PiS albo śmierć. Oto jak Kaczyński uprawia gaslighting ws. Unii Europejskiej [OPINIA]
- Jarosław Kaczyński dał swoim ludziom znak do wzmocnienia ataków na Unię Europejską
- W kontekście depisyzacji wymiaru sprawiedliwości prezes PiS oświadczył, że "dalej nie możemy się cofać"
- PiS wysyła sprzeczne sygnały w sprawie obecności Polski we Wspólnocie
Gaslighting to termin, który opisuje wyjątkowo perfidną formę manipulacji. Słowo nawiązuje do tytułu dramatu psychologicznego z 1944 roku ("Gasnący płomień"), którego bohater wytrwale zwodzi bohaterkę do tego stopnia, że ta przestaje wierzyć własnym zmysłom.
Kobieta (w tej roli Ingrid Bergman) staje się tak zdezorientowana sprzecznymi sygnałami, że nie wie już, co jest prawdą, a co nie. Jej mąż (Charles Boyer) osiąga swój cel. Żona kupi nawet najbardziej odklejoną od rzeczywistości narrację służącą jego interesom. Staje się kompletnie bezbronna.
Interesy PiS kontra interesy Polaków
Z podobnym procesem mamy dziś do czynienia w Polsce, tyle że ofiarą ma paść nie jedna osoba, ale społeczeństwo. Rządzący uciekają się do perfidnej manipulacji, by maskować swoje plany w sprawie wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. Kierunek: cywilizacja Rosji (o której suwerenność tak drży jej dyktator Władimir Putin).
Dlatego rządzący wysyłają sprzeczne sygnały, by uśpić naszą czujność. Celem jest to, byśmy przestali ufać własnemu osądowi, a w końcu przeszli na stronę PiS w jego konflikcie z Unią Europejską. Chodzi o to, byśmy opowiedzieli się za partią – wbrew polskim interesom.
Gaslighting jest PiS-owi potrzebny (można nawet powiedzieć: konieczny), bo nawet naciskany przez rząd CBOS informuje, że 92 proc. społeczeństwa popiera przynależność Polski do Unii Europejskiej. Otwarta zapowiedź wyjścia ze Wspólnoty byłaby początkiem szybkiego końca obozu władzy. Być może nawet brutalnego. Podstawowy instynkt samozachowawczy dyktuje strategię kamuflażu.
PiS nie może więc zagrać w otwarte karty, ale jednocześnie chce dążyć do celu. Pozostaje mu więc manipulacja społeczeństwem, któremu nie zaszkodzi wskazać wroga w tych trudnych czasach. Po fakcie trudno będzie przyszpilić moment, gdy doszło do przełamania. Johnson, z drobną pomocą trolli Putina, też nie wyprowadził Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej w jeden dzień. To wymagało czasu.
PiS kontra Europa
Dlaczego PiS nie znosi Unii Europejskiej? Mówiąc krótko, dla PiS-u najważniejszą, a może nawet i jedyną europejską wartością, jest wartość euro. Bardziej frapująca jest inna kwestia. Dlaczego do zaostrzenia kursu PiS wobec Europy doszło właśnie teraz?
PiS albo śmierć – taką logikę wydarzeń dyktuje interes partyjny. Kaczyński chce skonsolidować Prawo i Sprawiedliwość i zdusić w zarodku ewentualną konkurencję, która wyrosłaby na prawicy w momencie, gdyby PiS serio potraktował kamienie milowe Komisji Europejskiej i odpartyjnił wymiar sprawiedliwości.
Depisyzacja sądów i prokuratury byłaby nie tylko ciosem w ego członków obozu władzy, ale przede wszystkim otworzyłaby wyborcze wrota formacji Zbigniewa Ziobry (0,7 proc. poparcia) i Konfederacji, które – korzystając z oburzenia żelaznego elektoratu Zjednoczonej Prawicy – mogłyby uszczknąć kilka punktów procentowych więcej.
