Picie własnego moczu, przebieranie matki za penisa, chwile wzruszeń, brak intymnych barier - to tylko część tego, co zaoferuje swoim widzom MTV w najnowszym reality show, którego główną bohaterką będzie kontrowersyjna piosenkarka popowa Ke$ha. Nergal, który podarł Biblię na scenie za granicą nie stałby się nikim szczególnym. Tam muzycy są naprawdę gotowi na przekraczanie granic.
Ke$ha Sebert przebojem wdarła się do grona najpopularniejszych muzyków pop. Największe triumfy święciła w latach 2009-2010. Jej single królowały w czołówce list przebojów wielu krajów. W plebiscycie na najlepszego nowego artystę pokonała Justina Biebera. Lecz jej muzyka to jedna historia. Sama artystka lubi szokować, niekoniecznie pozytywnie. Ocenę pozostawia swoim fanom. Jak sama mówiła w jednym z wywiadów dla muzycznego magazynu Q, już od dziecka była wychowywana w atmosferze niezbyt wielkiego poszanowania dla społecznych konwenansów.
Prince ofiarą włamania
Jej matka, Patricia "Pebe" Sebert również całe życie poświęciła muzyce. Dlatego młoda Ke$ha już od dziecka dużo czasu spędzała w studiach nagraniowych. I również od dziecka nie bała się radykalnych posunięć. Jako nikomu nieznana nastolatka potrafiła
włamać się do domu słynnego Prince'a, by wręczyć mu swoje demo owinięte w folię. Pisała teksty dla Miley Cyrus, śpiewała w chórku Britnes Spears i Paris Hilton. Dopiero gdy przy pomocy Dr. Luka udało jej się nawiązać współpracę z raperem Flo Rida (ich wspólny singiel "Right Round" okazał się wielkim sukcesem), jej kariera ruszyła z kopyta. Teraz ma na koncie miliony sprzedanych płyt, współpracę z Waynem Coyne'em czy Iggy'm Popem.
Swoją muzykę nazywa "cock popem". Tłumaczy, że inspiracją był dla niej jeszcze za życia owiany legendą muzyk "The Rolling Stones" Keith Richards. Jest przekonana, że "cock pop" z buntem i łamaniem reguł w tle zmieni świat. To jej zdaniem nic innego jak "buntowniczy duch Keitha Richardsa przeniesiony w realia muzyki pop". Rebelia jej "cock popu" różni się od tej punkowej tym, że ma trafić do mainstreamu, a nie małej grupy entuzjastów.
Matka przebrana za...
W projekcie dokumentalnym MTV, który zostanie wyemitowany w 5 maja o godz. 21.25 "My crazy beautiful life" zobaczyć będzie można życie artystki od kuchni, które bynajmniej spokojniejsze niż to sceniczne nie jest. Nie zabraknie charakterystycznych dla artystki kontrowersji. Upijanie się do nieprzytomności, picie własnego moczu, histeria, sytuacje ekstremalne, relacje z przyjaciółmi, życie uczuciowe - wszystkim tym Ke$ha podzieli się z widzami. Jej przyrodni brat nagrywał ją przez dwa lata niejednokrotnie w sytuacjach intymnych. Jak sama przyznaje, to trochę dziwne, ale już cały proces wychowawczy jej i jej brata był nietypowy.
Pokazane zostaną również relacje z matką, które są materiałem na kolejną opowieść. Matka nie ma nic przeciwko skandalizującej córce, co więcej, pomaga jej w tym. Gdy Ke$ha śpiewała, jej matka towarzyszyła jej na scenie wyginając się w kostiumie penisa. Innym razem artystka oddawała mocz do zlewu podczas rozdania nagród muzycznych. Ani się tego nie wstydzi, ani nie brzydzi. Stwierdziła, że widziała matkę płacząca ze szczęścia na scenie, przebraną za penisa przy 300 000 widowni. I to było dla niej spełnienie wszystkich marzeń.
