Eddie Murphy w "Grubym i chudszym", Courtney Cox w "Przyjaciołach", Colin Farrell w "Batmanie", a ostatnio również Emma Thompson w "Matyldzie". Kostiumy pogrubiające (tzw. fat suits) to popularne w Hollywood rozwiązanie, ale czy powinno się je stosować?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kostiumy pogrubiające to popularne w Hollywood rozwiązanie, stosowane w procesie charakteryzacji na grubszą osobę.
Takie filmy, jak "Gruby i chudszy", "Płytki facet" czy "Batman" są wręcz znane z wykorzystania tego zastosowania.
Czy Hollywood powinno zrezygnować ze stosowania fat suits?
Filmowe metamorfozy aktorów
Aktorzy i aktorki do swoich ról dzięki procesowi charakteryzacji potrafią zmienić się nie do poznania. W tym celu na twarze nakłada się im kilogramy makijażu (a nie rzadko doczepia się też specjalnie protezy, np. nosa), głowy przyozdabia się ciężkimi perukami, a na ciała nakłada różne specyfiki czy przyodziewa w specjalne kostiumy (w takim po planie filmowym musiał poruszać się między innymi w "Stranger Things" Jamie Campbell Bower).
Zatrzymajmy się przy tym ostatnim zabiegu, gdyż w ostatnim czasie to właśnie on wzbudza kontrowersje, a przynajmniej jedno jego kontrowersyjne zastosowanie. Mowa tu o fat suits, czyli kostiumach pogrubiających sylwetki szczupłych aktorów i aktorek. Czy Hollywood rzeczywiście powinno z nich zrezygnować?
Fat suit to w Hollywood popularne rozwiązanie
Jednym z najbardziej znanych filmów, w którym skorzystano z kostiumu pogrubiającego, jest "Gruby i chudszy" z Eddiem Murphym. W 1996 roku nikt nie zastanawiał się, czy takie rozwiązanie może być krzywdzące, czy nie, a co więcej, komedia została nawet nagrodzona Oscarem za Najlepszą charakteryzację.
Krytycy kostiumów pogrubiających wskazują, że ich używanie jest konsekwencją hollywoodzkich patologii. Najważniejszą z nich są oczywiście wyśrubowane standardy piękna i oczekiwania, żeby aktor, a w szczególności aktorka, mieli idealną lub zbliżoną do perfekcji sylwetkę.
W rezultacie tak postawionej poprzeczki osób z nadwagą w branży rozrywkowej... praktycznie nie ma, a te, które zaczynały z nadprogramowymi kilogramami, często po jakimś czasie je zrzucają.
A jeśli jakiejś gwieździe zdarzy się przytyć, nie oznacza to wcale, że będzie zatrudniana do ról nieco większych osób. Jej telefon z dużym prawdopodobieństwem... po prostu przestanie dzwonić.
Chociaż od paru lat coraz częściej na ekranie możemy podziwiać ciała o różnych kształtach, w Hollywood wciąż preferuje się jeden rodzaj sylwetki. Nic więc dziwnego, że używanie fat suitów zakrawa również na pewien rodzaj hipokryzji.
Nieco mniej kontrowersyjne wykorzystywanie kostiumów pogrubiających wydaje się wtedy, kiedy bohater czy bohaterka przechodzi w filmie fizyczną przemianę. Chociaż aktorzy czy aktorki chętnie decydują się na realne podjęcie takiej metamorfozy (słynie z tego przede wszystkim Christian Bale oraz Jared Leto), to ze względu na ich zdrowie zastosowanie fat suitu rzeczywiście wydaje się być lepszym rozwiązaniem.
Czy Hollywood powinno stosować kostiumy pogrubiające?
Czy Hollywood powinno zrezygnować z fat suitów? Gdy odpowiemy jednoznacznie twierdząco, musimy zmierzyć się także z innymi pytaniami dotyczącymi granic charakteryzacji.
W idealnym świecie charakteryzacja być może nie byłaby potrzebna, jednak jest to też dyskusja z gatunku tych, czy jedynie osoby transpłciowe powinny grać tego typu postacie. Czy zawód aktora nie polega ostatecznie na tym, aby wcielać się również w osoby o innych doświadczeniach – czy to psychicznych, czy cielesnych?
Nie mam wątpliwości, że Hollywood powinno zatrudniać aktorów i aktorki powyżej rozmiarów uznawanych za normatywne, ale czy musi całkowicie rezygnować z fat suitów? Ja na to pytanie nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.