Już wcześniej mogliśmy przywyknąć do tego, że remake'i kultowych bajek Disneya działają na widzów jak płachta na byka. Nic nie wskazywało jednak na to, że nadchodząca "Śnieżka" z Rachel Zegler ustawi się na pierwszym miejscu najbardziej krytykowanych nowych wersji disneyowskich klasyków. Im bliżej premiery, tym fani mają coraz więcej powodów do narzekań. Od zmiany siedmiu krasnoludków po odtwórczynię tytułowej roli.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ostatnie lata pokazały, że Disneywprost uwielbia bawić się w remake'i swoich absolutnie legendarnych filmów animowanych. Gdy wytwórnia dopiero zaczynała swoją przygodę z "nowymi wersjami", publiczność reagowała na wieści o nich z niespotykanym dziś entuzjazmem. "Piękna i Bestia" z Emmą Watson w roli Belle budziła obiekcje wśród części widzów, ale nigdy nie spotkała się z bojkotem.
Lata mijały i dla fanów Disneya stało się niemal pewne, że remake'i są zaledwie cieniem dawnej chwały swoich pierwowzorów. Niektórzy ocenili "Dumbo" z Colinem Farrellem i "Pinokia" z Tomem Hanksem jako wtórną próbę wyłudzenia pieniędzy od zarówno starych, jak i młodych miłośników bajek.
Największego jak dotąd hejtu – bo z trudem można nazwać sytuację, o jakiej za moment wspomnimy, konstruktywną krytyką – doczekała się jeszcze przed oficjalną premierą "Mała syrenka"z Halle Bailey w roli syrenki Arielki. Niezadowolenie u fanów filmu animowanego wywołał fakt, że aktorkę, którą obsadzono jako fikcyjną bohaterkę, gra czarnoskóra 23-latka z Atlanty.
"Mała syrenka" w dniu premiery była bombardowana negatywnymi ocenami, choć na tle ostatnich remake'ów Disneya wypadła całkiem przyzwoicie, a Bailey – ku zaskoczeniu niedowiarków – dała z siebie wszystko.
Produkcja o Ariel w okamgnieniu ustąpiła miana "wroga publicznego numer jeden" innemu remake'owi, który o dziwo podirytował nie tylko konserwatywnego odbiorcę, ale także i tego z bardziej lewicowymi poglądami. Mowa tu o "Śnieżce", która trafi do kin pod koniec marca przyszłego roku.
Dlaczego "Śnieżka" z Rachel Zegler wzbudza kontrowersje?
Pierwsze wieści o remake'u "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków" zaczęły krążyć po internecie prawie siedem lat temu. Wówczas portal "Variety", który uchodzi za rzetelne źródło kinowych nowinek, poinformował, że Walt Disney Pictures zabiera się za odświeżoną wersję perypetii księżniczki z baśni braci Grimm, a jedną ze scenarzystek będzie amerykańska dramatopisarka Erin Cressida Wilson ("Chloe" i "Futro. Portret wyobrażony Diane Arbus").
W latach 2019-2021 ogłoszono, że za kamerą "Śnieżki" stanie reżyser Marc Webb, zaś Wilson otrzyma scenariuszowe wsparcie od Grety Gerwig, która zachwyciła filmami "Lady Bird", "Małe kobietki" i "Barbie" z Margot Robbie i Ryanem Goslingiem.
Po ustaleniu, kto będzie odpowiadać za kreatywną otoczkę "Śnieżki", przyszła pora na zdradzenie, komu przypadną główne role w produkcji. W czerwcu 2021 roku zapowiedziano, że tytułową królewnę zagra Rachel Zegler, gwiazda remake'u musicalu "West Side Story" Stevena Spielberga i nadchodzącego prequela "Igrzysk śmierci". Koronę Złej Królowej przyznano natomiast filmowej Wonder Woman, czyli Gal Gadot.
W tamtym czasie mało kto miał jakiekolwiek czy to złe, czy dobre przeczucia wobec tego filmu. Wśród głosów narzekań mogliśmy usłyszeć wyłącznie pretensje dotyczące kolejnego niepotrzebnego remake'u. Cóż, wystarczyła chwila, by "Śnieżka" z tytułu, którym żyli tylko nieliczni z zatwardziałych entuzjastów twórczości Disneya, znalazła się na ustach całego świata, i to w dużej mierze z samych najgorszych powodów.
"Śnieżka" bez krasnoludków - fani podzieleni
Zanim ogłoszono, że w "Śnieżce" zabraknie jej słynnych siedmiu kompanów, głos w sprawie krasnoludków zabrał Peter Dinklage, Tyrion Lannister z serialu "Gra o Tron" oraz jeden z najbardziej znanych aktorów niskorosłych. Gwiazdor hitu HBO (i przy okazji kolega Zegler z planu "Igrzysk śmierci") pochwalił Disneya za obsadzenie Latynoski w roli Śnieżki, ale równocześnie skrytykował wytwórnię za powielanie krzywdzących stereotypów w postaci Gburka, Gapcia, Apsika i reszty zgrai.
