Jego maszyna do pisania do końca życia stała na jej biurku. Burzliwy związek Osieckiej i Hłaski

Ola Gersz
On nazywał ją pieszczotliwie "Panną Czaczkes", twierdził, że tylko ona może być jego żoną. Ona pisała: "Twarz rozgrymaszonego bachora, figura cowboya, ręce Madonny. Ja przy nim jak mysz polna". Związek Agnieszki Osieckiej i Marka Hłaski był burzliwy. Mijali się, uciekali od siebie, aby potem za sobą tęsknić. Mieli wziąć ślub. "Pewnie byśmy się potem rozwiedli" – pisała po latach Osiecka.
Agnieszka Osiecka i Marek Hłasko byli zaręczeni. Ślubu nigdy nie wzięli Fot. Wikimedia Commons // kadr z filmu "Piękni dwudziestoletni" / YouTube
Był 1956 rok. Agnieszka Osiecka miała 19, prawie 20 lat, Marek Hłasko – 23. Ona była studentką, która po zajęciach aktywnie angażowała się w działalność Studenckiego Teatru Satyryków (STS). On – dzięki zbiorowi opowiadań "Pierwszy krok w chmurach" – właśnie został literacką gwiazdą i najbardziej obiecującym pisarzem młodego pokolenia.


Hłasko był wtedy nieprzytomnie zakochany w dziennikarce Hannie Golde, o dziesięć lat starszej mężatce z dwójką dzieci. Warszawski światek artystyczny wzdychał i do niej, i do niego, a ich szalony romans wykańczał psychicznie oboje. Kiedy Golde opuszczała pisarza i wracała do rodziny, zdesperowanu Hłasko dzwonił do niej, że zażył tabletki albo podciął sobie żyły. I wtedy na horyzoncie pojawiła się Osiecka. Przypadkiem.

Pierwsze spotkanie Osieckiej i Hłaski

Spotkali się w warszawskiej kawiarni "Kamienne schodki" – Agnieszka Osiecka odniosła Markowi Hłasce książkę, którą pożyczała od niego wspólna znajoma. Nie zaiskrzyło od razu. Hłasko był dla niej obojętny i opryskliwy, co ją zdenerwowało.

"Poznałam Marka w okresie 'odwilży', miałam dziewiętnaście czy dwadzieścia lat i w sprawach miłości byłam strasznie infantylna. Raz mi się wydawało tak, raz siak, wszystko było grą wyobraźni. Marek był jeszcze barwniej upierzonym ptakiem! Raz odgrywał kowboja, raz starca pochylonego nad grobem, raz typa spod ciemnej gwiazdy, raz znowu brutalnego 'maczo', to znamy z jego prozy" – mówiła potem.

Mimo średniego pierwszego wrażenia polubili się. Osiecka pojechała do Hłaski do Kazimierza, gdzie zapijał smutki, gdy Hanna Golde ostatecznie go rzuciła. "Przyjedź" – napisał do niej telegram.
– Kiedy przyjechałam, to oczywiście nikt na mnie nie czekał. Weszłam do tego pensjonatu, zobaczył, że przyjechałam i z głębi tej stołówki szedł w moją stronę. Naprawdę był taki szczęśliwy, (...) wyglądał jakby miał słońce na głowie. Bo nie spodziewał się, że przyjadę – mówiła poetka i tekściarka w filmie dokumentalnym Andrzeja Titkowa "Piękni dwudziestoletni" z 1986 roku poświęconym Hłasce.

Polski James Dean


Wtedy ich związek rozpoczął się na dobre. Byli podobni, choć inni. Agnieszka, dziewczyna z inteligenckiego domu na Saskiej Kępie, studentka. Marek, chłopak z Powiśla, który nie skończył liceum i wcześniej pracował m.in. jako kierowca ciężarówki i robotnik na budowie, a STS, ukochane miejsce Osieckiej, nazywał pogardliwie "teatrzykiem".

