Nigdy nie sądziłam, że kiedyś zatęsknimy za Zalewską. Wtedy wydawało się, że gorzej być nie może

Katarzyna Zuchowicz
Szła jak burza, wprowadzając rewolucję w polskich szkołach. Nie zważała na protesty rodziców i opinie ekspertów, którzy rwali włosy z głowy. Wywołała nieprawdopodobny chaos w edukacji. Gdy odeszła do PE wielu mówiło, że uciekła. Dawno żaden minister nie wywoływał takich emocji jak ona. Było tak źle, że już nigdy gorzej być nie miało. A jednak. Nikt z nas nie spodziewał się tego, co będzie potem.
Przy działaniach i wypowiedziach ministra Przemysława Czarnka niektórzy żartują, że tęsknią za minister Anną Zalewską. fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER/East News


Nigdy przez myśl mi nawet nie przeszło, że kiedykolwiek stanę przed pytaniem, czy zatęsknimy kiedyś za minister Anną Zalewską. I ja, i wszystkie znajome mi osoby, rodzice dzieci w wieku szkolnym, czuliśmy za jej czasów tak potworną wściekłość, że nic dobrego nie cisnęło się na usta.


Wszyscy byliśmy oburzeni i wkurzeni, że zlikwidowała gimnazja i wyrzuciła blisko milion podpisów do kosza, że zrobiła eksperyment na naszych dzieciach i nie obchodził ją ich los. Siódma klasa? Co za problem? Wciśnijmy im trzy lata gimnazjum w dwa lata podstawówki. Upchnijmy ich jak sardynki w 6-klasowych dotąd podstawówkach. Niech siedzą w szkole od rana do nocy. Stwórzmy im program na kolanie. Przecież wszystko da się zrobić.

Nie wszystkim podobało się też, że cofnęła sześciolatki ze szkół, a na swoich doradców wybrała Karolinę i Tomasza Elbanowskich. W ogóle, czego nie ruszyła, w szkołach zaczynał panować chaos, nie tylko z podwójnym rocznikiem, choć ten oczywiście był największy. Wszyscy przecież pamiętamy, jak było.

Anna Zalewska w nowym świetle


Na deformie edukacji suchej nitki nie zostawiali eksperci, byli szefowie MEN, dyrektorzy szkół, nauczyciele. Chciało się krzyczeć, że my tego nie chcemy i nie zgadzamy się na niszczenie czegoś, co dobrze funkcjonowało i przynosiło efekty, bo uczniowie naszych gimnazjów byli wysoko oceniani w międzynarodowych rankingach. Ale takie głosy władza ignorowała. A minister Zalewska szła jak walec, rozjeżdżając dotychczasowy system edukacji i skrupulatnie, krok po kroku, realizując wizję PiS.

Mnóstwo Polaków nie mogło jej tego darować. Pamiętacie jeszcze, że to za jej czasów ruszyły zmiany w podręcznikach i podstawach programowych, że zaczęło się kształtowanie młodego Polaka? Ależ się obruszaliśmy! "Drogie dzieci, zapamiętajcie tę panią minister! Przejdzie do historii, bo dzięki niej przeżyjecie szkolną rewolucję" – sama pisałam w 2015 roku.

Ale to wszystko – choć wielu z nas wciąż oburza się na samo wspomnienie – dziś przeniosło się jakby do innego wymiaru. Do jakiejś odległej, nierzeczywistej rzeczywistości, w której nikt nigdy nie myślał, że może być jeszcze gorzej. A jest tak, że przy obecnym ministrze edukacji Anna Zalewska paradoksalnie zaczęła objawiać się w nowym świetle. A nawet, przy ministrze Przemysławie Czarnku można za nią zatęsknić.

