6 faktów o nowym Audi Q8, którego nigdy wcześniej nie było na drogach. To auto dla specyficznej grupy ludzi

Michał Mańkowski
To niezwykły samochód. Niezwykły przede wszystkim dlatego, że nigdy wcześniej na drogach go nie było. Sporym zaskoczeniem będzie też kwestia rozmiarów, bo Audi Q8 wcale nie jest takie, jak może się Wam wydawać. Oto 6 spostrzeżeń po kilku dniach spędzonych z tym najnowszym premium SUV-em z czterema pierścieniami w logo
Audi Q8 w zimowej scenerii prezentuje i czuje się naprawdę dobrze. Fot. naTemat

1. To rzadki samochód, który zaskakuje

Sama kategoria potężnych SUV-ów w klimacie coupe, czyli ze ściętym z tyłu dachem, nie jest nowa. Nowa jest tutaj natomiast sama obecność Audi. Bo o ile do BMW X6, Mercedesa GLC czy GLE jesteśmy przyzwyczajeni, o tyle Audi nie miało tu swojego reprezentanta. Jest oczywiście gigantyczne Audi Q7, ale to auto z zupełnie innej bajki, o czym więcej za chwilę.

Q8 to najwyższa półka w gamie Audi. Jest pozycjonowane jako najbardziej prestiżowy SUV producenta z Ingolstadt. A ze względu na swoją absolutną nowość może i jako "naj" w ogóle. Audi Q8 kusi wyglądem z paru powodów.


Po pierwsze – na ulicy prawie ich nie widać. W Polsce widziałem dopiero kilka, a wśród nich także potencjalnych klientów w trakcie jazd testowych z przedstawicielem dilera. Kupując Q8, które co do zasady jest "normalnym" samochodem, de facto stajemy się właścicielem samochodu nieco egzotycznego, którego na ulicach (przynajmniej na razie) ze świecą szukać.

To pewnie niedługo się zmieni, bo chrapka na Q8 jest spora. Widać to po ciekawskich spojrzeniach na ulicach, a także historii, o której wspominałem podczas premiery modelu. Do grupy dziennikarzy/przedstawicieli podszedł mężczyzna, zostawił swoją wizytówkę (był lekarzem) i powiedział, że prosi o kontakt, bo będzie chciał kupić sobie taką Q8-kę.

2. To samochód do podkreślania statusu

To samochód całkowicie nieracjonalny cenowo. Zaczyna się od ok. 370 tys. złotych, ale dokładając sensowne doposażenie bardzo szybko cenę windujemy do ponad pół miliona złotych. Tak było na przykład w przypadku modelu, który widzicie na zdjęciach, który ostatecznie kosztuje dokładnie 576 550 złotych, z czego dodatki to blisko 210 tys. złotych. Tak, same dodatki kosztują tyle, ile rozsądne auto.

Ale przecież w przypadku marek premium i tego typu modeli nie o racjonalność zakupu chodzi. Kupujemy nie tylko auto, ale wszystko, co się z tym wiąże i nie zawsze jest to wpisane w specyfikacji auta. Q8 jest skierowane do osób, które samochodem chcą podkreślić swój status. Nie tylko sięgając po coś, co samo w sobie jest premium, ale coś, czego wcześniej nie było.

Zresztą nawet przedstawiciele Audi w nieoficjalnych rozmowach mówili, że z ich badań wynika, iż potencjalni właściciele Q8 wcale nie mają zamiaru oszczędzać i na dodatki mogą wydać nawet drugie tyle, co na samą wersję podstawową.
Choć Q8 ma w sobie standardową dla Audi nienachalną elegancję, każdemu, kto choć trochę zna się na samochodach, daje do zrozumienia, że kierowca nie wybrał go przypadkowo.

Kogo widzę za jego kierownicą? Powiedziałbym, że nieco stereotypowo przedstawicieli szeroko rozumianych zawodów premium czy właścicieli firm w wieku 40+, a pewnie i nawet 50+. To nawet nie do końca auto, w którym często będą korzystali z tylnej kanapy. Powiedzmy to wprost: to auto, które będzie kupować się z zachcianki i kaprysu.

3. Zaskakuje rozmiarem

I to dwojako. Słysząc po raz pierwszy o modelu Q8 niemal z automatu zakłada się, że będzie to największy i najpotężniejszy model w gamie. W końcu na to wskazuje logika: wyższa cyfra w nazwie modelu, więc i sam model musi być większy. Tutaj naturalnie odnosiło się do poprzednika tj. Audi Q7, które przytłacza swoimi rozmiarami.

I tutaj spore zaskoczenie, bo Audi Q8 po pierwsze wcale nie wydaje się znacząco większe od Q7, a po drugie... wcale takie nie jest. Broń boże nie znaczy, że jest to małe auto, to naprawdę potężna maszyna o solidnych gabarytach, ale w porównaniu do Q7 jest inaczej niż mogłoby się wydawać.
Q8 jest od Q7 o 40mm niższe i 67mm krótsze. I to widać, zwłaszcza, że wrażenie potęguje ścięta linia dachu. W końcu mówimy ciągle o SUV-ie coupe. Jednocześnie Q8 jest o 35mm szersze i ma o 20mm większe koła, dzięki czemu jest dużo bardziej solidne osadzone na ziemi i sprawia tak różne od Q7 wrażenie.

I teraz uwaga, jedna z kluczowych informacji dla tego modelu. Z tyłu mamy naprawdę dużo miejsca, co wcale nie jest oczywiste, gdy spojrzymy chociażby na konkurencję. I nie chodzi tylko o nogi, które od oparcia przednich foteli dzieli spora przestrzeń, ale o to, co jest nad głową. Zazwyczaj w tego typu autach siedząc z tyłu szybko głową czujemy linią dachu. Tutaj tego nie ma. Jest naprawdę przestronnie i odległość głowy od dachu nie musiała być kompromisową ceną za fakt bycia SUV-em coupe. Duży plus.

