W Sejmie awantura od samego początku. PiS walczyło o antyunijną uchwałę

Jakub Noch
21 listopada 2023, 12:57 • 1 minuta czytania
PiS potwierdza docierające do mediów przecieki, według których w ławach opozycji partia ta ma prowadzić bezprecedensową akcję skierowaną przeciw Unii Europejskiej. Po wznowieniu obrad Sejmu ekipa z Nowogrodzkiej rozpoczęła walkę o przegłosowanie eurosceptycznej uchwały. W ten sposób chciano obronić Polskę przed rzekomo niekorzystnymi zmianami w traktatach europejskich.
PiS wznieca w Sejmie antyunijne nastroje. Fot. Andrzej Iwanczuk / REPORTER

Na początku wtorkowych prac Sejmu Paweł Jabłoński z Prawa i Sprawiedliwości wniósł o uzupełnienie porządku obrad. Poseł zaproponował, aby izba niższa zajęła się rozpatrzeniem uchwały, w której jego formacja zachęca do wyrażenia sprzeciw wobec planowanych zmian w traktatach stanowiących podstawę funkcjonowania Unii Europejskiej.


Pomysł ten poparł i dalej uzasadniał z mównicy Szymon Szynkowski vel Sęk. Jota w jotę powtórzył on nową antyunijną narrację, którą pierwszy zaprezentował Mateusz Morawiecki. – Zmiana przepisów europejskich oznacza, że Polska może być zobowiązana do realizacji umów międzynarodowych, za którymi sama nie głosowała! – grzmiał poseł PiS.

Ostatecznie uchwała ws. "zatrzymania niebezpiecznych dla Rzeczypospolitej Polskiej zmian Traktatu o Unii Europejskiej oraz Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej" nie trafiła do porządku obrad. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia wskazał, iż jej treść została przedstawiona ogółowi parlamentarzystów za późno, a materia jest zbyt poważna, aby pracować nad nią bez należytej rozwagi.

Poseł klubu Polska 2050-Trzecia Droga Paweł Zalewski zgłosił natomiast wniosek o przejście do porządku dziennego i tym samym zakończeniu antyunijnych tyrad przedstawicieli PiS. Za tym pomysłem opowiedziało się 264 posłów. Nad PiS-owską uchwałą posłowie ponownie będą mieli okazję pochylić się dopiero podczas prac w komisji.

PiS kopiuje Orbána. To wstęp do walki o Parlament Europejski

Jak wspominaliśmy już w naTemat.pl, zachowanie polityków PiS potwierdza spekulacje, według których PiS – na wzór Viktora Orbána – przechodzi już do kampanii przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Podobnie jak na Węgrzech, ma ona polegać na atakowaniu Unii Europejskiej.

Pierwszy sygnał do rozpoczęcia tych działań dał Mateusz Morawiecki. – Drodzy państwo, idzie taka zmiana w UE, że gdyby została wdrożona w tym kształcie, to praktycznie rząd polski, Sejm polski, polski parlament nie miałyby prawie nic do powiedzenia w kluczowych tematach – przekonywał ustępujący premier po ogłoszeniu "Dekalogu Polskich Spraw".

Według Morawieckiego i spółki, instytucje europejskie oraz kluczowe państwa członkowskie UE – z Niemcami na czele – zmierzają do przejęcia kontroli nad takimi obszarami funkcjonowania państwa polskiego jak polityka społeczna, podatki, bezpieczeństwo i sprawy wewnętrzne.

We wtorek na konferencji prasowej w Sejmie strachy te podsycał Zbigniew Ziobro. – Nowe traktaty dadzą Komisji Europejskiej możliwość ingerowania w sprawy wewnętrzne krajów członkowskich w niespotykany sposób. To jest w istocie kroczący zamach na suwerenność Polski, zmierzający do likwidacji państwa polskiego – twierdził ustępujący minister sprawiedliwości i prokurator generalny.

– Domagamy się od wszystkich stronnictw politycznych w parlamencie, by równie konsekwentnie sprzeciwiły się tym zmianom, które odbierają Polakom wpływ na ich codzienną rzeczywistość, codzienne życie – dodał Ziobro.

O co chodzi PiS? UE musi zmienić traktaty przed kolejnym rozszerzeniem

Data tego antyunijnego spektaklu nie jest przypadkowa. Chodzi nie tylko o wznowienie obrad Sejmu, ale i wtorkowe wydarzenia w Parlamencie Europejskim. 21 listopada europosłowie dyskutują nad sprawozdaniem Komisji Spraw Konstytucyjnych, której członkowie oficjalnie zalecili zmianę traktatów.

Dlaczego? W rzeczywistości nie chodzi oczywiście o przejęcie pełnej kontroli nad Polską. Głównym powodem jest potrzeba takiego zreformowania Unii Europejskiej, aby była ona gotowa na kolejne rozszerzenie – w tym przede wszystkim o Ukrainę. Wejście prawie 44-mln narodu do Wspólnoty znacząco zmieni przecież układ przy brukselskim stoliku.

Z oczywistych i zrozumiałych przyczyn państwa wkładające do budżetu UE najwięcej pieniędzy, czyli Niemcy, Francja i Holandia nie chcą utracić dotychczasowych wpływów w Radzie Europejskiej i pozostałych instytucjach. Wbrew wersji rozpowszechnianej nad Wisłą przez polityków PiS, prace nad nowelizacją traktatów są jednak szansą także na to, aby swoją pozycję umocniły "państwa średnie", takie jak Polska, Hiszpania, czy Rumunia.

Czytaj także: https://natemat.pl/525358,lukasz-kohut-europosel-nowej-lewicy-wywiad