"Wcisnął sobie przycisk i wyleciała szyba". Ujawniono, co naprawdę dzieje się w Służbie Ochrony Państwa

Ola Gersz
Służba Ochrony Państwa nie radzi sobie najlepiej. Masowe odejścia oficerów, wypadki, brak doświadczenia, niefrasobliwy komendant. Dziennikarze magazynu TVN24 "Czarno na białym" dotarli do ludzi, którzy wyznali, co dzieje się w SOP. Od tych relacji aż włosy stają dęba.
SOP ma ostatnie spore kłopoty Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Lista wypadków z udziałem rządowych samochodów jest już długa. Przypomnijmy chociażby potrącenie dziecka przez prezydencką kolumnę, uderzenie limuzyny z Andrzejem Dudą w separator czy wszystkie kolizje z udziałem premier, a dziś wicepremier Beaty Szydło.

Osoby związane z SOP (dawniej BOR), do których dotarli reporterzy programu "Czarne na białym", nie zostawiają na tej służbie suchej nitki.

– Doszło do kuriozalnej sytuacji, gdzie największym zagrożeniem dla osoby ochranianej stała się jej ochrona – powiedział pułkownik Mirosław Depko, były szef transportu Biura Ochrony Rządu.




– Oni sami się szkolą, w drodze do Oświęcimia – stwierdził Depko, którego zdaniem nie ma obecnie nikogo, kto mógłby szkolić oficerów.

Często kierowcy na ostatnią chwilę przed podróżą z politykami poznają samochody, którymi mają jechać. – Siedział sobie kierowca w samochodzie i bawił się przyciskami. Wynika to z tego, że nie wiedział, co znajduje się w takim samochodzie. Wiec wcisnął sobie jeden z wielu przycisków i okazało się, że wypadła szyba – powiedział jeden z oficerów SOP.

Nie dość, że pracownicy SOP często nie są odpowiednio wyszkoleni, to dodatkowo są przemęczeni z powodu problemów kadrowych.

– W tej chwili sytuacja jest taka, że ci funkcjonariusze pracują bez przerwy. Jeżdżą, latają, pracują, nie śpią. Niektórzy, którzy są przyjezdni, spoza Warszawy, nie wracają w ogóle do domu. Śpią gdzieś w kancelariach, w szatniach, żeby tylko rano wstać, bo zostaje im tylko kilka godzin snu. Rano wstają i idą od razu do pracy – mówił dziennikarzom TVN24 jeden z pracowników SOP.

Nie pomaga komendant, generał Tomasz Miłkowski. Oficerowie, do których dotarli reporterzy, twierdzą, że w ogóle nie angażuje się on w to, co dzieje się w Służbie Ochrony Państwa.

– Tak naprawdę przyjeżdża sobie w godzinach popołudniowych w poniedziałki. Wyjeżdża sobie w piątki do domu. W międzyczasie jeszcze też jest często na wolnym. Po prostu, więcej go nie ma, niż jest – wyznał jeden z oficerów z bliskiego otoczenia komendanta.

Do tego... nie ma on w SOP dużo do roboty. Nie zajmuje się bowiem najważniejszymi operacjami biura. – On nie nadzoruje w ogóle żadnych prac i żadnych takich wydarzeń, absolutnie. Ma zastępców, między którymi zostały obowiązki podzielone. Jest komendant, który zajmuje się działaniami ochronnymi. To on nadzoruje te działania – dodał oficer.

Źródło: TVN24