Trójkąty, orgie i alkohol. "Kolejne 365 dni" to powtórka z rozrywki, ale jest... potwornie nudno

Ola Gersz
19 sierpnia 2022, 16:15 • 1 minuta czytania
Oto jest. Filmowa trzecia część "365 dni" na podstawie bestselleru Blanki Lipińskiej. "Kolejne 365 dni" wleciały już na Netfliksa i nie spodziewajcie się (ale czy ktoś w ogóle się tego spodziewa?) rozbudowanej fabuły i wartkiej akcji. Za to w porównaniu z koszmarną drugą częścią jest nieco mniej krindżu i znacznie więcej odważnego seksu.

Od premiery "365 dni" minęło, bagatela, dwa i pół roku. Ekranizacja bestsellera Blanki Lipińskiej, mimo że problematyczna i szkodliwa, stała się tak ogromnym sukcesem i w Polsce i za granicą, że twórcy nie tracili czasu. Praktycznie jednocześnie nakręcili dwie kolejne części – "365 dni: Ten dzień" i "Kolejne 365 dni" – które (oba!) miały premierę w tym roku.

Podczas gdy "jedynkę" dało się jeszcze przeżyć (ot, po prostu słaby film, ale na wieczorny seans do wina i zapomnienia się nada), to sequel był już zwyczajnie koszmarny i nie do oglądania. Dla nikogo. Zero procent na Rotten Tomatoes jednak o czymś świadczy.

Trzecia część, ekranizacja ostatniej książki z erotycznej serii Blanki Lipińskiej, weszła na Netfliksa zaledwie kilka miesięcy później, co już samo w sobie może świadczyć o jakości "Kolejnych 365 dni". Tak, to znowu film, którego scenariusz (scenariusz? jaki scenariusz?) powstawał na kolanie. Ale jest kilka zaskoczeń.

Massimo kontra Nacho

Początek filmu jest zaskakująco niezły, chociaż topornie robi widza w balona. Przez kilka minut mamy uwierzyć, że Laura (Anna-Maria Sieklucka) zginęła w strzelaninie na końcu drugiej części. Mimo że doskonale wiemy, że Polka jest cała i zdrowa, to sceny z jej mężem Massimo (Michele Morrone) oraz członkami wrogiej mafii na sycylijskim cmentarzu mają w sobie jakiekolwiek napięcie. Później to niestety znika i pojawia się najwyżej na krótką chwilę.

Co dzieje się dalej? Laura oczywiście żyje, ale Massimo nie radzi sobie emocjonalnie z ostatnimi wydarzeniami oraz nowo poznaną tajemnicą, którą ukrywała przed nim żona. A to oznacza, że ich pożycie małżeńskie (w tym oczywiście seksualne) niestety się sypie. Dla Laury i Massimo to spory problem, zważywszy, że ich związek opiera się głównie na seksie w różnych konfiguracjach i lokalizacjach.

Mafioso rzuca się więc w wir mafijnej pracy oraz zawiązuję głębszą znajomość z białym proszkiem, a Laura koncentruje się na karierze i własnych przyjemnościach. Rozwija markę ubrań, którą kupił jej mąż oraz hedonistycznie spędza czas z najlepszą przyjaciółką Olgą (Magdalena Lamparska).

Sytuacji w domu państwa Torricellich nie ułatwia Nacho (Simone Susinna), czyli ogrodnik z poprzedniej części, który okazał się synem wroga Massimo. Laura nie może zapomnieć o wspólnym pobycie na wyspie, a erotyczne sny z Nacho przysłaniają jej fakt, że przystojny Hiszpan tak naprawdę ją porwał.

Kiedy bohaterka – przekonana, że jej małżeństwo chyli się ku końcowi – ponownie spotyka dawnego znajomego, stanie przed trudnym wyborem: Massimo czy Nacho? Nad tą kwestią będzie zastanawiała się... cały film, a w międzyczasie będzie piła dużo alkoholu, imprezowała z Olgą i odwiedzała rodziców w Polsce. Oraz śniła coraz to odważniejsze fantazje erotyczne.

"Kolejne 365 dni", czyli nuda

O trzeciej części "365 dni" trudno powiedzieć coś więcej niż o poprzednikach. Fabuła wciąż jest szczątkowa, a film w dalszym ciągu przypomina efektowny teledysk i gloryfikuje luksus. Drogie ubrania, drogie samochody, drogie restauracje, drogie posiadłości. Ba, nawet polski dom rodziców Laury wygląda jak piękne marzenie, ale nie dla szaraczków, którzy w dobie inflacji zastanawiają się, czy lepiej zrezygnować z masła, czy benzyny.