– Twórcy byli dumni mogąc obsadzić latynoską aktorkę w roli Królewny Śnieżki, ale wciąż opowiadają historię o niej i siedmiu krasnoludkach. Cofnijcie się i spójrzcie na to, co robicie. Niby jesteście postępowi, lecz nadal tworzycie pi*przoną historię o krasnoludkach mieszkających w jaskini. Czy do tej pory nie udało mi się nic osiągnąć w sprawie niskorosłych osób? Chyba nie krzyczę wystarczająco głośno – mówił w styczniu ubiegłego roku w podcaście "WTF" Marca Marona.
W dniu publikacji wywiadu z Dinklagem wytwórnia Disney zabrała głos w jego sprawie, zapewniając, że jest otwarta na wszelkie konsultacje z członkami społeczności osób niskorosłych. W kolejnych dniach oświadczyła, że zmienia krasnoludków w... "magiczne stworzenia" stworzone za pomocą technnologi CGI (efektów generowanych komputerowo – m.in. widzimy je w prawie wszystkich filmach Marvela).
Taka taktyka w połączeniu z budzącą wątpliwości wypowiedzią Dinklage'a, który twierdził w podcaście, że robił wiele, by w Hollywood lepiej traktowano niskorosłych aktorów, stała się pierwszą głośną aferą wokół "Śnieżki".
Anonimowy niskorosły gwiazdor Hollywood przyznał na łamach IndieWire, że Dinklage "był geniuszem w unikaniu tematu". – Mógłbym wymienić tuzin innych ludzi z naszego środowiska, którzy mówili na ten temat więcej niż Peter – skwitowało źródło popkulturowego portalu.
– Zadziwia mnie, że studio, zamiast słuchać całej społeczności, słucha jednej osoby. (...) Rola cancel culture jest obecnie tak znacząca, że wszyscy boją się mówić, jak jest, ponieważ nie chcą, by wpłynęło to na ich pracę – krytykowała sytuację Terra Jolé, producentka reality show "Małe kobietki z L.A.", której rodzina i przyjaciele brali udział w przesłuchaniu do ról w "Śnieżce".
W mediach podniosły się zatem głosy broniące "krasnoludków", gdyż zdaniem obrońców takiego status quo dają one prace niskorosłym osobom, jak i te, które uważają, że towarzysze królewny utrwalają tylko dyskryminację.
Wracając do tematu "magicznych stworzeń" i efektów komputerowych, podobne fikołki raziły społeczność osób niskorosłych także w poprzednich aktorskich remake'ach historii o Śnieżce. W "Królewnie Śnieżce i Łowcy" z Kristen Stewart ("Zmierzch") i Chrisem Hemsworthem ("Thor") role krasnoludków oddano w ręce aktorów, którzy nie mieli niczego wspólnego z niskorosłością. W 2012 roku traktowano takie podejście jako formę zabierania pracy dyskryminowanym pracownikom.
Niedawno okazało się, że twórcy nowej "Śnieżki" odesłali pomysł z CGI w zapomnienie. We wspomniane w doniesieniach sprzed lat "magiczne stworzenia" wcieli się aż sześcioro aktorów o standardowym wzroście. Skąd pomysł na taki casting? By "uniknąć wzmacniania stereotypów". Na zdjęciach z planu filmowego widać wyłącznie jedną niskorosłą osobę.
Aktor Dylan Postl, który m.in. był następcą Warwicka Davisa ("Star Warsy" i "Harry Potter") w filmie z prześmiewczej serii "Karzeł" – "Leprechaun: Origins", uważa, że to, co robi Disney, to zupełne przeciwieństwo progresywności.
– Są niskorośli aktorzy, którzy marzą o zagraniu w dużej produkcji takiej jak ten remake Disneya. I teraz, po tym, co powiedział Peter Dinklage w zeszłym roku, zostało to zabrane. To nie w porządku. To są role stworzone dla aktorów o moim wzroście. Nie mogę zagrać ról stworzonych dla Harrisona Forda czy George'a Clooneya, bo one nie są dla mnie – mówił w programie Piersa Morgana.
Rachel Zegler gra na nerwach feministkom i fanom Disneya
Promocja "Śnieżki" wystartowała, kiedy ucichła niesławna sprawa krasnoludków. Obsada ruszyła na ścianki, zaczęła gościć na panelach i tym samym udzielać wywiadów. Przyjęło się, że podczas takiego tournée gwiazdy wychwalają współpracę z pracodawcą oraz rozpływają się nad dziełem, do którego dołożyli swoją cegiełkę.
