Nadszedł koniec rządu Prawa i Sprawiedliwości. Choć zwolenniczkom i zwolennikom demokratycznej opozycji czas ten dłużył się niemiłosiernie, wreszcie przyszedł dzień, gdy mogą punktować odchodzącą elitę władzy, używając jej ulubionej frazy "przez ostatnie osiem lat…". A teraz bez przekąsu: oto osiem lekcji dotyczących państwa, polityki i społeczeństwa, które odebraliśmy podczas rządów PiS w latach 2015-2023.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Niby polityczna oczywistość, ale historia pokazuje, że łatwo stracić ją z oczu. To dlatego Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe poniosły porażkę przed ośmiu laty. To dlatego teraz przegrał PiS.
Polityk też człowiek – ma swoje ulubione grupy wyborców, z którymi porozumiewa się praktycznie bez słów. Nie musi się ich "uczyć", dostrajać do ich wrażliwości, upewniać czy i jak zostanie zrozumiany. To zazwyczaj osoby, z którym łączą go ważne charakterystyki: grupa demograficzna, status społeczny, wykształcenie… Jednak ten "łatwy" elektorat to zdecydowanie za mało, by myśleć o utrzymaniu władzy.
Konkurenci polityczni tylko czekają, by zagospodarować potrzeby wyborców, którzy są lub czują się zaniedbywani. Podkreślmy: są lub czują się zaniedbywani. O "gorszych sortach" elektoratu, które są wprost atakowane, wkurzane, upokarzane, takich jak ostatnio kobiety, nauczycielki, czy personel medyczny, nie trzeba nawet wspominać.
Rządzący, którzy chcą pozostać rządzącymi, muszą jak najczęściej wychodzić poza swoją bańkę i dbać o duże grupy społeczne w widoczny dla nich sposób. Samo zaspokajanie ich potrzeb nie wystarczy, bo…
2. Trzeba się chwalić, chwalić i jeszcze raz chwalić
W dzisiejszym świecie same dobre decyzje to za mało. Krew w piach, jeśli się tego nie ogłosi. Ludzie nie mają czasu lub kompetencji, by łączyć kropki we wszystkich dziedzinach, co jest nieuniknione biorąc pod uwagę postępującą specjalizację i tempo przyrostu wiedzy. Dlatego trzeba im niestrudzenie i na bieżąco pokazywać, co się zmienia, a także jak – konkretnie! – poprawi to ich życie. To jest coś, co PiS opanował do perfekcji, a nawet zrobił krok dalej, gdy wywieszał swój sztandar na osiągnięciach poprzedników. Tak jakby powołał nieformalne Ministerstwo PR przenikające wszystkie inne resorty.
Polityczni komentatorzy mogą kręcić nosem, bo dla nich nie będzie to nic odkrywczego, skoro analizują scenę polityczną cały czas, więc powtarzanie komunikatu w różnych konfiguracjach będzie ich denerwować, ale to przecież nie oni są grupą docelową tego przekazu. Ma on trafić do tych, którzy nie siedzą w newsach i polityka dociera do nich niejako mimochodem, wyrywkowo, za pomocą platform społecznościowych: Facebooka, Tik-Toka, YouTube, Instagrama, X i innych.
To oni – zajęci swoim życiem, nie zawsze potrafiący wymienić nazwiska wszystkich ministrów – mają usłyszeć, co się zmieni, jaką odniosą z tego korzyść i dzięki komu. Nie ma rzeczy zbyt małych, by się nimi chwalić, bo jak pokazał PiS…
3. Symbole są ważne, a czasami mniej znaczy więcej
Wielka inwestycja za miliony może działać na społeczną wyobraźnię słabiej niż likwidacja uciążliwego obowiązku w urzędzie. Na przykład zniesienie konieczności wypełniania zeznania podatkowego może być dla milionów ludzi znacznie donioślejszą zmianą na lepsze niż jakiś przekop czy kolejny odcinek autostrady. Niby małe, ale namacalne rzeczy znacznie mocniej zapadają w pamięć.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To dlatego niewinne ośmiorniczki, które na marginesie można kupić choćby w Biedronce, przykleiły się do Radosława Sikorskiego bardziej niż afera Willa plus do Przemysława Czarnka. Ośmiorniczki to obraz, który łatwo przywołać i ma określone konotacje. Z kolei afery na miliony czy miliardy to dla przeciętnej osoby abstrakcja. Te kwoty są nie do ogarnięcia. Dlatego gest, słowo czy zaniechanie mogą dla społeczeństwa znaczyć więcej niż coś, co obiektywnie ma większy ciężar gatunkowy.
