Jak wspominaliśmy już kiedyś w naTemat.pl, wakacje all inclusive to formuła wypoczynku, która narodziła się już w latach 50. poprzedniego wieku.
"Nikt przed nim na coś takiego nie wpadł. Parę lat wcześniej zakończyła się II wojna światowa i Gérard Blitz uznał, że ludzie potrzebują miejsca, gdzie będą szczęśliwi. Stworzył je więc, a potem z Gilbertem Trigano dokonali prawdziwej rewolucji w turystyce" – tak początki all inclusive opisywała w swoim materiale Katarzyna Zuchowicz.
Kiedy Belg i Francuz turystykę w tym formacie zaczęli upowszechniać, kto ofertę AI wykupował, ten na miejscu rzeczywiście mógł liczyć na wszystko w cenie.
Bardzo dosłownie all inclusive traktowało także wielu hotelarzy w latach 90-tych i na przełomie tysiąclecia, gdy do gry na dobre weszły państwa takie, jak Egipt, Turcja, czy Tunezja. Jeśli w zachodnich kurortach opcja AI wciąż obejmowała naprawdę wszystko, tureccy, czy północnoafrykańscy menadżerowie próbowali przebić stawkę nowym udogodnieniem ujętym w cenie.
Z biegiem lat i kolejnych sezonów turystycznych, które wiele hoteli wcale nie kończyło z finansową górką, zaczęto zastanawiać się jednak nad oszczędnościami. Niebagatelny wpływ na to miał też globalny kryzys gospodarczy z lat 2007-09. Innym powodem ograniczania all inclusive były dążenia hotelarzy do odstraszenia części tzw. turystów niskiej jakości.
I tak dziś żyjemy w turystycznym świecie, gdzie normą stało się, że wykupienie wakacji all inclusive w Turcji, Grecji, Egipcie, Albanii, Tunezji, Bułgarii, na Cyprze, czy w Hiszpanii wcale nie jest równe z zapewnieniem sobie dostępu do wszystkiego, co zastaniemy na miejscu.
W tych czasach chyba już nikt nie pyta, czy AI oznacza, iż w cenie są wycieczki, bilety wstępów do atrakcji turystycznych, albo ubezpieczenie turystyczne. Jednak nader często zdarza się, że nawet świadomi wczasowicze przeżywają niemiłe zaskoczenie w sprawie tego, czego opcja all inclusive nie obejmuje.
Najczęstsze przypadki? Oto one:
Przeżyjesz prawdziwy wakacyjny cud, jeśli na wczasach all inclusive w hotelowym barze bez dopłaty zaoferują ci alkohole importowane. W krajach, gdzie swoje oddziały mają międzynarodowe koncerny, zdarza się, że gościom nalewane są piwa marek dobrze znanych w naszych stronach, ale to tyle.
Francuskie wino w opcji AI w Turcji? Zapomnij. Tak samo jak o prawdziwej szkockiej w Egipcie, wschodnioeuropejskiej wódce w Tunezji itd. Oczywiście tylko najbardziej budżetowe hotele zagranicznych alkoholi w ogóle nie oferują. W większości obiektów nawet średniej klasy butelki z importu są dostępne, ale za dopłatą.
To kolejny "klasyk" na liście ograniczeń w all inclusive. W tureckich, greckich, egipskich, cypryjskich tunezyjskich, czy hiszpańskich barach hotelowych kuszą cytrusy wyłożone obok wyciskarki. Żeby poczuć smak świeżo wyciśniętego soku, prawie zawsze trzeba jednak sięgnąć do kieszeni.
Tu na wstępie trzeba zaznaczyć, że przyzwoite klasy hotel all inclusive dostęp do restauracji à la carte zwykle gwarantuje, ale... jednorazowy. Kto ma dość stołowania się z podgrzewaczy wystawionych w ramach bufetu w głównej restauracji, albo panującego tam gwaru i wolałby codziennie jeść w "prawdziwiej restauracji", ten musi liczyć się z wydatkami.
Raczej nie będą one małe, bo restauracja à la carte zazwyczaj jest znacznie mniejsza od głównej, więc – mówiąc brutalnie – ceny muszą odstraszać przed składaniem rezerwacji na kolejne wieczory.
Co ważne, w ofertach biur podróży nie brakuje i takich hoteli, które poza wspomnianym jednorazowym wstępem w ramach all inclusive kolejnych wizyt w restauracji a’la carte w ogóle nie umożliwiają.
Zacznijmy od uspokajającej informacji, bo niektórym mylą się hotelarskie pojęcia... Room service to nie to samo co codzienne sprzątanie. W tej dodatkowo płatnej usłudze chodzi o zamawianie jedzenia, napojów lub pomocy w jakiejś innej sprawie bezpośrednio do pokoju.