Czy to się komuś podoba, czy nie, swoich widzów Ke$ha uraczy niejedną kontrowersją. Podczas gdy w Polsce Adam Darski drze Biblię, a Doda ją krytykuje i oboje zostają za to ukarani, artyści z innych krajów są daleko przed nimi na polu nietypowej promocji. Jedni, jak choćby niektórzy przedstawiciele grupy nazywanej dziś pogardliwie "dinozaurami rocka" szokowali swoją buntowniczą postawą, łamaniem społecznych reguł, hulaszczym trybem życia. Ci bliżej związani z muzyką pop też mają swoje sposoby.
Mięsny strój
By daleko nie szukać, wystarczy przypomnieć sobie Lady Gagę. Co najmniej dziwne stroje, kreacja z mięsa z której śmiał się nawet Bruce Willis, strój nawiązujący do prezerwatywy to codzienność sceniczna artystki. Innym razem na koncercie dostała pluszową maskotkę Świętego Mikołaja. Odgryzła mu głowę w myśl manifestacji "nienawidzę Świąt". Rozgłos przyniósł jej teledysk "Born This Way", w którym "rodziła świat". Mówiąc krótko, nie każdy odczuwał przyjemność patrząc na to, co tam się działo. Na koncertach zdarza jej się odgrywać krwawe sceny. Nie brakuje psychologów, którzy twierdzą, że Lady Gaga promuje skłonności samobójcze.
"Like a Virgin" dla papieża
Skoro o kontrowersjach mowa, nie może zabraknąć Madonny. Dziś ma pod bokiem wiele konkurentek, ale strategię zdobywania sławy poprzez skandal stosuje bez mała 30 lat. Dziś niektóre z jej słynnych wybryków nie są aż tak skandaliczne, lecz kiedyś były bardzo "odważną" postawą. Podczas trasy koncertowej na początku lat 90 wokalistka masturbowała się na scenie. Ściągnęła na siebie gniew Watykanu, gdy wystąpiła w teledysku na tle płonących krzyży. Nie przeszkodziło jej to, by koncertując we Włoszech wykonać utwór "Like a Virgin" z dedykacją dla papieża. Przed kilkunastoma laty nakręciła teledysk do piosenki "Erotica", który był tak napakowany seksem, że z emisji w godzinach nocnych wycofała się nawet MTV.
Odważne teksty
Do świętych nie należy także Eminem, który jednak o popularność walczył innego rodzaju kontrowersją. Zamiast się rozbierać (lub przebierać za mięso) tworzył odważne (dla niektórych zbyt odważne) teksty z wymownymi teledyskami. Zarzucano mu homofobię, rasizm, gdy wypalił z tekstami w stylu "czarne dziewczyny chcą tylko pieniędzy", lub "nie podoba mi się to czarne gów**". Teksty niektórych jego piosenek prześwietliła nawet amerykańska służba Secret Service, gdyż raper był bardzo negatywnie nastawiony do prezydenta Georga W. Busha (na jednym z teledysków widać młodych mężczyzn sikających na Biały Dom). Tuż przed rozpoczęciem kolejnej kampanii prezydenckiej Busha, Eminem wydał album, w którym znalazła się piosenka kolokwialnie mówiąc nie zostawiająca na byłym prezydencie USA suchej nitki, w myśl zasady "wolałbym, by prezydent nie żył". Nie krył się z głośną krytyką i niechęcią do gwiazd popu. Najgorzej oberwało się Christinie Aguilerze i Britney Spears.
Legenda Mansona
Wśród przykładów kontrowersyjnych promocji nie może zabraknąć też Marylina Mansona. On również sukcesywnie pracował na swój wizerunek. Jest jednak przykładem muzyka, na którego temat obok autentycznych wyskoków funkcjonuje już wiele mitów (najsłynniejszy dotyczył usunięcia trzech żeber w wiadomym celu). Jednak Manson do świętych nie należy i przylgnęła do niego łatka szatana. Potrafił onanizować się na scenie, załatwić się na niej, podpalić perkusję, rzucać kurczakami w publiczność, mikrofonem w innego muzyka (czym pozbawił go przytomności), symulować rytualny ubój zwierząt (na sztucznych egzemplarzach).