4. Wyborcy szybko przyzwyczajają się do dobrego
Przekonali się o tym politycy PiS, którzy łudzili się, że ich sztandarowy postulat – 500 plus na dziecko – zapewni im dozgonną wdzięczność elektoratu. Tymczasem to świadczenie socjalne tak wrosło w społeczny krajobraz, że po kilku latach stało się przezroczyste.
Przestało budzić emocje, o jego podtrzymaniu do znudzenia zapewniali polityczni konkurenci Prawa i Sprawiedliwości. 500 plus stało się ciepłą wodą PiS-u – tym, co po prostu ludziom się należy. Dlatego młodzi, których rodzice dostawali te pieniądze, nie mieli oporów, by pokazać palec Lichockiej partii, która wprowadziła świadczenie, bo jednocześnie zrobiła wiele innych, dla odmiany negatywnie ocenianych przez nich rzeczy. Elita odchodzącej władzy nie kryje goryczy takim rozwojem wypadków.
Lekcja, która z tego wynika, jest następująca: nie ma jednej rzeczy, którą można raz na zawsze przyspawać do siebie elektorat. Obóz władzy powinien mieć na siebie pomysł i regularnie oferować nowe rozwiązania. Nie zawsze muszą polegać na tym, by zrobić coś wielkiego lub sypnąć banknotami (patrz punkt 3).
5. Polityka to emocje
Lubimy o sobie myśleć jako o istotach w pełni racjonalnych, ale to nie jest prawda. Polityką rządzą emocje i PiS długo potrafił grać w tę grę. Do tego momentu, gdy na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego doprowadził do przymusu donoszenia uszkodzonej ciąży.
Wtedy społeczne emocje uderzyły w notowania partii jak huragan, a słupki już nigdy nie odzyskały dawnych poziomów. Do PiS-u przylgnęła – w pełni zasłużenie – etykieta partii, która nienawidzi młodych kobiet, ma dla nich gaz i pałki teleskopowe. Politycy obozu rządzącego przyznawali w anonimowych rozmowach z dziennikarzami, że już zupełnie odpuścili sobie tę grupę (patrzy punkt 1). Teraz, po sromotnym zwycięstwie w wyborach, przyznają nierzadko pod nazwiskiem, że atak na prawa kobiet (rzecz jasna oni ujmują to inaczej) kosztował ich władzę.
Czy chodzi o to, by emocje zastąpiły myślenie? Oczywiście, że nie. Bez racjonalnych, korzystnych decyzji nie ma na czym budować pozytywnych emocji. Ostatnie miesiące PiS dowiodły z kolei, że brak myślenia i kompetencji to idealna pożywka dla negatywnych odczuć.
Trzeba zachować równowagę między chłodnymi argumentami a poruszającymi gestami. Politycy ugrupowań, które przez ostatnie osiem lat były w opozycji, długo stawiali tylko na merytoryczne argumenty, wywody prawnicze, tabelki w Excelu. Problem w tym, że to za mało. Można mieć rację i nikogo do niej nie przekonać, bo pojawi się ktoś z inną wizją, która podbije serca obserwatorów.
Właśnie, wizja. Trzeba ją mieć, a jej posiadanie nie świadczy o tym, że trzeba pójść do lekarza, tylko że potrafi się zorganizować swoje działania – zarówno strukturalne jak i powierzchowne – w atrakcyjną opowieść, która przeniknie do społecznej wyobraźni. Taką narrację oferował Jarosław Kaczyński, który dowartościowywał "lepszy sort", a jednocześnie straszył go Niemcami, uchodźcami, a wreszcie innymi, "gorszymi" Polakami.
