Słabość opozycji widać nie tylko w sondażach. Opozycja jest skłócona, ale nie ma też pomysłów na odebranie władzy PiS. Nie ma
swojego Macrona, który cieszyłby się szerokim poparciem, choć liczenie na to, że przyjedzie on na białym koniu to mrzonki.
Opozycja słusznie wzięła na sztandary obronę standardów demokratycznych, wolności obywatelskich i praworządności w Polsce przed PiS, tyle tylko że ten idealistyczny przekaz trafia do wąskiego kręgu odbiorców. Wyborcom w ich masie nie spędza snu z powiek demontaż
państwa prawa i demokracji, bo mają bardziej przyziemne problemy. Opozycja anty PiS nie potrafi też wyzwalać emocji. Ani tych pozytywnych, ani negatywnych, takich, które porwałyby tłumy. Sam "atypisizm” obecny w wielkomiejskim elektoracie, to za mało. A czekanie na to że PiS się u władzy zużyje, albo skompromituje, że wyborcy pójdą wreszcie po rozum do głowy, to jak czekanie na Godota. Opozycja, żeby wygrać, musiałaby wyjść do mas i przestać bać się populizmu, spróbować wziąć PiS w kleszcze, okrążyć jednocześnie z lewej i prawej strony. Straszenie w Polsce faszyzmem, Białorusią i końcem demokracji, a przy okazji sukcesywne wyczerpywanie słownika epitetów, by opisać to, co robi PiS, staje się przeciwskuteczne.