Twardzielka o twarzy anioła, która nie boi się seksu i łez. Sydney Sweeney skradła show w "Euforii"

Ola Gersz
Chyba nikt nie spodziewał się, że drugi sezon "Euforii" zdominuje niepozorna Cassie. Anielska blondynka, która wikła się w zakazany i toksyczny związek, co przepłaca załamaniem nerwowym. Nagle Sydney Sweeney skradła show nagrodzonej Emmy Zendayi i uwielbianej przez widzów Hunter Schafer. Na ekranie nie boi się nagości, płaczów i wymiotów, czym imponuje, ale jednocześnie... przeraża swoich fanów. Jednak Sydney Sweeney już wcześniej pokazała swój talent – i to w serialach, które dobrze znamy.
Sydney Sweeney zachwyca, ale i szokuje w drugim sezonie "Euforii" Fot. Kadr z serialu "Euforia" / HBO
Cassie płacze. Jej oczy są zaczerwienione, łzy spływają po policzkach. Wzrok ma skierowany w bok jak jasnowłose piękności na obrazach Rafaela. Na tle wiszących, różowych kwiatów przypomina cierpiącą Madonnę, na której barki Bóg wrzucił więcej, niż faktycznie może unieść.


Scena na końcu czwartego odcinka drugiego sezonu "Euforii" trwała kilkanaście sekund, ale momentalnie stała się ikoniczna. Ludzie ustawiają płaczącą Cassie na tło w laptopach i na smartfonach, udostępniają na Instagramie, Tumblrze i na Twitterze. Nic dziwnego, to piękny obraz – niczym z galerii sztuki. A wszystko dzięki Sydney Sweeney, aktorce, która niespodziewanie urosła na największą gwiazdę "Euforii".

Cassie cierpiąca

Cassie. Nastolatka, której spektakularna uroda (duże, rozmarzone, a zarazem pełne smutku oczy, pełne usta, długie, blond włosy, zgrabna figura) jest zarówno jej atutem, jak i przekleństwem. Rozbita rodzina, matka alkoholiczka, nieobecny ojciec, siostra, z którą nie potrafi się dogadać. Wiecznie w cieniu swojej dominującej przyjaciółki, którą kocha z całego serca, ale której jednocześnie zazdrości.

Miłości, szacunku i uznania szuka w mężczyznach. To oni budują w niej poczucie własnej wartości. Dlatego Cassie nie potrafi być sama i czuje się kimś tylko w związku, nawet mało satysfakcjonującym, przemocowym czy toksycznym. Przypadkowo wikła się w romans z byłym chłopakiem przyjaciółki (chociaż status relacji Maddie i Nate'a brzmi raczej: "to skomplikowane"), dzięki któremu z jednej strony czuje, że żyje, a z drugiej jest na skraju załamania nerwowego, kompletnie traci siebie i kontrolę nad swoim życiem. Anielska uroda, seksapil i niewinność Cassie nie umykają jednak Nate'owi. Chłopak, przemocowiec i manipulant, który sam nie potrafi uwolnić się spod toksycznego wpływu byłej dziewczyny, rani Cassie, ale nie potrafi jej opuścić. W jego głowie co chwilę pojawiają się śmiałe wizje: Cassie w ciąży, Cassie naga na wielkim futrze, Cassie w śmiałych erotycznych pozycjach, Cassie rodzi jego dziecko.

To właśnie wątek Cassie Howard do tej pory najbardziej angażuje i intryguje widza "Euforii" w drugim sezonie (na równi z wątkiem Cala, ojca Nate'a). To zaskoczenie, w końcu to Rue i Jules zawsze grały pierwsze skrzypce w hicie Sama Levinsona. Tymczasem ich miłosne zawirowania bledną przy załamaniu nerwowym Cassie, która upija się na urodzinach przyjaciółki, tańczy w samotności z balonami i wymiotuje do jacuzzi. A cała w tym zasługa Sydney Sweeney, która kradnie show Zendayi, Hunter Schafer i reszcie obsady.

12-latka z biznesplanem

Sweeney nie jest nowa w show-biznesie. Patrząc na jej twarz, zastanawiamy się: gdzie ona jeszcze grała? Kiedy spojrzymy na filmografię 24-letniej amerykańskiej aktorki, najpewniej mocno się zdziwimy – obfituje w głośne tytuły i duże produkcje. Jak na tak młodą aktorkę, jest imponująca i pokaźna.

