Aż nie chce się wysiadać. Porsche wypuściło specjalną Panamerę na 10. urodziny tego modelu

Michał Mańkowski
Przyznam się Wam do czegoś. Nie lubię Panamery, totalnie nie trafia w mój gust. Jej tył jest paskudny, a sylwetka umiarkowanie atrakcyjna. To wszystko dotyczy jednak poprzedniej generacji. W przypadku najnowszej jest zupełnie inaczej. Porsche nadrobiło wszystkie mankamenty i stworzyła piękną i sportową limuzynę, z której nie chce się wysiadać. Model skończył niedawno 10 lat i z tego powodu wypuszczono jego specjalną edycję "Panamera 10 years edition".
Porsche Panamera kończy już 10 lat. Fot. naTemat
Panamera była modelem przełomowym i nieoczywistym. W końcu Porsche od zawsze kojarzyło się z samochodami skrajnie sportowymi i nie zawsze praktycznymi czy wygodnymi. W 2002 roku wywrócili swój świat do góry nogami tworząc pierwszego SUV-a: Cayenne.

Siedem lat później zrobili to po raz kolejny dokładając do swojej gamy zupełnie nowy samochód, czyli czterodrzwiową, sportową limuzynę. Panemera, która swoją nazwę – podobnie jak 911-tka – wzięła od nazwy wyścigu "La Carrera Panamericana", była koniecznością dostosowania się do nowych czasów i potrzeb klientów.
A ci chcieli mieć auto nie tylko sportowe i luksusowe, ale jednocześnie wygodne i praktyczne. Projektancie przez lata swojej historii robili podchody do takiego modelu, ale finalnie projekt zawsze trafiał na mniej lub bardziej odległą półkę. Do czasu, gdy już nie można było dłużej ignorować tego popytu.


Czy można mieć ciastko i zjeść ciastko? Panamera udowadnia, że tak. W ten sposób powstało czteroosobowe Porsche, które na tor nadaje się równie dobrze, co do miasta czy na wielogodzinne podróże. Wiem, bo miałem okazję przetestować ten model w każdym z tych wariantów.

Panamera przez te lata stała się wyznacznikiem dla swojej kategorii. Mamy przecież Audi RS7 czy od niedawna BMW M8 i Mercedesa o nieco przydługiej nazwie tj. AMG GT 4-door Coupe. Gusta są różne, osiągi na papierze zbliżone – gdybym sam miał okazję stanąć przed wyborem z tej czwórki, pewnie sięgnąłbym po RS7 lub M8 – ale prędzej czy później zawsze pada porównanie do Panamery.
Sama Panamera była też ważnym modelem dla Porsche nie tylko dlatego, że pozwoliła zatrzymać starych i sięgnąć po nowych klientów. Przez lata to właśnie ten model był poligonem doświadczalnym dla rozwiązań technicznych. Inżynierowie testowali nowe rozwiązania własnie w Panamerze, a dopiero później wdrażano je w innych modelach.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym, jak jeździ Porsche Panamera, polecam jeden z tych tekstów. Tam opisywaliśmy dokładnie wrażenia z jazdy zarówno wycofanym już ze sprzedaży dieslem, zupełnie nową wersją Sport Turismo, a także hybrydą, która jest najmocniejszym modelem jaki oferuje Porsche.
Tutaj skupimy się jednak na jubileuszowej wersji tj. "10 years edition". Jak podsumować ją jednym zdaniem? Otrzymujesz więcej za mniej. Producent twierdzi, że w standardzie dostajesz o wiele więcej niż w "normalnej" wersji, ale bazowa wersja jest przez to nieco droższa.

Jak rozróżnić ją na pierwszy rzut oka? Macie tylko jedną wskazówkę, czyli napis/logo "Panamera 10" na przednich drzwiach. Podobny jest w środku na desce przed pasażerem. Mi osobiście nie przypadł on jednak do gustu i kupując auto za takie pieniądze wolałbym, by było "czyste", bez dodatkowych naklejek, które na drzwiach wyglądają jakby diler zapomniał je odkleić przed wydaniem auta klientowi. Te w środku byłyby zupełnie wystarczające.
Specjalnie dla tego modelu stworzono też 21-calowe felgi Panamera Sport Design w nietypowym kolorze białego złota z satynowym wykończeniem. Te koła są dostępne już w standardzie i nie trzeba za nie dopłacać (przykładowo "zwykła" Panamera zaczyna się z 19-calowymi felgami, a dopłata za 21-ki to wydatek rzędu 20-25 tys. złotych). Sam kolor felgi z jubileuszowej edycji jest... dziwny. Z bliska ciężko na niego patrzeć, natomiast zdecydowanie zyskuje przy... dalszym poznaniu. Ze średniej i dalekiej odległości wygląda już bardzo fajnie. Kolejnym dodatkiem w standardzie są też przyciemniane szyby i panoramiczny dach (normalnie dopłata niemal 11 tys. zł).
To tyle jeśli chodzi o rzeczy, które widać. Nie widać, ale czuć za to inne dodatki. To m.in. matrycowe reflektory LED PDLS Plus (normalnie dopłata 10 tys. zł), asystenci zmiany i utrzymania pasa ruchu z rozpoznawaniem znaków drogowych, asystent parkowania z kamerą cofania, podgrzewane fotele z regulacją we wszystkie możliwe strony (normalnie dopłata 10 tys. zł), automatyczne domykanie drzwi (w Porsche działa to najlepiej ze wszystkich marek, w których to testowałem) czy nagłośnienie przestrzenne firmy BOSE.

Jest też adaptacyjne zawieszenie pneumatyczne z systemem Porsche Active Suspension Management (PASM) i wspomaganie układu kierowniczego Plus.
Wersja urodzinowa jest dostępna dla Panamery "zwykłej" oraz Sport Turismo w wariantach 4 i E-Hybrid. Model, który widzicie na zdjęciach to wersja Panamera 4S, której ceny zaczynają się od 522 tysięcy złotych. Dla porównania "zwykła" Panamera 4S startuje od 446 tysięcy złotych. Pobawiłem się na potrzeby tego artykułu konfiguratorem i dodałem do zwykłej Panamery serię dodatków, które mamy w standardzie wersji jubileuszowej.
Cena podbija się bardzo szybko i przebija tą jubileuszową, wiec tutaj jest realny zysk dla klienta, który i tak decydowałby się na te dodatki (a powiedzmy sobie szczerze, nikt nie kupuje auta bez dodatków), ale nie są to aż tak ogromne tysiące jak mogłoby się wydawać czytając listę opcji, które dostajemy w standardzie "na urodziny".

Niemniej, Panamera to wciąż jedno z najlepszy aut w swojej klasie, które gwarantuje dwie rzeczy: absolutną przyjemność z połykania kolejnych kilometrów w komfortowych warunkach, a jednocześnie performance auta stricte sportowego. No i te spojrzenia przechodniów. Choć Panamera nie ma "kosmicznego" wyglądu i na rynku jest już dość długo, wciąż wzbudza ciekawskie spojrzenia. Takiej renomy nie ma żadna konkurencyjna marka.