Czy tęsknią za Anną Zalewską


Iga Kazimierczyk, prezeska fundacji "Przestrzeń dla Edukacji" reaguje śmiechem, gdy ją o to pytam. – Zaśmiałam się, bo sama w półoficjalnych, prywatnych rozmowach, pół żartem pół serio, mówię, że tęsknię za panią Anną. To pokazuje, z jakiego standardu startowaliśmy i gdzie skończyliśmy. Działania minister Zalewskiej były oburzające, ale to, co dzieje się teraz to całkowity brak poszanowania nie tylko zasad stanowienia prawa, ale także zwykłej kultury osobistej – mówi naTemat.

– Z całą stanowczością podkreślam, że to, co zrobiła było demolką systemu oświaty. To był demontaż i podróż w czasie o 30 lat wstecz. Ale minister Czarnek funduje nam podróż w czasie do początku XX wieku albo nawet średniowiecza – zauważa.

Wiele razy rozmawiałyśmy o reformie Zalewskiej. Byłam ciekawa, co myśli dziś. Podobnie jak kilka innych osób, które na reformie edukacji i działaniach pani minister przez lata nie zostawiały suchej nitki, a w rozmowach z nami w tamtym czasie dzieliły się swoimi odczuciami.

Nikt z nich, jak przyznają dziś, nie sądził, że wszystko pójdzie w tym kierunku i będzie jeszcze gorzej.

– Krytykowaliśmy ją za Jedwabne, bo nie wiedziała, co się dzieje. Za brak znajomości historycznej dotyczącej II wojny światowej. Za deformę edukacji. Za dalszą degradację zawodu nauczyciela. Za to, co działo się z podwójnym rocznikiem. Oczywiście, że minister Zalewska ma dużo na sumieniu. Do tego przepełnione szkoły, dezorientacja uczniów, rodziców. Pamiętamy te dantejskie sceny ze szkół, wcale tego nie wyolbrzymiam, naprawdę było bardzo źle – mówi Artur Sierawski, nauczyciel z Warszawy, związany z grupą Superbelfrzy RP i Historyk w internetach.

– Ale to, co mamy dziś, to co prezentuje minister Czarnek, to festiwal pogardy względem nauczycieli. To jest przykre, że proponuje nam się podwyżkę pod płaszczykiem obniżki. Mówi się o rzekomych podwyżkach, które sami mamy sfinansować. Tak naprawdę chce nam się wywrócić dotychczasowy sposób funkcjonowania szkół i nauczycieli. On jest chyba po to, by dokończyć to, co zaczęła minister Zalewska – dodaje.

Pytam, jak przy ministrze Czarnku przedstawia się dziś minister Zalewska. – Powiedziałbym, że baran, ale łagodny. A nie jakiś demon – śmieje się.

Punktuje ministra Czarnka


Niekoniecznie jednak wszyscy za nią tęsknią. Ale w porównaniu z ministrem Czarnkiem dziś widzą jej zalety.

– Okazuje się, że nasza koleżanka była jednak racjonalnie myślącą osobą. W tej chwili błyszczy prawie jak gwiazda na firmamencie edukacji – śmieje się Urszula Kruczek, prezes ZNP w Świebodzicach, jej rodzinnym mieście. Również wiele razy rozmawiałyśmy o minister Zalewskiej. Gdy reforma weszła w życie, szefowa ZNP mówiła nam na przykład, że nie zna żadnej osoby, która byłaby z niej dumna.

Dziś ona także bez ogródek przyznaje, że nie przypuszczała, że kiedykolwiek może być gorzej niż wtedy. Punktuje ministra Czarnka za traktowanie nauczycieli, wprowadzanie opinii publicznej w błąd w kwestii podwyżek, za to, że nie przychodzi na posiedzenia komisji edukacji, lekceważy środowisko i trzyma polską edukację w rozkroku między XIX i XXI wiekiem.

