produkująca maszyny wykorzystała przyjęcie do nakręcenia reklamy. Nagranie producenta pojazdu nasunęło pytania, czy przypadkiem wiceminister nie stał się ambasadorem spółki.
Michał Kołodziejczak o wiceministrze Zbigniewa Ziobry
Kołodziejczak zwrócił także uwagę na nieścisłości w sprawozdaniu majątkowym członka rządu. – Pan Kaczmarczyk wykazał, że ma 16 hektarów. Na 16 hektarów to się kupuje traktor na 100 koni mechanicznych. A ten ma 340 koni. To na 300 hektarów... to jest patologia – stwierdził.
– To jest przede wszystkim głupota, pokaz bufonady. Nie dość, że uważają się za lepszych, to jeszcze to wszystkim pokazują – ocenił.