
O Kurskich wiedzą wszyscy. Jacek i Jarosław, dziennikarz i polityk o zupełnie innych poglądach. Ale Glińscy? O nich tak często się nie mówi. Sami zresztą nie dają ku temu podstaw. Można nawet powiedzieć, że milczą na swój temat. Ale w świecie artystów i naukowców obaj bracia są znani doskonale. Robert, reżyser filmowy i teatralny. I młodszy o dwa lata Piotr, który swoją tekę ministra kultury – niczym cenzor – zaczął dzierżyć od słynnego ataku na wrocławską sztukę. Czy kogoś mogą zatem dziwić słowa, które padły na ostatnim rozdaniu Paszportów "Polityki"? – Panie Gliński, proszę pozdrowić brata – stwierdził ironicznie szef tygodnika. Mówiąc do reżysera, oczywiście. Chyba pierwszy raz, ktoś w ten sposób wytknął obu Glińskim braterstwo.
Ale braćmi są i nikt tego faktu nie może podważyć. Dzieci architekta i sanitariuszki batalionu "Zośka", która była ranna w Powstaniu Warszawskim. Urodzeni w Warszawie, obaj kończyli LO im. Bolesława Prusa. Piotr został socjologiem, Robert kończył architekturę. Pierwszy doszedł do profesury, co tydzień jeździł do Białegostoku, gdzie kierował Katedrą Socjologii Struktur Społecznych w Instytucie Socjologii tamtejszego uniwersytetu, był też szefem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego.
"Film „Kamienie na szaniec” Roberta Glińskiego trzeba uznać za manipulację. Sprzedawany jako kino lektur szkolnych dokonuje de facto destrukcji wychowawczego przesłania powieści Aleksandra Kamińskiego.[...]A może przypisać Robertowi Glińskiemu iście demoniczny spisek? Że podlizując się zarówno salonowi, od którego wszak wyciągnął część pieniędzy, jak i opozycji, gdzie wysoko ulokował brata o pseudonimie Profesor Gliński, grając na dwa fronty, zagrał się na śmierć i zaproponował kompromis, w którym nie do końca wiadomo, o co kaman?" Czytaj więcej
Julian Mere, szef Związku Zawodowego Aktorów Polskich osobiście poznał obu Glińskich. Jednego dawno, drugiego teraz. Sam występował w spektaklach poetyckich Roberta Glińskiego. – Jest znakomitą osobą, która wyczuwa i poezję, i aktorów. Znakomicie radzi sobie w filmie, jego spektakle są również doskonałe. Gdy Wisława Szymborska otrzymała literacką Nagrodę Nobla, to jedyne co mieli w TVP, to "Obmyślam świat" Glińskiego do słów Szymborskiej. Ciągle to puszczali – mówi naTemat. Wydaje mu się, że Robert jest spokojniejszy od brata. – Minister robi wrażenie rozdrażnionego tym, że musi teraz walczyć, wchodzić w spory, odpierać ataki dziennikarzy. Wyczuwa, że chcą go zaatakować i od razu przyjmuje pozycję obronną. Mam wrażenie, że to go męczy – mówi.
Były wicepremier, dziś europoseł Michał Boni zna obu Glińskich od lat. Z Piotrem chodził do jednej klasy w liceum, byli bardzo bliskimi przyjaciółmi. Robert był o dwie klasy wyżej. – Razem tworzyliśmy teatr. Ja byłem reżyserem, on aktorem. To były bardzo silne więzi. Duża, dojrzewająca, chłopięca przyjaźń – mówi naTemat.
Bracia Glińscy są absolwentami XXXV LO im. Bolesława Prusa w Warszawie na Saskiej Kępie. Obaj byli wychowankami nauczycielek, które stały się legendą szkoły. Pan Robert (matura 1971) Pani Urszuli Andrejew, a Piotr (matura 1973) Pani Eugenii Apanowicz. Ich kolegami z klasy byli aktor Jacek Bursztynowicz i polityk Michał Boni. Bracia Glińscy uczestniczyli w zjazdach absolwentów 2012 roku i 1997 roku w uroczystości szkolnej i „Spotkaniach po latach”. Pan Robert Gliński, reżyser „Kamieni na szaniec” brał udział w spotkaniu autorskim z uczniami na temat filmu i postaw młodzieży organizowanym podczas „Twórczych Spotkań Humanistycznych”.
– Powiem tak. Zawsze nam się wydawało, że pierwsze, czego wymagają kultura i sztuka to swoboda i wolność – odpowiada dyplomatycznie.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
