
Mówią: było fajnie, ale przestało. I niby mają wszystko: pracę, mieszkanie, pieniądze, urodę, a jednak… Wszystko i nic. Bo gdzie ta miłość, która miała przyjść sama, niepostrzeżenie i we właściwym momencie? Gdzie ten mężczyzna, przy którym nie będziesz wstydziła się pokazać twarzy bez mejkapu? Czy jeszcze przyjdzie? A może idzie? A może był i już nie wróci?
Budzisz się i jak co dzień udajesz, że wolność to najlepsza rzecz, jaka ci się w życiu przytrafiła, że gdyby nie ona, nigdy nie doszłabyś do miejsca, w którym jesteś, że gdyby nie czas poświęcony na pracę, nigdy nie zobaczyłabyś wschodu słońca na Goa, a książę na białym koniu… albo jest ci niepotrzebny, albo wierzysz, że właśnie do ciebie jedzie.
Mam pewną pozycję w życiu, na biedę nie narzekam, zawdzięczam to wszystko własnej często ciężkiej pracy, ale nigdy też nie przestałam się rozwijać, czytać, chodzić na premiery.
A w Barcelonie? Było dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Dużo wina, gorąco, niejedna ciekawa choć płytka znajomość. Dość szybko zaczęłam się tam łapać na myśli, że po prostu brakuje mi tamtego faceta. Ale w każdym takim momencie mówiłam sobie, że to właśnie najlepszy znak, że nasza znajomość zabrnęła za daleko. I nigdy nie sięgnęłam po telefon.
Napisz do autorki: agata.daniluk@natemat.pl