4. Za kierownicą się zapominasz

Jednak wcale nie chodzi o "zapomnienie się" i dociskanie na maksa gazu do dechy. Wręcz odwrotnie. Gdy tylko odebrałem egzemplarz testowy, od razu ruszyłem w ponad 200-kilometrową trasę. I wiecie co? Tego auta w ogóle... nie czuć. Siedzą za kierownicą, nie czujesz, że jedziesz takim kolosem. W ogóle nie miałem poczucia, że jadę potężnym SUV-em o masie własnej... 2220 kilogramów. Wrażenie potęguje bardzo dobre wyciszenie (nie słychać niemal nic, łatwo się zapomnieć) i fakt, że wewnątrz Q8 wygląda identycznie jak każdy z nowych modeli Audi. Jest tak samo jak w A8, A6 czy A7.
Nie bez znaczenia jest też tylna oś skrętna (dopłata ponad 6 tys. zł, ale warto!), jeden z najlepszych wynalazków w motoryzacji, który ostatnimi laty staje się coraz powszechniejszy. Dzięki temu blisko 5-metrowe auto (dla wyjaśnienia, 5 metrów to naprawdę dużo) jest zwinne. Czujemy to zwłaszcza nawracając czy łapiąc niektóre zakręty. Gdy dojechałem i na spokojnie spojrzałem na auto z boku, byłem szczerze zaskoczony, jak duże jest. Prowadząc wcale tego nie czułem. No może za wyjątkiem nagłych hamowań, gdy wtedy "w plecach" czujemy te 2,7 tony.

To wszystko sprawia, że w Q8 podróżuje się szalenie komfortowo, nie zwracając uwagi na pęd powietrza (go nie słychać) czy niektóre nierówności (ich nie czuć).

5. Nowe nazewnictwo... myli

No nie przekonam się do niego, o czym pisałem już w poprzednich recenzjach. I nie tylko ja, bo większość osób, z którymi rozmawiam o tych autach zwraca uwagę na ten aspekt. Chodzi o wprowadzoną niedawno nową nomenklaturę, jeśli chodzi o nazwy gamy silnikowej.

To znaczy wyjścia nie mamy, trzeba się do niej przyzwyczaić, ale to nie znaczy, że jest intuicyjna. Model, który testowaliśmy był sygnowany 50 TDI. Jak sama nazwa wskazuje jest to... 3-litrowy diesel o mocy 286 koni mechanicznych. Nazwa nijak ma się do tego, co wydaje się być pod maską. Wygląda potężnie, ale to jedynie projekcja naszego umysłu – to wcale nie znaczy, że jest to 5-litrowy silnik, o co pytało sporo osób.
Jednostki Audi przeszły sporą zmianę, zrobiono z nich m.in. tzw. "miękką hybrydę", dzięki zamontowanej dodatkowej instalacji elektrycznej. No i wygląda lepiej na tle konkurencji, która w swoich nazwach stosuje podobne zabiegi.

Sam 286-konny diesel jest... dokładnie tym, czego można wymagać od tego auta. To już sprawdzona jednostka, która z 600Nm momentu obrotowego jest absolutnie wystarczająca do dynamicznej, a jednocześnie oszczędnej jazdy (8,2l/100km po 1000km w trasie i po mieście). Nie gwarantuje większych emocji czy a'la sportowych wrażeń, ale zapewnia odpowiednio duży zapasu mocy, by sprawnie i bezpiecznie przyspieszać. Minusem jest jednak standardowo chwila zastanowienia po wciśnięciu gazu do deski, zanim auto zrozumie, że ma strzelić do przodu.

6. Jest napakowany technologią

Momentami można poczuć, że to bardziej komputer niż samochód. To iście technologiczny kombajn, który wspiera kierowcę na każdym etapie. Od prostych rzeczy, jak nawigacja – na ekranie dotykowym można bazgrać literę na literze, a i tak odczyta słowo, przez reflektory, które sprawiają, że jazda w nocy to przyjemność, na całej gamie asystentów i kamer z absolutnie każdej strony, które dbają o to, by nie walnąć w coś z przodu, tyłu czy z boku.

Technologicznym gadżetem, ale jakże przydatnym, jest także prawdziwy "noktowizor", który pomiędzy zegarami wyświetla nam to, czego nie widzimy i w razie czego dodatkowo podświetli np. ludzi.

Myślę, że śmiało można założyć, że w przypadku dopakowania auta wszystkimi dodatkami (przypominam, w ten sposób można nawet dwukrotnie podnieść cenę modelu bazowego), dostaniemy tutaj niemal wszystko, co dzisiejsza motoryzacja jest w stanie zaoferować, jeśli chodzi o systemy i asystentów czuwających nad bezpieczeństwem kierowcy.

Werdykt?

Piękne auto wysoko stawiające poprzeczkę konkurencji, zarówno jeśli chodzi o wygląd (czy wspomniałem, że drzwi są tutaj bezramkowe?), jak i wymiar stricte praktyczny. Skierowane do specyficznej grupy klientów, która szuka czegoś więcej niż tylko czegoś do komfortowego przewiezienia swoich czterech liter.

Dla niektórych nieco nudne (zawsze można wziąć zjawiskowy miedziany kolor), dla innych robiące "wow", ale na zupełnie innym poziomie niż sportowe auta. Irracjonalne cenowo, ale gwarantujące komfort i technologie na naprawdę najwyższym poziomie. A jeśli nie przemawia do Was, zawsze możecie wziąć A6 Avant, które wybrałbym ja.