Niestety w przypadku "Śnieżki" widzowie odnieśli wrażenie, że Rachel Zegler – pół Kolumbijka, pół Polka – nawet nie próbuje być wdzięczna za daną jej szansę.
Zaczęło się dość niewinnie, bo od wywiadów, w których gwiazda "West Side Story" mówiła o konieczności wprowadzenia poprawek do historii legendarnej królewny, tak by wpisywała się we współczesne standardy. Belle z "Pięknej i Bestii" w wykonaniu Emmy Watson też porzuciła gorset, za to Arielka grana przez Halle Bailey uratowała księcia Eryka z macek Urszuli, a nie na odwrót. Zegler w swoich wypowiedziach nie przedstawiała więc niczego przełomowego i kontrowersyjnego. Do czasu...
Zegler skrytykowała oryginalny film animowany za bycie "produktem lat 30. XX wieku". – Duży nacisk kładzie się na jej wątek miłosny z facetem, który ją dosłownie prześladuje – wyjaśniła, dodając, że przygody Śnieżki w remake'u są w jej mniemaniu cudowną zmianą. "Lustereczko, powiesz przecie, kto jest najsprawiedliwszy w tym świecie?" – taki wydźwięk ma mieć mniej więcej remake.
– Książę jej nie uratuje i nie będzie marzyć o prawdziwej miłości. Naprawdę istotne jest to, że znajduje swój własny głos – zapowiadała w jednym z nagrań.
W rozmowie z "Entertainment Weekly" Zegler wspominała, jak w dzieciństwie bała się oryginalnej "Królewny Śnieżki" i nazwała ją "niezwykle przestarzałą". Odbiorcom z TikToka i innych zakamarków internetu przeszkadza – tak to sami określają – "pretensjonalny ton" aktorki przypominający ten, który słyszeli wcześniej u odtwórczyni Kapitan Marvel, Brie Larson.
Zegler wzięła także aktywny udział w strajku aktorów w Hollywood. Sieć obiegł filmik, na którym znów uderza w "Śnieżkę". – Jeśli mam stać na planie przez 18 godzin dziennie w sukience kultowej księżniczki Disneya, to zasługuję na zapłatę za każdą godzinę transmisji online – oznajmiła.
I tu internauci z przeróżnych środowisk są w większości zgodni w tym, że Zegler gra im na nerwach. Wierni miłośnicy bajek Disneya przypominają aktorce, by dziękowała za to, co ma, i jako przykład tego, jak powinna się zachowywać, podają radosną reakcję Bailey na możliwość grania Arielki.
Wiele feministek ma za to po dziurki w nosie formy, w jakiej Hollywood sprzedaje przeciętnym widzom idee ich ruchu społecznego. W dyskusjach przewija się krytyka tzw. koncepcji "girlboss" (kobiety walczącej z patriarchatem, ale – według przeciwników pojęcia – opowiadającej się za kapitalizmem). Dostaje się nie tylko Zegler, ale i Gerwig, którą już przy okazji premiery "Barbie" oskarżano o promocję liberalnego feminizmu.
Za Zegler stoi murem niewielkie grono obrońców, którzy tłumaczą, że aktorka padła ofiarą kolejnej nagonki na kobietę. "Facetów nigdy się tak nie traktuje" – czytamy w mediach społecznościowych, chwalącym odtwórczynię Śnieżki za odrzucenie archaicznej fabuły pierwowzoru.
"Rachel Zegler to młoda, odnosząca sukcesy kobieta, która ma odwagę być szczęśliwa. Społeczeństwo woli, aby młode dziewczyny spuszczały głowy ze wstydu za to, że odważyły się coś ze sobą zrobić. (...) To naprawdę toksyczne" – napisał pewien użytkownik Twittera.
Walt Disney przewraca się w grobie?
Jak pisała wcześniej w naTemat Maja Mikołajczyk, David Hand Junior, syn reżysera "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków" z 1937 roku, udzielił wywiadu brytyjskiemu dziennikowi "The Telegraph", w którym zasugerował, że jego ojciec i Walt Disney przewracają się w grobie. – Wiem, że byliby temu (filmowi - red.) przeciwni – zaznaczył rysownik.
– Pomysły firmy są teraz tak radykalne: zmieniają historie, zmieniają sposób myślenia bohaterów – to już nie są oryginalne historie. Dopisują kolejne szczegóły, a mnie się to po prostu nie podoba. Szczerze mówiąc to, co zrobili z niektórymi klasycznymi filmami, jest dla mnie nieco obraźliwe... Nie ma żadnego szacunku dla tego, co zrobił Disney ani dla tego, co zrobił mój tata – podsumował.
Przez kontrowersje "Śnieżka" znalazła się na straconej pozycji. Czy jeszcze da radę pozbyć się bałaganu i pozostawionego po aferach smrodu? Szanse na to są – przynajmniej z obecnej perspektywy – nikłe. Niemniej kino lubi zwroty akcji.