Oboje byli młodzi, piękni, utalentowani, niepokorni, wyzwoleni. Brylowali w towarzystwie, obracali się w artystycznym światku. Osiecka flirtowała z mężczyznami i cieszyła się ich niesłabnącym zainteresowaniem, w Hłasce kochały się kobiety i wzdychali za nim mężczyźni. "Nie żyliśmy autentycznie. Pisaliśmy powieści własnym życiem" – pisała Osiecka. Zwłaszcza Hłasko uwielbiał robić wokół siebie szum. Kreował się na Jamesa Deana, pił, palił i "dawał w mordę", a na mieście pokazywał się w swoim słynnym białym kożuchu, który kupił od żołnierza radzieckiego. Pojawiał się w nim "jak zbuntowany anioł", notowała poetka.

– Hłasko był proletariackim księciem, którego mi zazdrościły koleżanki. Twarz rozgrymaszonego bachora, figura cowboya, ręce Madonny. Wyższy był od naszego pokolenia o pół głowy – pisała o nim. Jej ojciec go nie znosił.

Szybko się zaręczyli, na co nie zgadzał się Wiktor Osiecki ("Mój stary nie chce mieć z tym nic wspólnego"). Obie matki oraz ojczym Hłaski byli jednak zadowoleni. Mimo zaręczyn Osiecką i Hłaskę ani nie ciągnęło do ołtarza, ani do mieszkania ze sobą. Byli razem, a jednocześnie osobno – każde z nich miało swoje życie, czasem znikało i nie dzwoniło. "Marku! Marku! Nigdy nie dzwonisz o tej godzinie, o której proszę, i potem się tak ciągle mijamy jak wczoraj. A dzisiaj prawie cały dzień czekałam na twój telefon" – pisała raz do niego.

Oboje uwielbiali miłość, ale nie do końca wiedzieli co z nią zrobić i jak kochać. Ślubu nigdy nie wezmą.

Paryż

W 1957 roku Hłasko wyjechał za granicę, do Paryża. Osieckiej zostawił maszynę do pisania, którą miał potem odebrać. "Polski James Dean" był na Zachodzie gwiazdą.

Początkowo z Osiecką zasypywali się listami, tęsknili. "Co będzie, jeśli ja tu zdechnę i nie zobaczę Cię już? Może by było lepiej dla Ciebie, żebyś się zakochała i zapomniała o mnie? Może mnie już nie kochasz " – pisał w jednym z listów do "Panny Czaczkes" (nazwał tak Osiecką po bohaterce jednej z książce, siebie nazywał Ferdynandem – po postaci z tej samej lektury).
List Agnieszki Osieckiej do Marka Hłaski, Mazury, 21 VI 57


Marku najmilszy!


(...) Nie wiem, czy dobrze to pamiętasz. Zadzwoniłeś do mnie parę dni temu i powtarzałeś 'jestem wraki'! I mówiłeś, że nic nie napiszesz. I wołałeś: 'Nie licz na mnie'. Marek, posłuchaj mnie uważnie. Tu nie chodzi o to, żebym ja na Ciebie liczyła. Chodzi o to, żebyś Ty na mnie liczył. Żebyś wiedział, żebyś zawsze wiedział, że masz na świecie człowieka, do którego w każdy dzień, w każdym stanie i o każdej godzinie możesz przyjść... Bo nie przeraża mnie to, że mówisz o sobie złe słowa. Nawet wtedy, kiedy dzwonisz późno wieczorem i powtarzasz, 'jestem wraki'. Bo to nieprawda.

Marek, masz w sobie to najpiękniejsze, co może mieć człowiek – prawdę. Nie chcesz być taki jak świat, w którym żyjesz. Jesteś najodważniejszy z naszego pokolenia, bo widzisz prawdę nawet tam, gdzie to bardzo boli.