Jak pokazał PiS, opowieść nie musi być ani prawdziwa, ani korzystna dla społeczeństwa, żeby była skuteczna. Teraz strona demokratyczna doszła do władzy, przedstawiając wizję przyjaznego, nowoczesnego państwa, którego mieszkańcy są z niego dumni w zdrowy sposób, pozbawiony zarówno kompleksów, jak i histerycznych prób zakłamywania historii (notabene żadne społeczeństwo nie może się poszczycić samym bohaterstwem, więc nie jesteśmy wyjątkiem). Pytanie brzmi, czy w nawale pracy związanym ze sprzątaniem po PiS-ie demokraci nie zapomną o tym, że arkusze kalkulacyjne nie obronią Polski przed populizmem.
6. Trzeba ogarniać chaos i pokazywać sprawczość
Truizmem jest stwierdzenie, że życie jest nieprzewidywalne. Ma to zastosowanie zarówno do osób, jak i społeczeństw. Wystarczy sięgnąć pamięcią do nieodległej przeszłości – pandemicznego roku 2020 i wojennego 2022 – by przyznać, że jest wiele rzeczy, które pozostają poza naszą kontrolą (a przynajmniej: pełną kontrolą). To, na co mamy wpływ – lubią podkreślać psycholożki – to sposób, w jaki na to zareagujemy.
Tymczasem do losowego chaosu początku lat dwudziestych rząd PiS radośnie dołożył kolejne warstwy zamieszania w postaci nowego, nieprzemyślanego systemu podatkowego zwanego Polskim Ładem (swoją drogą: kolejny przykład na to, że sam PR bez podstawy merytorycznej to zamek na piasku).
Ludzie, którzy już i tak czuli się jak na tratwie podczas sztormu, dostali jeszcze gradobicie – rzekomo dla ich własnego dobra. I jeszcze ten nowy bałagan, potęgujący dotychczasowe problemy, został nazwany ładem.
Nic dziwnego, że społeczeństwo było wściekłe, a kolejne, gorączkowe poprawki rządzących, którzy w miesiącach poprzedzających wypuszczenie nowego systemu podatkowego mieli do roboty lepsze rzeczy, niż słuchanie ekspertów (a nietrudno było ich usłyszeć, bo bili na alarm), tylko wzmagały zniecierpliwienie.
Szczucie na księgowe – to na nie PiS próbował zwalić winę za swoje błędy, co zresztą było kolejnym błędem (patrz punkt 1) – okazało się nieskuteczne. Chaos był zbyt rozległy, by można go było kłamliwie przypisać nie budzącej większych emocji grupie społecznej.
Przede wszystkim więc nie szkodzić, ale to wymóg minimum, punkt startowy. Społeczeństwo oczekuje od rządzących sprawczości, pokazania tego, że realizują swoje obietnice, zmieniają rzeczywistość. Ludzie chcą mieć poczucie, że władza trzyma kierownicę po coś, a plan podróży ogłoszony podczas kampanii wyborczej będzie zrealizowany.
Przystanki na trasie mogą być odhaczane w różnej kolejności, czasami trzeba będzie jechać naokoło, być może bardziej wyboistą drogą, ale – no właśnie – trzeba jechać. Nie stać nawet na równiutkiej autostradzie i rozkładać ręce, że się nie da. Imposybilizm, jak nazywa to Jarosław Kaczyński, nie jest opcją. Trzeba znaleźć sposób na to, żeby dowieźć ludzi tam, gdzie im się obiecało.
Po objęciu władzy PiS ruszył z kopyta: 500 plus na drugie i kolejne dziecko, zakaz handlu w niedzielę, likwidacja gimnazjów… Jakkolwiek oceniać te zmiany, nastąpiły szybko i były widocznymi symbolami (patrz punkt 3) sprawczości nowej wówczas ekipy.
7. Warto trzymać rękę na społecznym pulsie
Z rządów PiS-u można wyciągnąć lekcję, że ignorowanie ekspertów – do czego z rozbrajającą szczerością przyznał się swego czasu poseł PiS Radosław Fogiel – to przepis na poważne kłopoty dla władzy. Prędzej czy później okaże się, że zapewnianie ludziom tego, czego chcą w chaotyczny i nieprzemyślany sposób wznieci pożary, które trzeba będzie gasić na oczach wściekłego tłumu.