Na filmach można się naoglądać, że room service jest standardem w hotelach pięciogwiazdkowych i może nawet tak wygląda rzeczywistość w Monte Carlo, ale... jeśli kupujesz wczasy all inclusive w Alanyi, Hersonissos, Durres, Hurghadzie, Złotych Piaskach, czy Marbelli, to nawet pięć gwiazdek takich cudów nie zagwarantuje. Room service to więc kolejne kilka, a może i kilkanaście dolarów lub euro do rachunku.
W tym przypadku bywa podobnie, jak z restauracją à la carte. W ramach oferty AI hotel być może raz w trakcie pobytu zaprosi cię na darmowy wstęp do SPA i Wellness, ale na więcej bez dodatkowych wydatków nie licz.
Wyjątkiem zapewniającym nielimitowany (może poza koniecznością złożenia rezerwacji na konkretną godzinę) dostęp do SPA bywają hotele wyspecjalizowane w takim rodzaju wypoczynku. One najczęściej wymykają się jednak poza ramy typowego all inclusive.
Biura podróży oferują całkiem sporo wyjazdów do hoteli, które nie są położone bezpośrednio przy plaży, a droga z basenu do morza jest tam na tyle długa, że trzeba dojechać specjalnym busem. Zazwyczaj na miejscu zastaniemy jakiś rodzaj oznaczonego w barwach hotelu baru plażowego lub ogródka, ale... Tylko część obiektów zapewnia tam turystom kopię tego, na co mogą liczyć w hotelu. Bar plażowy może okazać się dodatkowo płatny, a jeśli napoje i przekąski będą wydawane "na opaskę", to nie zdziw się, jeśli ktoś zechce zainkasować cię za korzystanie z plażowych leżaków i parasola.
Jeszcze kilka lat temu w dobrej klasy hotelu czterogwiazdkowym, a tym bardziej pięciogwiazdkowcu, nie było to udogodnienie wypadające z all inclusive, ale czasy się zmieniają. W wielu obiektach z czterema, a tym bardziej jedynie trzema gwiazdkami minibarki w ogóle poznikały.
Bezpłatny minibar na cały pobyt to już Złoty Graal wśród ofert biur podróży. Taki uzupełniany za darmo raz na pobyt zdarza się w hotelach w Turcji, Egipcie i Tunezji, ale raczej nie licz na to, że będzie on opłacony w ramach AI w Grecji, Hiszpanii, czy na Cyprze.
Ludzie w całej Europie od lat szaleją szczególnie za tureckim all inclusive, bo słynie ono z dobrej jakości, obfitości, różnorodności, dostępu do tego "czegoś więcej", a wszystko to zostaje okraszone serdecznością potomków Atatürka. Jest jednak jedna rzecz, której nawet w hotelu all inclusive Turek kompletnie za darmo ci nie poda.
Otóż w większości tureckich obiektów dodatkowo płatna jest... kawa po turecku. A na pewno taka, w przypadku której mowa o przygotowywaniu zgodnie z rytuałem. Za porządny czarny jak smoła napój z drobno zmielonych ziaren, zagotowany w specjalnym tygielku i podawany w tradycyjnej filiżance w hotelowej kawiarni zapewne wystawią rachunek.
Ale spokojnie, akurat to wielki wydatek nie będzie – nawet doliczając mały napiwek dla baristy.
QUIZ: Robisz tak na wakacjach? Sprawdź, czy mogą Cię uznać za "turystę niskiej jakości"
Powyżej mowa o przykładach tego, za co najczęściej trzeba dopłacić na wczasach all inclusive, ale jest oczywiście sposób, aby przynajmniej część takich usług mieć opłaconych z góry. Wśród bardziej wymagających i dysponujących większym budżetem turystów popularna robi się oferta ultra all inclusive.
O co tu chodzi? Szczegółowo UAI opisywał w naTemat.pl Mateusz Przyborowski:
Poza standardową ofertą gastronomiczną opcja ta zawiera także napoje oraz przekąski i nierzadko room serwis. Lista dodatkowych atrakcji i usług nie jest mała. To wspomniane już eleganckie restauracje à la carte i duży wybór wśród napojów bezalkoholowych i alkoholowych dostępnych całą dobę (np. lepszej jakości wina czy markowe napoje procentowe). Uzupełniany codziennie minibar w pokoju to również standard.
Jak wyjaśniał nasz reporter, niektóre obiekty oferujące ultra all inclusive w cenie zapewniają także obsługę osobistą, zabiegi odnowy biologicznej, a nawet korzystanie ze sprzętu sportowego czy hotelowej siłowni.
Wszystko to ma jednak swoją cenę i nie mówimy o małych pieniądzach. W polskich biurach podróży tygodniowy pobyt (w tym samym lub podobnym miejscu) na ultra all inclusive od zwykłego all inclusive jest droższy nawet o kilka tysięcy złotych.
Czytaj także: https://natemat.pl/559733,co-to-jest-pokoj-dzx1-rozszyfrowalismy-skroty-wielkiego-biura-podrozy