"Light my fire"
Jednak jakkolwiek nie szokowaliby współcześni muzycy, pałeczka pierwszeństwa należy się "dinozaurom rocka". Wokół Jima Morrisona, legendarnego wokalisty "The Doors" narosło równie wiele mitów co wokół Elvisa Presleya (są tacy, którzy wierzą, że obaj panowie wciąż żyją w ukryciu). Morrison był notorycznie zatrzymywany przez policję za szeroko rozumianą nieobyczajność, narkotyki. Potrafił pokazać na scenie penisa lub śpiewać tyłem do publiczności, przejawiał fascynację okultyzmem.
"Książę ciemności"
Do świętoszków nie należał przezwany "Księciem ciemności" i nieco współcześnie skomercjalizowany popkulturą Ozzy Osbourne. Potrafił podczas koncertów rzucać w widownię resztkami zwierząt zdobytymi u rzeźników. Publiczność potrafiła odwdzięczać się tym samym. Sam Ozzy w jednym z wywiadów mówił, że jeden zapalczywy fan próbował przed laty rzucić na scenę całą głowę wołu. Innym razem na scenie znalazł się nietoperz, który spadł na podłogę oszołomiony światłem. Ozzy jak na rockmana przystało lwią część zawodowego życia spędził pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Tak było i wtedy, gdy nie zdawał sobie sprawy, że zwierzę jest żywe, podniósł go i odgryzł mu głowę. Po latach mówił, że afera z nietoperzem była bardzo bolesnym doświadczeniem.
Szczeniaki w ofierze
Innym razem upił się w forcie Alamo w Teksasie (to swego rodzaju pomnik niepodległości Teksańczyków). Żona zabrała mu ubrania, by nie narobił sobie wstydu i nigdzie nie wychodził w takim stanie. Ozzy zbyt długo się nie namyślając, założył ubrania swojej żony i wyszedł. Wszystko skończyło się na posterunku policji, gdyż Ozzy wysikał się na mur fortu. W latach swojej największej popularności i co za tym idzie w szczytowej formie szokowania miał u niektórych opinię szaleńca. Powstało wiele bzdurnych mitów na jego temat jak chociażby ten mówiący o nieprzyjemnych praktykach Ozzy'ego. Miał bowiem niektóre koncerty rozpoczynać od rzucenia w publiczność szczeniaków i odmawiać sukcesywnie grania, dopóki pieski nie wrócą do niego martwe. To oczywiście nieprawda. Wokalista Black Sabbath wziął nawet udział w reality show przed kilkoma laty i Osbourne'owie - do czasów ery Kardashian - byli jedną z najsłynniejszych rodzin w USA.
Nieszczęsny Sid
Skandalistów wśród muzyków rockowych nie brakuje - Axl Rose korzystający z porad wróżek i latający na koncerty Guns N' Roses własnym samolotem (bez reszty zespołu) czy hulaszczy i chyba najbardziej zasłużony na polu szokowania - Sid Vicious, basista Sex Pistols. Choć najlepszym basistą świata nie był, miał charyzmę. Szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych członków zespołu, uważa się, że jest prekursorem pogo. Jego karierę można by ubrać w słowa "żyj szybko, umieraj młodo". Odkąd rozpoczął romans z jedną z fanek (jej śmierć do dziś jest owiana tajemnicą), zaczął coraz bardziej oddalać się od zespołu, uzależnił się od heroiny, nazywał publiczność "fiu**". Warto dodać, że wszyscy Pistolsi co chwilę wikłali się w bójki, narkotyki, zakłócanie porządku.
Ke$ha może skandalizować, lecz daleko jej jeszcze do cesarzy tej branży. Przed czterema laty portal Orange.co.uk zorganizował internetową sondę. Internauci mieli głosować, kto, ich zdaniem, jest największym skandalistą.
Jedni na swój sukces ciężko pracują, inni szokują. Niektórzy robią obie te rzeczy na raz. Fanom może się to podobać, lub nie, lecz ten stan rzeczy raczej się nie zmieni, co więcej, będzie postępował, bo chyba nawet Ozzy w swoich najbardziej zamroczonych narkotykami fantazjach nie wpadłby na to, by pić własny mocz. Smutną refleksję niestety nasuwa fakt, że niektórzy muzycy słyną głównie z kontrowersji, a nie dokonań.