Pochodząca ze Spokane w stanie Waszyngton (miasta, w którym mieszka nieco mniej ludzi niż w polskim Białymstoku) Sydney tak bardzo chciała zostać aktorką, że jako 12-latka przedstawiła swoim sceptycznym rodzicom – matce prawniczce i ojcu pracującemu w sektorze medycznym – pięcioletni plan rozwoju swojej kariery. Miała ku temu ważny powód: w jej mieście kręcono niezależny film, w którym bardzo chciała zagrać.

– Dorastając, miałam bujną wyobraźnię. Moi rodzice zawsze chcieli, abym spędzała czas na zewnątrz, dlatego miałam wiele wyimaginowanych światów. (...) Dorastałam w mieście, w którym nie było żadnego przemysłu rozrywkowego, więc aktorstwo było bajką – opowiadała w rozmowie z portalem Coveteur. Jej rodzice byli nastawieni na edukację i naukę, ale Sydney postawiła na swoim. Zaczęła grać, a w wieku 14 lat przeniosła się do Los Angeles.

Pojawiała się w epizodach w popularnych serialach: "90210", "Zabójczych umysłach", "Chirurgach", "Słodkich kłamstewkach", grała w filmach niezależnych, krótkometrażowych, horrorach. Do swojego zawodu podeszła poważnie. Jej cel? Poznać swoją bohaterkę od podszewki. – Dla każdej z moich postaci tworzę książkę. Wtedy wiem o niej wszystko: wspomnienia, ulubione knajpy, ulubiony element garderoby. To wszystko jest w tym skoroszycie. Są w nim zdjęcia domu, mapy miast i szkół oraz rzeczy, które trzyma w szafce. To wspomnienia z dnia, w którym (bohaterki) się urodziły do pierwszej strony scenariusza – wyjawiła.

Ta technika wydaje się działać. Bohaterki Sweeney są bowiem złożone, niejednoznaczne, głębokie. Są żywe z krwi i kości, a nie papierowe. Wrażliwe twardzielki, pogubione kobiety, królowe popularności dzierżące mroczne tajemnice. Widzowie docenili to jednak dopiero w 2018 roku dzięki dwóm serialom, które stały się przełomem dla Sydney.

Wrażliwe twardzielki

Najpierw było "Everything Sucks!", serial Netflixa dla nastolatków, który bazował na nostalgii za latami 90. i miłością do "Wonderwall" Oasis. Sydney Sweeney wcieliła się w jedną z głównych ról: Emeline, tę piękną i popularną dziewczynę w szkole, która wydaje się niedostępna maluczkim. Emeline gra w szkolnym teatrze, lubi dramatyzować i nudzi się w związku z najpopularniejszym chłopakiem w szkole.

Urocze show Netflixa miało swoich fanów, ale niespodziewanie zostało skasowane po jednym sezonie, co wywołało powszechne oburzenie. Jednak Sweeney nie narzekała na brak pracy, bo w tym samym roku pojawiła się w świetnie przyjętym przez krytyków miniserialu HBO "Ostre przedmioty" z Amy Adams. Oniryczny dramat psychologiczny z rewelacyjną obsadą był tym, o czym Sweeney zawsze marzyła. W końcu mogła pokazać, na co ją stać. Aktorka wcieliła się w Alice, którą główna bohaterka, Camille, spotyka w szpitalu psychiatrycznym. Wspomnienia o dziewczynie nie dają spokoju Camille, a retrospekcje z Alice są kluczowe dla poznania jej postaci. Sydney, która specjalnie do roli w "Ostrych przedmiotach" studiowała historie dziewcząt zmagających się z chorobami psychicznymi i samookaleczeniem, zrobiła takie wrażenie, że twórca Jean-Marc Vallée (który niespodziewanie zmarł pod koniec 2021 roku) stopniowo dodawał jej kolejny sceny.