W "Kolejnych 365 dniach" malownicza jest nie tylko Sycylia, ale również Polska, którą odwiedza Laura (bohaterka jedzie z ojcem m.in. do Kazimierza Dolnego). Tak jak Włochy są spieczone słońcem i przyciągają egzotyczną roślinnością, tak Polska prezentuje się iście pocztówkowo i zachwyca zielonym, harmonijnym pejzażem. Wciąż jest więc estetycznie, za co w głównej mierze odpowiada operator Bartosz Cierlica.

Reżyserzy, Barbara Białowąs i Tomasz Mandes, nie są jednak zainteresowani emocjonalnym kryzysem Massima czy mafijnymi porachunkami. Film jest tak naprawdę podzielony na dwie części: w pierwszej Laura zdaje sobie sprawę, że jej małżeństwo z Włochem wisi na włosku, a w drugiej zastanawia się, co dalej i miota się pomiędzy Massimem a Nacho. Mówiąc szczerze, nic więcej za bardzo się nie dzieje, a już na pewno nic emocjonującego czy intrygującego.

Twórcy filmu napotkali bowiem spory problem. Już w poprzednich częściach (a szczególnie w "365 dni: Ten dzień) konsekwentnie unikali wszystkich kontrowersyjnych elementów z książek Lipińskiej. Problem w tym, że trylogia polskiej autorki jest jedną wielką kontrowersją, w której gwałty i porwania są na porządku dziennym. Po wycięciu wszystkich problematycznych i szkodliwych elementów powieści (a trzecia część w nie obfitowała) ... mało co więc zostało.

I to widać w filmie "Kolejne 365 dni", w którym powolna i monotonna akcja jest rozwleczona do granic wytrzymałości widza. Białowąs i Mandes także tego są świadomi, więc na ratunek przychodzi... seks.

Trójkąty, orgie i fantazje erotyczne Laury

Tego jest oczywiście sporo, ale na szczęście w tej kwestii jest nieco lepiej niż w drugiej części, w które sceny erotyczne były mechaniczne i... absurdalne, jak słynna już scenka na polu golfowym. Niektóre sekwencje przypominają sceny z filmu erotycznego, a nie softporno, co już jest sporym osiągnięciem. Są w nich nawet (szczególnie w tych z Laurą i Nacho) jakieś emocje i uczucia, czego w dwójce zupełnie brakowało.

W "Kolejnych 365 dniach" twórcy idą jednak na całość i seks pojawia się również w innych konfiguracjach niż Laura-Massimo i Laura-Nacho. Erotyczne przygody mają poboczni bohaterowie, a na ekranie widzimy nawet sadomachistyczną orgię i trójkąt (który z pewnością rozgrzeje internet, zważywszy na jego uczestników). Większość z tych pobocznych scen seksu jest zupełnie zbędna, ale w końcu mówimy o filmie erotycznym, który nie narzeka na zbyt rozwiniętą fabułę.

A co z bohaterami? Laura kontynuuje swoją drogą do samopoznania i niezależności, chociaż wciąż ignoruje emocje i uczucia wszystkich wokół. Podczas gdy większość widzów, na wzór "Zmierzchu", wybierze jeden obóz: Massimo lub Nacho, to aż chciałoby się, żeby bohaterka rzuciła obu samców alfa w cholerę. Wydaje się bowiem najszczęśliwsza bez żadnego z nich, a najwięcej chemii ma nieprzerwanie ze swoją przyjaciółką Olgą. To relacja obu kobiet wysuwa się w "Kolejnych 365 dniach" na prowadzenie.

Zresztą Magdalena Lamparska znowu kradnie film. To jej sceny są najzabawniejsze i najbardziej szczere. Olga pełni jednak rolę comic reliefu w "365 dniach" i nie jest brana zbytnio na poważnie. Ma jedno zadanie – rozśmieszać. I to się udaje, chociaż ma się już po prostu przesyt jej postacią – głośną, spontaniczną, nieco nieokrzesaną, ale sympatyczną.

Z kolei główna para, czyli Anna-Maria Sieklucka i Michele Morrone, nie nauczyli się zbytnio aktorstwa w poprzednich dwóch filmach. Ich postaci są spłaszczone i nudnawe, a także zwyczajnie irytujące. Trochę życia ponownie wprowadza Simone Susinna, jednak włoski aktor nie miał tutaj zbyt dużo do grania poza byciem przystojnym i mówieniem Laurze o swoich uczuciach.

Warto jednak ostrzec fanki książek Blanki Lipińskiej, że raczej nie zobaczą na ekranie tego, o czym czytały na stronach erotycznej powieści. To tyczy się również zakończenia, które może zaskoczyć czytelniczki i które sugeruje, że części być może będzie więcej. W końcu nie zarzyna się dojnej krowy.