Andrzej Duda podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS. Tym samym założył dwie maski. Dla opozycji na powrót stał się Adrianem z "Ucha Prezesa”, długopisem PiS i notariuszem rządu Mateusza Morawieckiego. Za to w obozie władzy awansował z przedpokoju gabinetu prezesa PiS na Nowogrodzkiej na ganek Belwederu, gdzie witał Jarosława Kaczyńskiego podczas kolejnych tur polityczno-handlowych. Niestety – trzymając się tej narracji – przy okazji tych "transakcji" Polska wypadła z salonu do przedpokoju Unii Europejskiej.
W całym tym spektaklu, który obserwowaliśmy, chodziło wyłącznie o upodmiotowienie Dudy w PiS, a nie – jak niektórzy widzieli oczami wyobraźni – upodmiotowienie funkcji prezydenta, którą sprawuje.
Upodmiotowienie Dudy w PiS
I szkoda tylko, że masowo zamanifestowany w lipcu społeczny i obywatelski opór wobec zamachu PiS na trójpodział władzy oraz niezależność sądów poszedł ostatecznie jak para w gwizdek.
Także zaangażowanie po jego stronie ogólnie szanowanej Zofii Romaszewskiej pozwalało mieć nadzieję, że nie chodzi o polityczne targi, albo nie tylko o polityczne targi, ale również o wartości. Także negocjacje w Belwederze i wypowiedzi dla mediów zarówno prezydenta Dudy, jak i prezesa Kaczyńskiego, nie sprawiały wrażenia wyreżyserowanych, choć rację mieli ci którzy już wtedy mówili, że te spotkania na szczycie to kolejne rozbiory sądownictwa.
Skok na sądy zamiast wartości
Zresztą bardzo szybko okazało się, że prezydent jest zakładnikiem prezesa i partii rządzącej. Ekspresowe tempo procedowania w parlamencie nad poprawkami PiS do – jak się okazało – ewidentnie niekonstytucyjnych ustaw sądowych, a także manifestowany publicznie brak znajomości tych poprawek ze strony zarówno Romaszewskiej jak i głównej prawniczki prezydenta Anny Surówki-Pasek unaoczniały ostatecznie, że "poszedł polityczny targ".
Że nie chodziło w tym wszystkim o sprawnie działające sądy, o szybkość postępowań, o niezależność wymiaru sprawiedliwości, ale o skok PiS na sądy. O politykę i personalia. Oraz o wyszarpanie kawałka dodatkowej, realnej władzy przez prezydenta.
Co zyska na tym targu prezydent? Sam wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł mówił, że ustawy prezydenta są w ponad 80 procentach zbieżne z tym co proponowało PiS. A więc prezydent Duda zabrał co najwyżej Zbigniewowi Ziobrze łopatkę z piaskownicy, ale musiał oddać wiaderko.
Zapewne Krzysztof Szczerski, szef gabinetu prezydenta zastąpi Witolda Waszczykowskiego na stanowisku szefa polskiej dyplomacji i tym samym reprezentacyjna rola Dudy będzie jeszcze bardziej reprezentacyjna, tylko że już w radykalnie innych okolicznościach zewnętrznych.
Wątpliwe, by stanowisko szefa MON stracił Antoni Macierewicz, którego "ubeckie metody” tak drażnią prezydenta (chyba że awansuje np. na marszałka Sejmu). Ale za to PiS zapewne wesprze Dudę w organizacji referendum dotyczącego zmian w Konstytucji i – co najważniejsze – da mu pieniądze na kolejną kampanię prezydencką.
Być może nawet prezydent będzie traktowany w szeregach PiS z większą estymą niż do tej pory. Może nawet prezes znowu wpadnie kiedyś do jego gabinetu w Belwederze w jakiejś ważnej sprawie. Może w sprawie kodeksu wyborczego, a może w sprawie repolonizacji mediów? Ale i tak wiadomo, że w planach PiS niczego to nie zmieni.
Czy niezależne sądy były tego wszystkiego warte? Kiedyś prezydent na pewno o tym pomyśli, stając np. przed Trybunałem Stanu. Zresztą jeśli do tego dojdzie, będzie miał zapewne doborowe towarzystwo.
Polska wyrzucona do przedpokoju UE
Ale już chyba zawsze dzień uruchomienia przeciw Polsce art. 7 traktatu UE, czyli "wciśnięcia tego atomowego guzika” – jak mówią pretensjonalnie brukselscy eurokraci – będzie się kojarzył z decyzją prezydenta w sprawie przyszłości polskiego sądownictwa i pozycji Polski w UE.
Nie tylko dlatego, że zdarzyło się to pierwszy raz w historii Wspólnoty. Ale przede wszystkim dlatego, że prezydent walnie przyczynił się do tego, że z europejskich salonów zostaliśmy wyrzuceni do przedpokoju, albo na ganek UE. Dalej są już tylko drzwi z napisem exit.
Rację miał więc prof. Adam Strzembosz, który mimo zabiegów nie został nawet przyjęty przez głowę państwa ws. ustaw sądowych, mówiąc, że decyzja prezydenta będzie historyczna. Andrzej Duda ma szansę przejść do historii, ale tej niezbyt chlubnej.
A opozycja? Wyzbyta złudzeń o niezależnym od PiS prezydencie odzyska przynajmniej swój kawałek podłogi. Bo przez kilka miesięcy to prezydent bawił się w opozycję i to na jego zabawkach koncentrowała się uwaga mediów.
Nasza pogubiona i słaba opozycja zyskała też najważniejszy i już namacalny argument przeciw PiS, bo w końcu 70 proc. Polaków jest zadowolona z członkostwa w UE. Pytanie, czy potrafi go wykorzystać?