Jednak podejście odwrotne – wsłuchiwanie się wyłącznie w głosy specjalistów, ponad głowami społeczeństwa – może przynieść władzy jeszcze większe problemy. Nie wystarczy mieć rację i chcieć dobrze – do swoich argumentów i intencji ludzi trzeba przekonać. A żeby to zrobić, trzeba nieustannie badać co myślą, czują i czego chcą. Bez skrajności – słupkoza też jest szkodliwa, bo może oznaczać rzucanie się od ściany do ściany – ale żeby wiedzieć, jakie są społeczne emocje i na nie odpowiadać, prowadzić dialog z ludźmi.
Nie wolno lekceważyć ich obaw – nawet jeśli opierają się na fake newsach, które zalewają internet, samo uczucie niepokoju jest realne i trzeba się z nim mądrze zmierzyć. Inaczej zmieni się w gniew i frustrację.
W ostatnich ośmiu latach widać było, jak sprawnie wykorzystywał to PiS. Doszedł do władzy między innymi obiecując cofnięcie reformy emerytalnej, a także zawrócenie sześciolatków ze szkół. Błąd Platformy i PSL polegał na tym, że poprzestały na słuchaniu ekspertów, a ważne zmiany po prostu ogłosiły wszem wobec. Nade wszystko zaś nie zostawiły ludziom wyboru pokazując jednocześnie, jakie są zalety i wady dostępnych opcji.
Przeprowadzona na miękko reforma emerytalna czy zmiana zasad obowiązku szkolnego, która wyrównywała szanse dzieci zwłaszcza z mniejszych miejscowości, nie wzbudziłyby tak wielkich emocji. Zostawienie wentyla w postaci wyboru spowodowałoby, że osoby, które poprzestałyby na tym, co było dotąd, nie czułyby się w sytuacji bez wyjścia, która – jak widzieliśmy – pozwoliła PiS-owi zburzyć całą konstrukcję.
W czasach, gdy można wybierać i personalizować praktycznie wszystko, przymus polityczny budzi opór. To coś, za co prędzej czy później się płaci. Przekonali się o tym politycy PiS, gdy postawili kobiety pod ścianą, a trzy lata później role się odwróciły.
8. To nie jest czas na "fujary"
To malownicze określenie, które wykrzyczał z sejmowej trybuny spąsowiały minister Zbigniew Ziobro, nie jest eleganckie, ale dobitnie wskazuje cechę konkurentów, na jakiej żerował PiS.
Brak konsekwencji za łamanie prawa, czyny nieetyczne i haniebne, bezkarność nielegalnych harców w imię społecznego spokoju – ta ciepłokluchowatość obróciła się przeciwko demokratom, gdy niepostawiony przed Trybunałem Stanu lider Solidarnej Polski i jego rumakujący kompani od roku 2015 mogli robić co chcieli z państwem i demokracją.
Dążenie do społecznego spokoju skończyło się największymi konfliktami po 1989 roku.
Przymykanie oczu na jawne łajdactwo poprzedników demoralizuje społeczeństwo (skoro nie ma kary, to chyba nie zrobili nic złego?) i uczy polityków, że mogą przekraczać granice, bo oprócz chwilowego krzyku, nie doświadczą żadnych nieprzyjemności.
Nie chodzi o mściwość i okrucieństwo, ale o to, że w granicach i na podstawie prawa także politycy powinni nieuchronnie odpowiadać za łamanie Konstytucji i innych przepisów. Lekcją wszystkich lekcji z ośmiu lat rządów PiS jest to, że bezkarność polityków to źródło wielu innych patologii.
Gdyby Platforma i PSL zadbały o wystarczającą liczbę głosów we wrześniu 2015 roku, gdy ważyły się losy Ziobry, ostatnie osiem lat wyglądałoby zupełnie inaczej. Być może nadal rządziłby PiS, ale bez wyroku na kobiety, bez atakowania krytyków Pegasusem i bez seryjnego łamania płyt CD z niewygodnymi dowodami w upartyjnionej prokuraturze.
Brak rozliczenia lub rozliczenie po łebkach to błąd, którego nie wolno popełnić.