Mówisz "thank you very much"? Od razu wiedzą, że jesteś z Polski. Po tym poznają nas za granicą

Karolina Kurek
14 września 2024, 07:17 • 1 minuta czytania
Podczas wakacji w Grecji nie spodziewałam się, że zwykłe "thank you very much" może zdradzić moje pochodzenie. Jak się okazało, Polaków rozpoznaje się za granicą po wielu małych gestach i przyzwyczajeniach. Co jeszcze zdradza nas, gdy podróżujemy po świecie? Oto nasze największe "znaki rozpoznawcze" za granicą.

"Thank you very much" – tak rozpoznał, że jestem Polką

Podczas wakacji w Atenach, jak wielu turystów, często byłam zaczepiana przez kelnerów zachęcających do odwiedzenia ich restauracji. Zazwyczaj grzecznie odmawiałam, odpowiadając automatycznie: "thank you very much". Dla mnie brzmiało to naturalnie, tak jak w Polsce "dziękuję bardzo".


Za którymś razem jeden z kelnerów zatrzymał mnie w pół kroku i zapytał, czy jestem Polką. Byłam zaskoczona, ale potwierdziłam. Zaintrygowana zapytałam, co sprawiło, że odgadł moje pochodzenie.

Odpowiedź mnie zaskoczyła – powiedział, że Polacy, dziękując, często mówią "thak, you very much" zamiast zwykłego "thank you". Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam! Zaciekawiło mnie, jakie mogą być jeszcze historie tego typu. Postanowiłam to sprawdzić.

Z tego słyną Polacy

Klaudia Zawistowska, dziennikarka naTemat.pl i miłośniczka podróży mówi o kilku sytuacjach, które zaobserwowała podczas wyjazdów za granicę. Jak przyznaje, jest wiele "klasycznych" aspektów, dzięki którym Polacy są rozpoznawalni za granicą.

– Obywatele innych krajów rozpoznają nas po typowo słowiańskiej urodzie – blond włosach, jasnej karnacji i niebieskich oczach. Zwracają też uwagę na nasz miękki, choć wyraźnie różny od innych akcent – relacjonuje.

Jednak jest jeszcze coś, co nas charakteryzuje, i niestety nie jest to powód do dumy – brak uśmiechu. Klaudia zauważyła to podczas swoich ostatnich podróży do Tunezji i Hiszpanii.

– W oczach świata Polacy to ponuraki, którzy rzadko się uśmiechają – mówi.

Inna znajoma opowiedziała mi, że podczas pobytu w Barcelonie w Hiszpanii zauważyła, że dwie kobiety, które wyglądały na miejscowe, uważnie się jej przyglądają. Po chwili zapytały, czy jest Polką, czy Rosjanką. Gdy przyznała, że pochodzi z Polski, kobiety stwierdziły, że właśnie tak myślały, ponieważ według nich kobiety ze wschodnioeuropejskich krajów ubierają się wyzywająco.

To spostrzeżenie mocno ją rozbawiło. Sama nigdy nie słyszałam o podobnej opinii dotyczącej stylu Polek.

Podczas jednej z moich podróży do Niemiec znajomy kuzyna, gdy usłyszał, że jestem Polką, od razu skojarzył nas z przekleństwami.

– To wy jesteście od "k*rwa" i "ja pierd*olę" – powiedział.

Okazuje się, coś w tym jest, gdyż użytkownicy internetowi twierdzą, że powyższe wulgaryzmy to znak rozpoznawczy Polaków za granicą.

Po czym rozpoznają Polaka za granicą?

W sieci nie brakuje komentarzy i historii dotyczących tego, jak można rozpoznać Polaka w innym państwie.