– Uważałam, że jest to niemożliwe, by mogło być gorzej. Myślałam, że każdy następny minister będzie chciał dogadać się z nauczycielskim środowiskiem. Nie możemy kształcić dzieci w cnotach niewieścich, czy w patriotyzmie z XIX wieku, który ma polegać na śmierci za ojczyznę. Tak kształtowaliśmy dzieci, kiedy Polski nie było, kiedy trzeba było o nią walczyć. Nie na tym polega współczesny patriotyzm. Teraz powinniśmy kształtować młodzież tak, żeby Polska się rozwijała, żeby była potęgą w Europie. Ale przecież nie przez takie działania! – mówi naTemat.

Dopiero dziś widać, że za czasów Anny Zalewskiej nauczyciele nie bali się tak jak dziś. Prowadzili lekcje tak, jak chcieli, bez strachu i nacisków z góry. – Nie pamiętam, żeby szkoła kiedykolwiek działała w ten sposób, że nauczyciel boi się zorganizować lekcję inaczej niż ma zapisane w podręczniku – wskazuje jeden z rozmówców.

Jakie zalety minister Zalewskiej


Oczywiście za Zalewskiej zaczynało się kształtowanie młodego Polaka, ale z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że prawie go nie było. Za ministra Czarnka ciągle o tym słychać – a to wycieczki patriotyczne, a to Jan Paweł II, a to zmiany w lekcjach historii.
Czytaj także: Dariusz Piontkowski chce zmian w lekcjach historii. Chodzi o nauczanie patriotyzmu
– W tej chwili jest na to duży nacisk. Pani dyrektor, która pozwoliła na udział uczniów w lekcjach o Konstytucji, została zwolniona. Nauczycielka, która rozmawia o depresji, jest zawieszona. W ten sposób ani szkoły nie unowocześnimy, ani szkoła nie będzie na miarę XXI wieku. To jest próba zastraszania środowiska. My ją przetrwamy, zmieniając zawód, czy przechodząc na emeryturę. Ale młodzież bardzo na tym ucierpi. To jest najgorsze – mówi Urszula Kruczek.

Dorota Łoboda, przewodnicząca komisji edukacji w warszawskim Ratuszu, od lat zaangażowana w edukację, uprzedza, że ona za minister Zalewską nie tęskni.

– Na zawsze zapisała się niechlubnie w historii polskiej edukacji, niszcząc dobrze działający system. To była bardzo zła reforma, z jej skutkami do dziś się borykamy. Natomiast faktycznie kolejni ministrowie okazują się jeszcze gorsi. Jeśli Anna Zalewska zniszczyła system, to Przemysław Czarnek niszczy ludzi. Niszczy nauczycielki i nauczycieli haniebnymi propozycjami zmian w wynagrodzeniach, które odbierane są przez nich jako upokorzenie. Niszczy uczennice i uczniów dyskryminacją i mową nienawiści, której się dopuszcza – mówi.

W tym wszystkim również ona dostrzega dziś zalety Anny Zalewskiej. – Nigdy nie miała jawnie nienawistnych i dyskryminujących wobec uczennic i uczniów wypowiedzi. To trzeba oddać. Nie mam złudzeń, że była osobą postępową, która ceniła sobie różnorodność w szkole. Z całą pewnością nie. Natomiast publicznie nie dopuszczała się do dyskryminujących wypowiedzi – zauważa.
Czytaj także: Czarnek mówi o braku małżeństw jednopłciowych w przyrodzie. Doczekał się ostrych ripost

Zalewska była nauczycielką, Czarnek nie


A oto inne "zalety" minister Zalewskiej.

Iga Kazimierczyk: – Wtedy oburzały nas fikcyjne konsultacje i zasady procedowania prawa w wykonaniu MEN. Pani minister Zalewska ignorowała wszystkie głosy sprzeciwu, wszystkie argumenty, nie przyjmując żadnych głosów krytycznych. Teraz myślę, że przynajmniej pozorowała konsultacje, próbowała działać z Elbanowskimi, aby pokazać swą społeczną duszę, spotykała się też z przeciwnikami. Albo ona, albo minister Machałek, przychodziła na komisje. Była w ZNP, by wysłuchać naszego obywatelskiego podsumowania jej pseudokonsultacji. Finalnie każdy wyszedł ze swoim stanowiskiem, swoją racją, stało się to, co minister zapowiadała, ale przychodziła.

