Obejrzałem "Zenka" na Netflixie. Napiszę coś, do czego nikt się nigdy publicznie nie przyzna
Narażam swoją reputację, ale naprawdę bardzo dobrze bawiłem się na "Zenku". Tak, tym filmie o królu disco polo. Wygląda przyzwoicie, jest porządnie zagrany i świetnie uchwycił małomiasteczkowego ducha lat 80. Fabuła jest co prawda napisana na kolanie, ale przez to lepiej pasuje do discopolowej estetyki. Jak na produkcję TVP, byłem miło zaskoczony.
Screen z Netflixa
Duchologia Podlasia
Zawsze wychodzę z założenia, że połowa oceny filmu wynika z nastawienia i otoczenia. Nie będzie ci się podobał horror, jeśli odpalisz go w dzień. Nie uśmiejesz się na durnej komedii, jeśli oglądasz ją bez kolegów, po tym jak rzuciła cię dziewczyna. Zanudzisz się na filmie z superbohaterami, jeśli nie wybierzesz się do kina. Nie spodoba ci się też trzygodzinne dzieło artystyczne, jeśli chcesz się odmóżdżyć po 10-godzinnej tyrce przy biurku."Zenek" na Netflixie jest od piątku, a następnego dnia miałem wesele kumpla. Uznałem zatem, że "jeśli teraz, to nigdy", zakupiłem napoje gazowane i tak mniej więcej w połowie filmu dotarło do mnie, że w sumie jest całkiem całkiem (potem było już gorzej, ale o tym za chwilę). Byłem gdzieś tam z tyłu głowy przygotowany na katastrofę, ale przeważyło moje pozytywne podejście i okoliczności. Przecież świadomie włączyłem film o królu disco-polo, a nie Ianie Curtisie. Czego miałem się spodziewać?
Fot. Materiały prasowe TVP
Nawet tego znienawidzonego disco polo nie ma tyle, co hitów, do których nadal wszyscy się bawimy, m.in. "You’re a Woman" Bad Boys Blue, "Karma Chameleon" Culture Club, czy "Never Ending Story" Limahla. Zresztą ten ostatni muzyk pojawił się w filmie. Na scenie zaśpiewał wraz z... trzema Zenkami (aktorami i "oryginałem"). Było to tak krindżowe, że aż urocze.
Kadr z filmu "Zenek"
Może to nie polskie "Bohemian Rhapsody", ale...
"Zenek" był reklamowanym plakatem bliźniaczo podobnym do filmowej biografii Queen. Z perspektywy czasu nie uważam, że to porównanie było aż tak na wyrost. Zanim klikniecie krzyżyk, przypomnijcie sobie grę aktorską Ramiego Maleka - przez pół "Bohemian Rhapsody" próbował ukryć nakładkę na zęby. Psuło to odbiór.Jakub Zając również trochę rozprasza próbą naśladowania głosu Zenek Martyniuka (brzmi w sumie jak Klocuch), ale pomijając to, świetnie wcielił się w postać sympatycznego, wrażliwego chłopca z Podlasia. Zając jest zdecydowanie najmocniejszym punktem filmu. Obaj panowie jednak i tak nie mają podjazdu do Tarona Egertona, który dodatkowo sam śpiewał piosenki odgrywanego Eltona Johna w "Rocketmanie".
Poza tym "Zenek" to produkcja... kiepska. Doświadczamy tego od połowy, gdy lidera Akcent zaczyna grać zrezygnowany Krzysztof Czeczot. Z przaśnej bajki przeradza się w chaotyczny, nudny obraz, tracąc początkową werwę. Cały dwugodzinny film obfituje w dziwaczne sceny, ale dramatyczna rozmowa między Zenkiem a żoną siedzącą na sedesie jest zupełnie niewybaczalna. Tak jak i koncept porwania ich dziecka przez... Cyganów. W XXI wieku nie wypada powielać tak okrutnej legendy miejskiej. Zwłaszcza, że wątek jest wyssany z palca - to fragment biografii innej ikony disco polo)
Fot. Materiały prasowe
Chcę jedynie zaakcentować, że jeśli szukacie lekkiej, ładnie wyglądającej, choć trochę kulawej rozrywki o pewnym wycinku naszej kultury, to nie przejmujcie się opiniami i recenzjami innych, lecz dajcie szansę "Zenkowi". Nie musicie się do tego przyznawać. Zrobiłem to za was.
Czytaj też:
Nie dajcie się oszukać, że to polska muzyka. Hity disco polo to bezczelna kalka przebojów z Rosji i całego świata"Disco Relaks". Tutaj cofniesz się do lat 90. i zobaczysz największe skarby disco polo