"Polacy są bardzo głośni, przez co łatwo ich zauważyć", "Trudno ich nie dostrzec - głośno przeklinają", "Wulgaryzmy u Polaków to standard", "Polaków łatwo poznać, dzięki "k*rwa" i ja pie*dolę", "Polacy rozmawiają głośno na ulicach i w restauracjach, a nawet w spokojnych miejscach rozmawiają tak głośno, że wszyscy wokół słyszą ich rozmowy" – to tylko niektóre ze wpisów na forach internetowych, które pokazują, jak postrzegani jesteśmy za granicą.

Z relacji wynika również, że Polakom często zarzuca się brak kultury osobistej, co rzutuje na nasz wizerunek w oczach obcokrajowców. Przez wiele lat naszym znakiem rozpoznawczym były skarpetki do sandałów – trend, który mimo upływu czasu wciąż się zdarza i stał się popularnym tematem memów. Jeden z internetowych wpisów świetnie to obrazuje:

"W kolejce do atrakcji turystycznej stał mężczyzna, który blokował miejsce dla kilku osób, które dołączyły do niego, dopiero gdy do kasy było już blisko. Inni turyści nie byli zadowoleni z tej sytuacji. Mężczyzna ten miał w ręce torbę z logo Biedronki. Z tego powodu wynikło przypuszczenie, że jest Polakiem. Oprócz tego na nogach miał skarpetki do sandałów, a na sobie koszulkę z dużym logo popularnej marki odzieżowej".

Wielu Polaków uwielbia kawę z dodatkiem mleka, jak latte czy cappuccino. Pojawiają się również opinie, że niektórzy preferują już nawet "mlekokawę" zamiast kawy z mlekiem. Pewna para, podczas pobytu we Włoszech, zamówiła dwa latte w godzinach popołudniowych, nie wiedząc, że w tym kraju picie kawy z mlekiem w ciągu dnia jest uważane za faux pas. Kelner skomentował ich wybór dość jednoznacznie.

"Kiedy poprosiliśmy o nasze latte, kelner spojrzał na nas dziwnie. Zapytałem, czy coś jest nie tak. Odpowiedział, że we Włoszech kawę z mlekiem pije się tylko rano. Moja partnerka wyjaśniła, że w naszym kraju pijemy kawę, kiedy mamy ochotę, niezależnie od pory dnia. Kelner zapytał, skąd pochodzimy. Gdy usłyszał, że z Polski, odpowiedział tylko: "To wszystko tłumaczy" Spojrzałem zaskoczony, ale nie dopytywałem, co dokładnie miał na myśli" – relacjonuje Kuba na forum społecznościowym.

Tomek podzielił się z innymi użytkownikami szczegółami swojej przygody z miejscowym sprzedawcą na Majorce.

"Byłem na Majorce z żoną i szukałem pamiątek dla dzieci w jednym ze sklepów. Sprzedawca zagadywał mnie po hiszpańsku, pokazując różne towary. Nie miałem ochoty na rozmowy, a ostatecznie nic mi się nie spodobało. Gdy wychodziłem, usłyszałem, jak mruczy on pod nosem: "Ale gbur, widać, że jest z Polski". Roześmiałem się tylko" – pisze Tomek.

Nie wszystkie historie są jednak negatywne. Michał, który kilka lat temu odwiedził Ateny, wspomina jedną ze swoich przygód z uśmiechem.

"Byłem w Atenach z rodziną. W windzie w metrze przytrzymałem drzwi mężczyźnie z żoną i dzieckiem. Zapytał po angielsku, skąd pochodzę. Odpowiedziałem, że z Polski. Uśmiechnął się szeroko i powiedział: "Dzień dobry, jak się masz! Kocham Polska!" Potem zaczął śpiewać "Chwała na wysokości, chwała na wysokości!". Okazało się, że był wychowankiem polskich misjonarzy i zaszczepili mu oni miłość do Polski. Powiedział, że gdyby miał kiedyś wybrać inne miejsce do życia, byłaby to właśnie Polska" – brzmi treść jego wpisu.

Czytaj także: https://natemat.pl/568718,overbooking-w-hotelu-pojechalam-na-all-inclusive-a-tam-brak-miejsca