Patrioty i Mardery to nie koniec? W Berlinie naciskają Scholza ws. potężnej broni dla Ukrainy
Coraz więcej niemieckiej broni dla Ukrainy
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, w sylwestra prezydent Ukrainy w wylewny sposób dziękował Olafowi Scholzowi za pomoc w walce z Rosjanami, a już kilka dni później konieczne było wystosowanie kolejnego takiego komunikatu. "Dziękuję kanclerzowi RFN za decyzję o dostarczeniu Ukrainie baterii rakiet Patriot. Wraz z dostarczonym wcześniej systemem IRIS-T i działami Gepard Niemcy wnoszą istotny wkład w przechwytywanie wszystkich rosyjskich rakiet" - stwierdził Wołodymyr Zełenski.
W tym krótkim wpisie ukraiński polityk skupił się jednak tylko na części dobrych informacji, które napłynęły z Zachodu.
Pierwszy to Emmanuel Macron poinformował, że Francja przekazuje ukraińskim żołnierzom kilkadziesiąt opancerzonych pojazdów rozpoznawczych AMX-10RC. Później doszło do rozmowy Olafa Schozla z Joe Bidenem, po której obaj przywódcy ogłosili, że wyślą na wschód nie tylko systemy Patriot, ale i sprzęt pancerny - z USA do Ukrainy trafią bojowe wozy piechoty Bradley, z Niemiec natomiast wyjadą Mardery.
Sporo pozytywnych emocji te wieści wywołały nie tylko w Kijowie, ale i Berlinie. - To dobra decyzja - oznajmił krótko wicekanclerz Robert Habeck, który - podobnie jak większość liderów Zielonych - od początku wojny opowiada się za przekazywaniem Ukraińcom także ciężkiej broni ofensywnej. - Ukraina ma prawo bronić się przed rosyjskim atakiem, a my mamy obowiązek jej pomóc - dodał zastępca Scholza.
"Po kunie przychodzi lampart". Koalicjanci i opozycja naciska na urząd kanclerski ws. czołgów
Także w chadecji nowe rozstrzygnięcia przyjęto pozytywnie. - To jest jasne: Ukraina potrzebuje czołgów i transporterów opancerzonych. Wtedy wojna zakończy się szybciej - ocenił w rozmowie z dziennikiem "Bild" Nico Lange, który należał do ścisłego zarządu niemieckiego ministerstwa obrony w czasach, gdy tym resortem kierowała Annegret Kramp-Karrenbauer z CDU.
Nie jest tajemnicą, że najmocniej w sprawie zwiększenia pomocy militarnej dla Ukrainy lobbuje jednak członkini koalicyjnej FDP Marie-Agnes Strack-Zimmermann, która w Bundestagu kieruje Komisją Obrony. "To wielka ulga, że rząd, a zwłaszcza urząd kanclerski wreszcie torują drogę dostawom czołgów do Ukrainy. Bardzo późno, ale nie za późno. Nasze zaangażowanie zadziałało. Jednak nie poddamy się. Po kunie (niem. Marder) przychodzi lampart (niem. Leopard)" - stwierdziła wymownie.
Oczywiście pacyfistycznie nastawiona frakcja rządzącej SPD - m.in. ustami opowiadającego w partii za sprawy obrony Wolfganga Hellmicha - natychmiast postanowiła ostudzić emocje. Zwrócono uwagę, iż Mardery to "czołgi obronne", a Leopardy stanowią potężną broń ofensywną.
Jednak jeszcze kilka miesięcy temu w berlińskiej Regierungsviertel głośny był przecież opór także w sprawie "kun", aż nagle doszło do przełomu. Co więcej, nadzieje Ukraińców i ich przyjaciół w RFN napędza fakt, iż jakiś czas temu kanclerz publicznie wyjawił, jaki jest jego warunek, jeśli chodzi o Leopardy.
Olaf Scholz mówił, że "nie chce być cesarzem Wilhelmem" (przypadkowo wywołać wojnę światową - red.) i dlatego Niemcy pod jego rządami nie będą wychodziły przed szereg. Jednocześnie przyznał, że wysłanie czołgów Leopard do Ukrainy zostałoby rozważone, gdyby na przekazanie zachodniego sprzętu tej klasy zdecydowały się także inne państwa NATO.
Dotąd Siły Zbrojne Ukrainy otrzymały od sojuszników głównie czołgi postsowieckie. Znaczną część tego typu zasobów przekazał m.in. Polska, która w zamian miała szansę na udział w tzw. wymianie pierścieniowej i zdobycie właśnie niemieckich Leopardów.
Negocjacje zakończył się jednak fiaskiem, gdyż rząd Prawa i Sprawiedliwości miał zażądać najnowocześniejszych modeli, których od niemieckiej zbrojeniówki zbyt wiele nie otrzymała nawet Bundeswehra. Tymczasem z powodzeniem z Niemcami dogadali się na przykład Czesi.
Jak powszechnie wiadomo, ciężki przebieg miały także negocjacje po tym, gdy Berlin zaoferował, że wciąż słabą obronę przeciwlotniczą Polski może wzmocnić bateria rakiet Patriot niemieckiej armii. Ostatecznie m.in. naciski prezydenta Andrzeja Dudy na ekipę Mateusza Morawieckiego pomogły wypracować porozumienie i niedługo Bundeswehra powinna rozstawić swój sprzęt we wschodniej Polsce.
Decyzja Olafa Scholza w sprawie Patriotów dla Ukrainy nie oznacza bowiem, że baterii dla któregoś z sojuszników zabraknie. W piątek oficjalnie potwierdził to rzecznik niemieckiego rządu Steffen Hebestreit.
Czytaj także: https://natemat.pl/459595,niemcy-przejmuja-szpice-nato-vjtf