Wskazuje też na kulturę. – Minister Zalewskiej należy nadal przypominać, co zrobiła z polską edukacją – zdemontowała bez żadnych argumentów merytorycznych system szkolny i efekty tej zmiany widzimy do dziś. Była to jednak osoba o bardzo wysokim – w porównaniu do obecnego kierownictwa MEiN – poziomie kultury. Ignorowała nas kompletnie, ale w tej ignorancji nikogo nie poniżała, nie nazywała ideologią, nie odmawiała prawa do dyskusji. A niestety o obecnych kierownikach resortu nie można tego powiedzieć. Język, którym w niektórych publicznych wypowiedziach posługuje się kierownictwo MEiN jest językiem, za który studenci wylecieliby z zajęć – uważa.

Pojawia się też wątek doświadczenia ministra Czarnka. Nasi rozmówcy przypominają, że Zalewska była nauczycielką, dyrektorką szkoły. Podobnie jak jej następca Dariusz Piontkowski. A minister Czarnek nie.

Dorota Łoboda: – Minister Czarnek nie zna szkoły, nie był nauczycielem, nie pracował w szkole, nie zarządzał oświatą. I nagle dostał wszystkie szkoły w Polsce do zarządzania. Ponieważ nie jest merytoryczny, skupia się wyłącznie na kwestiach światopoglądowych i dokończy to, co zaczęła Anna Zalewska. Dopełni to ideologizacją, upartyjnieniem i centralizacją.
Czytaj także: Dzięki Radiu Maryja "nie przejechał nas walec laicyzacji". Czarnek klnie na Zachód i chwali Rydzyka
Urszula Kruczek: – Edukacja została potraktowana bardzo brutalnie. Źle się dzieje, gdy zamiast fachowców dostajemy ideologów PiS-owskich. Osobiście jest mi ogromnie przykro, że mamy rzeszę mądrych ludzi, z ogromną wiedzą, przygotowanych. A na ministra edukacji wybiera się osobę o bardzo kontrowersyjnych poglądach, sposobie zachowania, dyskusji.

Jakiej chciałby szkoły, jakiego ministra


Artur Sierawski wskazuje zaś na rzeczywiste problemy, z którymi dziś boryka się edukacja. Wszyscy wiemy i odczuwamy, że nauczycieli w szkołach brakuje.

– Jeśli nauczyciel będzie deprecjonowany, nie będzie dobrze zarabiał, nie będzie doceniany, będziemy mieli sytuację, że ostatni ludzie, którzy są pasjonatami w tym zawodzie, uciekną. Będą, ale będzie ich coraz mniej. Co więcej, większość to osoby w wieku okołoemerytalnym i też zaraz odejdą z zawodu. To jest problem, przed którym stajemy, że nie zachęca się młodych nauczycieli – mówi.

Nie chciałby wybierać, czy Zalewska, czy Czarnek. Ale ma wizję szkoły i ministerstwa na przyszłość.

– Interesuje mnie dobry minister edukacji, fachowiec, a nie człowiek z nominacji politycznej, który realizuje interes partii. Żeby maksymalnie odpolitycznić i uniezależnić szkolnictwo i ministerstwo od wpływu polityków – mówi.

Czym jego zdaniem taki nowy, odpolityczniony minister w pierwszej kolejności powinien się zająć? – Przede wszystkim rzetelne odbiurokratyzowanie szkoły, pozbycie się niepotrzebnej papierologii w szkole. Rzetelna, merytoryczna reforma programowa, która zacznie przygotowywać uczniów także do życia, a nie będzie tylko sztywna, sztampowa. Tu powinniśmy iść w kierunku fińskim. I przede wszystkim nauczyciel i prestiż zawodu. Godna płaca, godne warunki pracy, żeby był szanowany w społeczeństwie – mówi Artur Sierawski.