Jesteś bardzo piękny i bardzo wiele wart.

Dlatego bzdurą są te złe słowa, które o sobie mówisz. I bzdurą jest to, czego się boisz, że już nie będziesz pisać Nie zrezygnujesz z prawdy, więc będziesz pisał. Także najlepiej w naszym pokoleniu. Chyba że przestaniesz się buntować. Ale to Ci nie grozi, wiem o tym. (...)

Do widzenia, kochany

Twoja Agnieszka

W stolicy Francji nużyło mu się coraz bardziej. Prosił poetkę, aby do niego przyjechała.

Pisał: "Myślałem, że pobyt za granicą coś zmieni we mnie, że będzie mi się chciało coś robić, że będzie mi się chciało żyć inaczej. (…) Źle się czuję, marnie śpię, w dzień chodzę, jakby mnie byk wyj***ł. Gdybyś Ty była, gdybym mógł od czasu do czasu spojrzeć na Twoje zwężenie na móżdżek i rozszerzenie na móżdżek – wiele by się zmieniło. Strzeż się swojej nieposkromionej zmysłowości".

W 1958 roku Hłasko zaczął starać się o zgodę na powrót do kraju. Wcześniej zraził jednak do siebie komunistyczne władze.

– Wkrótce po przyjeździe do Paryża udzielił wywiadu, w którym między innymi powiada, że "polski pisarz nie ma szczoteczki do zębów". Zdaje się, że to po tym wywiadzie władza wydała pierwszy pomruk – mówiła Osiecka w dokumencie "Piękni dwudziestoletni". Pozwolenia na wjazd do kraju ciągle nie dostawał, mimo że interweniował i on, i w Polsce Osiecka. Bezskutecznie. Tak zaczęła się jego międzynarodowa tułaczka, która nigdy nie miała się skończyć – do Polski już nie wróci.

Zwiazek na odległość

Był w Niemczech, Włoszech, potem w Izraelu. Huczały plotki o jego licznych romansach – w Berlinie zaczął spotykać się z Sonją Ziemann, niemiecką aktorką, która u boku Zbigniewa Cybulskiego, zagrała w "Ósmym dniu tygodnia", ekranizacji opowiadania Hłaski w reżyserii Aleksandra Forda.

Mimo to regularnie pisał do Osieckiej i zapewniał ją o swojej miłości. "Gdyby mi ktoś powiedział, gdybym miał choć odrobinę gwarancji, że będę mógł być z Tobą choć przez rok, choć przez pół roku, a potem – śmierć, tobym przyjechał do Ciebie. To nie melodramat; to wyznanie tego, który na pewno – z całym idiotyzmem i kabotynizmem – najwięcej Cię kochał. (…) Nie ma, nie było – okazuje się – nic ważniejszego od Ciebie" – pisał do niej w grudniu 1958 roku.

A w marcu 1959 roku, z Izraela wysłał do niej list o treści: "Moja Mała, ja tak tęsknię za Tobą, że mi się w głowie mąci i sam snuję jakieś idiotyczne opowieści. Jeśli nie wrócę do Ciebie, to chyba umrę, a Ty wiesz, że jestem specjalistą w reżyserowaniu nieszczęścia. Boże, żeby to się już raz skończyło".
List Marka Hłaski do Agnieszki Osieckiej, Ateny, 21 I 1959


Kochanie Moje!

Piszę do Ciebie z lotniska, gdzie mam dwie godziny czasu – potem lecę do Tel Awiwu. Kochanie moje, nie wiem, co Ci pisać, co Ci powiedzieć, aby Ci było łatwiej, i co ci powiedzieć, abyś uwierzyła i abyś myślała, że jestem już z Tobą. Nigdy nie myślałem, że będę Cię tak kochać, jak Cię kocham, i że tyle zyskam.