A to byłaby dla PiS bardzo zła wiadomość niezależnie od tego, czy wygra, czy przegra wybory. Kaczyński oczywiście gra o zwycięstwo, ale szykuje się też na ewentualność, że PiS wyląduje w ławach opozycji. I w jednym, i w drugim przypadku lepiej jest stać na czele partii zwartej, liczniejszej, skonsolidowanej, obok której znajdują się co najwyżej przystawki.
Zbyt silny wyborczo Ziobro stałby się wielkim kłopotem podczas trzeciej kadencji PiS. Z kolei w przypadku przegranej posłowie rozparcelowanej Zjednoczonej Prawicy byliby łakomym kąskiem dla koalicyjnego rządu dzisiejszej demokratycznej opozycji.
W sytuacji, gdyby nowy, eklektyczny rząd miał kruchą większość, zacząłby się proces wyciągania trzecioligowych polityków ZP, którzy po "wewnętrznej przemianie", rzecz jasna motywowanej stanowiskami lub inną formą benefitów (ewentualnie po latach dyskretnego cierpienia za rządów PiS), zasililiby kolejny obóz rządzący. Nowy premier zrobiłby to, co rok temu zrobił Kaczyński ze zbuntowanym Porozumieniem.
Kaczyński może przegrać przez brak pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, ale przegrać może też, gdyby rząd na jego polecenie spełnił europejskie warunki. W tym pierwszym przypadku zachowuje partyjne wpływy w wymiarze sprawiedliwości, a przy tym nie traci twarzy. Pójście na wojnę z Unią Europejską jest więc zgodne z interesem PiS, choć w oczywisty sposób sprzeczne z interesem Polski.
Polska to nie PiS
Dobrze wiedzą o tym Polacy – 70 proc. społeczeństwa opowiada się za tym, by PiS spuścił z tonu i spełnił warunki KE. Przeciwnego zdania jest zaledwie 12 proc. (reszta to niezdecydowani). To dlatego Prawo i Sprawiedliwość udaje, że próbuje osiągnąć kamienie milowe, zamiast po prostu to zrobić. Pozory działania mają uchodzić za prawdziwe zmiany.
Pisowska kampania oszczerstw wobec Unii Europejskiej przetykana jest deklaracjami, że PiS chce, by Polska w niej została. Gaslighting w swojej najbrudniejszej postaci.
Kolejny manipulatorski zabieg rządzącej elity w ramach gaslightingu Polaków to fałszywe, ale konsekwentne zrównywanie interesu partii z interesem państwa. Dzieje się to już na poziomie języka. Krytykę rządu PiS przedstawia się jako atak na Polskę. Obronę praworządności w Polsce przed zakusami PiS ukazuje się jako nastawanie na naszą suwerenność. Niepodległość PiS w upartyjnianiu sądów i prokuratury jest nazywana niepodległością państwa.
Za pomocą tak zmanipulowanego języka bojowników o partyjną wszechwładzę i bezkarność – Kaczyńskiego, Morawieckiego, Ziobrę i spółkę – można przedstawiać jako patriotów. Niewinne ofiary "III wojny światowej" rzekomo wywołanej przez Europę, które jakby co "wyciągną wszystkie armaty, które są w naszym arsenale i odpowiedzą ogniem zaporowym".
A wszystko to w czasie, gdy w Ukrainie trwa prawdziwa wojna rozpętana przez Rosję, od której – cóż za niespodzianka – Kaczyński nie domaga się reparacji za straty w latach 1939-1945.
PiS od lat intensywnie pracuje nad tym, by białe wydawało się czarne, a czarne – białe. Póki co lwia część społeczeństwa jeszcze te kolory rozróżnia, jednak imperatyw rządzącej elity jest niezmienny: PiS albo śmierć. Polska? Tym gorzej dla Polski. Czas działa na jej niekorzyść.