"Hejter" to polski "Joker". Ten film musi obejrzeć każdy, kto pluje jadem w necie

Bartosz Godziński
"Sala Samobójców. Hejter" to film strasznie dobry i strasznie przerażający. Przedstawiona w nim fabuła w niepokojący sposób zgrała się z prawdziwym zabójstwem prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Za to odtwórca głównej roli, Maciej Musiałowski, może już przybijać do ściany półkę na nagrody za swoją genialną kreację. Nowy thriller Jana Komasy wchodzi do kin 6 marca.
Główną rolę w filmie "Sala samobójców. Hejter" gra Maciej Musiałowski Fot. Jarosław Sosiński / Materiały prasowe
Podtytuł "Hejtera" nie jest zabiegiem czysto promocyjnym. Druga część dzieje się w tym samym "uniwersum", w którym śledziliśmy emo-Dominika. Reżyser wykorzystał też podobny zabieg i część akcji dzieje się w wirtualnym świecie, a konkretnie w fikcyjnej grze w stylu "World of Warcraft". Sequel jest z pewnością bardziej dojrzały, mniej kiczowaty, a głównych bohaterów łączy praktycznie tylko jedno. Samotność.

Maciej Musiałowski w roli życia

Jako widz towarzyszymy Tomkowi. Poznajemy go w chwili, kiedy wylatuje ze studiów. Szybko jednak znajduje pracę w agencji marketingowej, a raczej farmie trolli, która za grube pieniądze niszczy internetowe i całkiem realne życia osób - czy to celebrytów, czy polityków. Tomek odnajduje się w nowym zawodzie, ale wciąż doskwiera mu brak znajomych, a przede wszystkim dziewczyny. Od lat ma na oku Gabi (w tej roli odkrycie sezonu, Vanessa Aleksander), którą pragnie, stalkuje i która ciągle go odtrąca.
Fot. Jarosław Sosiński / Materiały prasowe
Jan Komasa ma ogromny talent do dobierania pierwszoplanowych ról męskich w swoich filmach. Kariera Jakuba Gierszała zaczęła się właśnie od "Sali samobójców". "Boże ciało" nie byłoby tak boskie bez Bartosza Bieleni. Teraz mamy "Hejtera" i perfekcyjną rolę Macieja Musiałowskiego. Rok 2020 będzie należeć do niego, a przynajmniej mam taką nadzieję, bo to niezwykle zdolny i zapracowany aktor.


26-latkowi, który stał się rozpoznawalny za sprawą serialu "Druga szansa", udało się stworzyć namacalną postać. Wielowymiarową. Przekazuje mnóstwo różnych emocji zwykłym spojrzeniem. Początkowy ból zmienia się w żądzę zemsty. W pewnym momencie już nie wiemy, do której bramki Tomek w końcu gra. Czy działa z egoistycznych pobudek, czy niespodziewanie stanie po stronie dobra, czy chce by świat po prostu płonął. Targające nim rozterki są wymownie sportretowane przez Musiałowskiego. I choć nie możemy się dowiedzieć, co jego bohaterowi siedzi w głowie, to możemy chociaż zrozumieć, co w danym momencie czuje.
Fot. Jarosław Sosiński / Materiały prasowe

"Hejter" jak "Joker"

Przywołany w tytule artykułu "Joker" Todda Philipsa nie jest clickbaitem. Oba filmy powstawały niezależnie od siebie i niemal w tym samym czasie. W obu główny bohater jest wrażliwym outsiderem, który bardzo stara się o akceptację innych, a którego czyny doprowadzają do tragicznych wydarzeń. Finały obu produkcji mają podobny wydźwięk. Jednak nasze sympatie dotyczące obu bohaterów są zgoła inne. I tu się zatrzymam, nic więcej nie zdradzę.

To, że w krajach odległych od siebie o tysiące kilometrów, powstają filmy o podobnej tematyce jest połowicznym przypadkiem. Twórcy są uważnymi obserwatorami i widzą co w sieci piszczy. Odrzuconych samotników, którzy biorą sprawy w swoje ręce i mszczą się na niesprawiedliwym społeczeństwie, będzie z pewnością więcej, o ile nic się nie zmieni. W nas samych. Przedsmak tego mieliśmy w zeszłym roku w Gdańsku, ale "Hejter" nie pokazuje kulisów tego zamachu. Zdjęcia nakręcono dwa miesiące wcześniej. I to też jest przerażające.
Fot. Jarosław Sosiński / Materiały prasowe
"Hejter" pokazuje, do czego prowadzi dzielenie narodu, które w dzisiejszych czasach jest dziecinnie proste. Wszystko dzięki serwisom społecznościowym. Jan Komasa i Mateusz Pacewicz, który napisał frapujący i nieprzewidywalny scenariusz (jeśli myślicie, że udało wam się go rozszyfrować po tym, co pisałem wcześniej, to jesteście w błędzie), nie biorą jeńców. Starają się zachować obiektywizm wytykając błędy każdemu: warszawskiej "elycie", irracjonalnym naziolom i młodzieżowej patointeligencji. Generalnie wszystkim. Nam i wam też.

Cyber-thriller jakiego potrzebowaliśmy

Film nie jest jednak oderwany od rzeczywistości. Niektóre sceny, postacie i dialogi są tak wiarygodne, że aż włos jeży się na głowie. Widać, że twórcy odrobili pracę domową z trollowania i whisperów. Bardzo dobrze zostały ukazane mechanizmy baitowania, które dla nadwornych internetowych komentatorów są zupełnie nieznane. Wiele osób wciąż myśli, że wszystkie posty w internecie są napisane przez prawdziwe osoby, wprost z głębi serca, a nie dla prowokacji określonych zachowań.
Fot. Jarosław Sosiński / Materiały prasowe
"Hejter" nie jest więc filmem tylko dla młodzieży, ale i ich zamkniętych w bańkach rodziców i dziadków, którzy nie mogą iść spać, bo ktoś nie ma racji w internecie. I nie ma tygodnia, by bezrefleksyjnie nie udostępnili jakiegoś łańcuszka lub fake newsa na profilu.

Historia pokazana w "Hejterze" jest szalenie aktualna i uniwersalna, ale czy powtórzy międzynarodowy sukces poprzedniego dzieła tandemu Komasa-Pacewicz, czyli "Bożego ciała"? Bardzo obu panom tego życzę, choć tym razem moja intuicja każe mi w to wątpić. Film dla mnie był ciut za długi (trwa ponad dwie godziny) i przez to gubił napięcie po drodze. Nie jestem też do końca przekonany do scen w grze MMORPG - są zbyt... szczegółowo animowane i zapominamy, że to tylko gra. A może właśnie taki był zamiar?
Fot. Materiały prasowe
Nie zmienia to faktu, że obaj twórcy wprowadzają nową jakość do polskiego kina, którą możemy się chwalić za granicą (w końcu ludzie się dowiadują, że w Polsce nie kręci się tylko filmów historycznych). Tworzą potrzebne dzieła na palące tematy, z doskonałymi aktorami i kreacjami, gęstą atmosferą, ale które też dobrze się ogląda. "Hejter" powinien spodobać się fanom "Black mirror", "The Social Network", "Słonia" i rzecz jasna "Jokera". To mocny cyber-thriller, którego oglądanie jest bolesne, ale nie sposób oderwać oczu od ekranu.