Zawsze – tzn. w Polsce – bałem się o Ciebie, gdyż nie wierzyłem sobie; a ile razy chciałem się jakoś zbliżyć do Ciebie – wypadało to niezręcznie, żeby nie powiedzieć źle. Teraz kiedy dostałem już swoją porcję batów, która jest jeszcze niczym w porównaniu do tego, co mnie oczekuje, wiem na pewno, że tylko Ty się liczysz. Napiszę Ci zaraz z Tel Awiwu, gdzie mieszkam, i pisz, pisz do mnie.

I módl się za mnie.

Marek

Rozstanie

Hłasko wciąż miał nadzieję, że wróci do kraju. Zaczął snuć plany zawarcia małżeństwa na odległość. W 1958 roku pisał do matki z Berlina: "Proszę Cię o jedną przysługę: zadzwoń do Czaczkes powiedz jej, że tylko ona jedna może być moją żoną bez względu na to, gdzie i kiedy to się stanie. Chyba, że ona pierwsza tego nie będzie tego chciała".

Osiecka zgodziła się. Wysłała mu wszystkie dokumenty i informacje, jednak on wszystko przeciągał w czasie. Zaczął pisać coraz rzadziej.

W końcu poetka miała dość. "Gdy się zgodziłam, wystawił mnie do wiatru. Po prostu przestał pisać (...)" – wspominała potem. Sama też odłożyła papier listowy na bok. W Warszawie, podobnie jak Hłasko za granicą, spotykała się już z innymi. Brak jej listów albo lakoniczne odpowiedzi denerwowały pisarza. "Nie bardzo rozumiem, co wpłynęło tak zasadniczo na temperaturę Twoich wiecznych uczuć i w związku z tym uprzejmie proszę o informację" – apelował w jednym z listów.

"Ale czekaj. Jeszcze czekaj. Ja też jestem sam; pamiętaj, że jestem zupełnie sam. Jeszcze trochę czekaj. Jeszcze trochę. Jeszcze, jeszcze. Ja też nie jestem szczęśliwy. Czekaj, czekaj" – pisał panicznie w innym.

W odpowiedzi Osiecka zaczęła wypominać Hłasce romanse – on zaprzeczał. Zaczęli się wzajemnie obwiniać. Pisarz jednak się nie poddawał.

"Już jutro mogę być razem z Tobą. Chcę teraz jeszcze jednej rzeczy. Chcę listu od Ciebie, w którym mi napiszesz, że zostaniesz ze mną na zawsze, na cienkie i na grube. (…) Chcę, abyś mi napisała, że będziemy mimo wszystko wyjątkowo szczęśliwą parą ludzi; mimo mojego bydlęctwa i Twojego narcyzo-egocentryzmu" – brzmi jeden z jego listów z marca 1959 roku. Ostatni list wysłał w grudniu tego samego roku. "Jeszcze będzie wszystko dobrze, jeszcze będziesz mówić: życie mi złamałeś, łobuzie… Gdyby nie to, że za Ciebie wyszłam… (…) Przyjdzie czas, kiedy wrócę do Ciebie i będę już na zawsze Twoim alfonsem i omegą". Osiecka już nie odpisała.

"Myślałam, że świat na nas poczeka"

Hłasko przewidywał, że jego i Osiecką "rozdzielą kukły". "Przypomniałem sobie taki wieczór, kiedy byłaś z nią (ciotką – red.) u siebie na Saskiej Kępie, a ja ci powiedziałem: 'Zostań ze mną', ale Ty nie mogłaś, bo się śpieszyłaś do swojego teatrzyku, a ja Ci powiedziałem: 'Zobaczysz, że kiedyś będzie za późno i że te kukły nas rozdzielą'. Ale Ty się roześmiałaś perlistym śmiechem i powiedziałaś, że bredzę" – pisał w jednym z wcześniejszych listów.

Po latach napisze, że w swoim życiu kochał tylko raz: Hannę Golde.

