Burza o kolor skóry Astrid z "Jak wytresować smoka". Ale jak biały gra czarnego, to jest spoko?

Zuzanna Tomaszewicz
02 czerwca 2023, 10:54 • 1 minuta czytania
Po czarnej syrence Arielce przyszedł czas na kolejny odcinek z serii: "obrońcy koloru skóry fikcyjnych postaci znów mówią, że nie są rasistami, ale...". Tym razem poszło o aktorkę, która w remake'u animacji "Jak wytresować smoka" wcieli się w blondwłosą Astrid. Okej, Nico Parker nie jest typową skandynawską dziewczyną i co z tego? Gdy białych aktorów obsadza się w rolach ciemnoskórych bohaterów, wtedy mało kto robi raban na cały internet.

Astrid w remake'u "Jak wytresować smoka" będzie ciemnoskóra

Rozumiem ból tyłka, gdy w filmach lub serialach zmienia się kolor skóry postaciom historycznym, ale żeby przyczepiać się do bohaterów fikcyjnych za to, że w aktorskiej przeróbce nie są biali, a w kreskówce byli? Czarnych krasnoludów nie mogło być we "Władcy Pierścieni. Pierścieniach Władzy", bo ta rasa u J.R.R. Tolkiena "żyła pod ziemią"; Halle Bailey też nie powinna (według co poniektórych) grać Arielki w remake'u "Małej syrenki", ponieważ w animacji księżniczka była blada jak ściana, a ta aktorka jest czarnoskóra. Ile jeszcze argumentów ludzie znajdą, by usprawiedliwiać swoje uprzedzenia?


Historia zatoczyła koło. Wystarczyło, że wytwórnia Universal Pictures ogłosiła, że w aktorskim remake'u filmu animowanego "Jak wytresować smoka" w roli niebieskookiej Astrid, czyli sympatii głównego bohatera, Czkawki, obsadzono ciemnoskórą aktorkę Nico Parker (Sarah z "The Last of Us"). Nie ma ani włosów czesanych słońcem jak w oryginale, ani tęczówek w kolorze nieba. Skandynawskiej urody również brak (dla niewtajemniczonych bajka nawiązywała luźno do historii wikingów).

Owszem, sama wolałabym zobaczyć w remake'u live-action obsadę złożoną wyłącznie z aktorów pochodzących ze Skandynawii, ale trudno się mówi, idzie się dalej. Wśród głosów niezadowolenia, które ciągną się po internecie, oprócz wspomnianej przeze mnie uwagi, znajdziemy przeważnie prześmiewcze, bądź mieszczące się w granicach definicji rasizmu komentarze dotyczące koloru skóry córki Thandiwe Newton (tak, internauci dodatkowo podkreślają, że Nico Parker jest tzw. "nepo baby").

"Ja pie*dole. Znów to samo!"; "Czyli rudowłose dziewczyny będą grać od teraz czarne laski, a blondynki - mulatki? Super"; "Skończmy z tą poprawnością polityczną, proszę"; "Twórcy nie wiedzieli, że ten film jest wzorowany na kulturze wikingów? Przecież nie ma nic bielszego niż ona. Niewiarygodne, że tacy ludzie kradną nam kulturę"; "Niczego nie można już w spokoju oglądać, bo wszędzie zmieniają rasy" – czytamy w mediach społecznościowych. Już pomińmy fakt, że wikingowie nie byli wcale takimi obrońcami białej rasy, na jakich malują ich entuzjaści białej supremacji i współczesna popkultura. Nie przypominam sobie też, by wiadomość o tym, że biały aktor zagra czarnoskórą postać lub bohatera azjatyckiego pochodzenia, była poruszana na tak szeroką skalę, jak afera wokół zarówno Arielki, jak i Astrid.

Czym jest whitewashing w kinie?

Przymykamy oko na whitewashing w kinie, czyli praktykę zatrudniania białych aktorów do niebiałych ról, ale narzekamy, gdy na mniejszą skalę role białych bohaterów daje się Afroamerykanom.

W Polsce mogliśmy nie słyszeć o tym, że Emma Stone w filmie "Aloha" zagrała Allison Ng, której ojciec był w połowie Chińczykiem, w połowie rodowitym Hawajczykiem. Jake Gyllenhaal jako Dastan w adaptacji gry "Książę Persji" też jakoś przeszedł - nikt nie pomyślał, by dać tę rolę komuś o irańskim pochodzeniu. A co z Liamem Neesonem jako Ra's Al Ghulem z filmu "Batman Początek" Christophera Nolana? Co z połową obsady nieudolnego remake'u kreskówki "Awatar: Legenda Aanga", która była wzorowana na wschodnich kulturach?

Scarlett Johansson skrytykowano co prawda za przyjęcie roli Motoko Kusanagi, protagonistki mangi i anime "Ghost in the Shell". Krytycy jej castingu podkreślali, że w Krainie Snów, w której i tak dominują biali aktorzy, odtwórczyni Czarnej Wdowy mogła ustąpić miejsca przedstawicielce grupy etnicznej marginalizowanej przez jegomości z branży filmowej.

Argument, który często gości w tego typu dyskusjach, brzmi: a co jeśli jedynej czarnej księżniczce Disneya - Tiany - zmieniono by kolor skóry w aktorskiej adaptacji? No cóż, policzmy zatem, ile w disneyowskim panteonie mamy panienek o kaukaskim typie urody, i weźmy pod uwagę, że w Hollywood dyskryminacja ze względu na kolor wciąż jest żywa.

Zamęt wokół Astrid z "Jak wytresować smoka" czy nawet Ariel z "Małej syrenki" jest zatem zwyczajnie wyolbrzymiony i wydaje się być czystą hipokryzją, biorąc pod uwagę fakt, że w odwrotnych sytuacjach mało która biała osoba kiwa palcem.

Inne przykłady whitewashingu w filmach

Czytaj także: https://natemat.pl/486833,jak-wyglada-dzis-meg-ryan-internauci-hejtuja-twarz-aktorki