
W ponad dwudziestu największych miastach w Polsce te same osoby rządzą nieprzerwanie od co najmniej... 16 lat, a rekordziści trwają na stanowiskach ponad 20. Nie tylko dlatego, że raz zdobytej władzy za wszelką cenę nie chcą oddać. Coraz rzadziej mają nawet prawdziwych kontrkandydatów, bo wszystkie siły polityczne odpuszczają "nieswoje" miasta. – To od lat te same twarze i wybory zmieniają niewiele. Wygrywają ci, którzy mają już władzę lub niewielka grupa polityków decydujących zainwestować w poważną kampanię – komentuje politolog, dr Wojciech Jabłoński.
Zaplanowane na 16 listopada wybory samorządowe będą nie tylko najdroższymi wyborami w historii polskiej demokracji, ale prawdopodobnie też... najnudniejszymi. Szczególnie w największych miastach, gdzie w ciemno można obstawiać zwycięzcę już od dawna i żadna kampania tego nie zmieni. Patrząc co dnia na popisy w gmachu przy Wiejskiej zapominamy bowiem, że Polską lokalną od lat rządzą ci sami ludzie. I absolutnie nikt nie może ich tej władzy pozbawić. Także dlatego, że wielu z nich to po prostu świetni przywódcy.
Jak komentuje dla naTemat politolog i ekspert marketingu politycznego dr Wojciech Jabłoński, to właśnie strach większości polityków przed niepewną inwestycją w poważną kampanię sprawia, że nasze samorządy podlegają "breżniewizacji".
W miastach rządzą od lat te same twarze i wybory zmieniają niewiele. Wygrywają ci, którzy mają już władzę lub niewielka grupa tych, którzy decydują się na poważną kampanię. Zwykle robi się jednak tę kampanię po prostu bardzo tanio. Jak więc chcą w ogóle przebić się do świadomości?
Podkreśla też, że dziś wielu z "baronów samorządu" lubi podkreślać swoją niezależność, ale żaden z nich nie osiągnąłby przed laty swojej pozycji, gdyby nie miał wsparcia którejś z wielkich partii. Dziś większości liczących się ugrupowań brakuje tymczasem ochoty na inwestowanie w nowe twarze. – A ławka tych, którzy byliby w stanie stanąć do prawdziwej walki z "baronami" i mają na to w ogóle ochotę jest krótka. Ostatnio zeszła z niej tylko Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ale Warszawa to przecież kąsek wizerunkowy i całkiem duża władza – dodaje politolog.