Z kolei Osiecka mówiła po latach: "Marek kolekcjonował słowo kocham jak koraliki. Można by pomyśleć, że adresatka tego słowa odegrała jakąś rolę w życiu piszącego. Ale ja czuję, że żadnej roli w życiu Marka nie odegrałam. On pisał 'miłość', a myślał 'czystość, godność, prawda'. I nigdy nie pokazywał, że miłość jest dla niego wartością nadrzędną. Dla niego najważniejsze było żyć po swojemu, a nadrzędną wartością była wolność". Jednocześnie zastanawiała się, czy nie zmarnowala szansy na uczucie. "Że Marek krążył, że wiecznie się gdzieś włóczył, kogoś poznawał – to dla pisarza świetnie. Ale dlaczego ja się tak ciągle kręciłam? Zamiast świętować miłość, zamiast chuchać na to i dmuchać… Chyba myślałam, że jeszcze zdążę. Że będę zawsze młoda, że Marek będzie zawsze młody. Że świat na nas poczeka. Ale nic nie czekało" – wyznała.

Spotkanie po latach

Ostatni raz zobaczą się prawie 10 lat później w Los Angeles, gdzie Hłasko pojechał za zaproszenie Romana Polańskiego, a Osiecka była na stypendium.

Pisarz wziął ze sobą żonę Sonję Ziemiann, z którą mu się nie układało. Miał coraz gorsze problemy ze zdrowiem psychicznym i używkami, ledwo trzymał się na powierzchni. Osiecka była gwiazdą. Była w związku małżeńskim z reżyserem Wojciechem Jasionką (które zakończy się w 1970 roku), miała już za sobą małżeństwo z Wojciechem Frykowskim i kilka romansów, m.in. z Jeremim Przyborą. Po spotkaniu jeszcze do siebie zadzwonili, Osiecka była wtedy w Santa Fe. "Zaczęłam coś strasznie pleść, a on na to: Słuchaj, uwielbiam, jak kłapiesz dziobem, ale… – i dał mi do zrozumienia, że strasznie szeroko gadam za jego pieniądze. – Marek, nie chcę ci niczego wymawiać, ale to jest rozmowa za moje pieniądze – odpowiedziałam. – Panno Czaczkes, ja naprawdę mam gest, ale przed chwilą tę rozmowę zamówiłem. I tak kłócąc się o pieniądze, rozmawialiśmy ostatni raz w życiu" – wspominała potem.

Marek Hłasko zmarł w nocy z 13 na 14 czerwca 1969 w Wiesbaden w Niemczech w mieszkaniu kolegi. Wymieszał alkohol ze środkami nasennymi. Niektórzy spekulują, że popełnił samobójstwo, ale to tylko jedna z teorii wokół jego śmierci. Osiecka podobno pojawiła się na jego pogrzebie w białym kożuchu i z butelką wódki w ręce.

"Jakby wrócił, pewnie wzięlibyśmy ślub. A potem byśmy się rozwiedli. Chyba nie bardzo sprawdzam się w życiu z kimś drugim" – mówiła później. Do swojej śmierci w 1997 roku trzymała na biurku jego maszynę do pisania.

Czytaj także:

Najważniejsi mężczyźni w życiu Agnieszki Osieckiej. Niektórzy pojawili się w serialu TVP

Agnieszka Osiecka miała z nim jedyną córkę. Poetka i Daniel Passent byli jak ogień i woda

"Zagubiony w Tobie jestem". 10 najpiękniejszych cytatów z listów miłosnych Osieckiej i Przybory

Przyjaźniła się z Osiecką, nazywali ją "polską Marilyn Monroe". Tragiczny los Elżbiety Czyżewskiej

"Kiedy mama przychodziła, było to dla mnie święto”. Córka Osieckiej szczerze o matce

Te piosenki dobrze znasz, ale czy wiesz, że napisała je Agnieszka Osiecka? Oto 7 jej wielkich hitów