Później wszystko poszło szybko, a Sweeney pojawiała się w projekcie za projektem. W głośnej i popularnej "Opowieści podręcznej" zagrała Eden, która w dystopijnym społeczeństwie stawia wszystko na jedną kartę dla miłości i ponosi za to wysoką cenę. W "Pewnego razu w Hollywood...", wielkim hicie samego Quentina Tarantino, wcieliła się w jedną z członkiń Rodziny Mansona, a w "Białym Lotosie" zwróciła na siebie uwagę jako ironiczna i szydercza córka bogatych rodziców.

W 2019 roku na ekranie zadebiutowała z kolei "Euforia", która zarówno dla Sydney Sweeney, jak i jej koleżanek oraz kolegów z planu zmieniła wszystko. Serial Sama Levinsona – skąpany w neonach, brokacie, łzach, nagości, erotyce i narkotycznych wizjach – z miejsca stał się popkulturowym fenomenem, o którym mówili wszyscy. Premiera druga sezonu, która nastąpiła aż trzy lata po pierwszej, była globalnym wydarzeniem: przed ekrany zasiadła rekordowa ilość widzów, a każdy odcinek jest szeroko dyskutowany. I duża w tym zasługa właśnie Sydney Sweeney.

Ciało to nie wstyd

Sweeney zawsze była odważną aktorką. Nie bała się seksu, nagości, chorób psychicznych, płaczu, śmierci. Grała w horrorach, erotycznym thrillerze ("Kiedy nikt nie patrzy"), komedii z kontrowersyjnym Petem Davidsonem ("Dorastanie z przytupem"), a nawet filmie o sztukach walki ("Akademia sztuk walki"). To ostatnie zresztą nie dziwi, bo Sydney jest wyszkoloną zawodniczką MMA, a w szkole brała udział w zawodach grapplingu.

"Euforia", a zwłaszcza jej drugi sezon, to jednak ogromne wyjście ze strefy komfortu dla aktora. Zwłaszcza dla Sweeney, która nie tylko przeprowadza na oczach widzach emocjonalną wiwisekcję swojej bohaterki (która płacze, wymiotuje, rozpacza, krzyczy), ale również pojawia się nago częściej niż inni aktorzy. Gdy w jednym z odcinków pojawiła się seria wspomnianych, erotycznych i śmiałych wizji Nate'a z Cassie w roli głównej, część widzów była zaniepokojona i oburzona. Czy Sweeney nie przesadza?

Aktorka miała na to odpowiedź. – Gdy mężczyzna występuje w intymnych scenach albo pokazuje swoje ciało, wygrywa nagrody i jest chwalony. Ale gdy chodzi o kobietę, wtedy to już zupełnie inna bajka – stwierdziła w "The Independent", przy okazji demaskując hipokryzję i seksizm amerykańskiej popkultury. Sweeney wie co robi, chociaż przy innych projektach nie było jej tak łatwo obnażyć się (pod każdym względem), jak w "Euforii". – Miałam sytuacje, w których chciałam tylko wrócić do domu i dokładnie się wyszorować, bo czułam się obrzydliwie. Nie czułam się komfortowo z moim filmowym partnerem albo z ekipą filmową. (…). To sprawiło, że byłam jeszcze bardziej skrępowana. Nie byłam w stanie się odezwać – relacjonowała.

Na planie "Euforii" czuje się bezpiecznie, chociaż 24-letnia aktorka nauczyła się stawiać granice. Wyjawiła, że nagich scen z Cassie miało być... znacznie więcej. Sweeney mówi jednak "nie", gdy ma wrażenie, że jej nagość nie jest potrzebna w danej scenie.
Czytaj także: Transpłciowa aktorka, która zawstydzi niejednego heteryka. Hunter Schafer to nowa "it-girl"
– W niektórych Cassie miała być bez koszulki, mówiłam wtedy Samowi: "Nie sądzę, żeby to było tutaj potrzebne". Odpowiadał wtedy, że w porządku, nie musimy tego robić. Nigdy nie miałam wrażenia, że Sam na mnie napierał albo za wszelką cenę chciał nakręcić nagą scenę do serialu. Gdy nie chciałam tego robić, nie zmuszał mnie – podkreśliła w "The Independent".

Dojrzała, zdolna, ambitna, odważna. Piekielnie utalentowana, która za rolę w "Euforii" jest wychwalana pod niebiosa przez widzów, krytyków i media. Czy mamy do czynienia ze wschodzącą gwiazdą? Bez wątpienia.