Aktywiści opozycji zakłócili m.in. spotkanie z premierem Mateuszem Morawieckim w Stoczni Gdańskiej
Aktywiści opozycji zakłócili m.in. spotkanie z premierem Mateuszem Morawieckim w Stoczni Gdańskiej Fot: Renata Dąbrowska/AG
Reklama.
Czy faktycznie mamy do czynienia z jakąś skoordynowaną akcją? Kim są ludzie, którzy zakłócają przekaz polityków partii rządzącej?
"Lotna Brygada Opozycji"
– Wśród organizacji, których aktywiści pojawiają się na spotkaniach z politykami PiS, są Grupa Akcja Częstochowa, Grupa Błysk Budzik, KOD, Młodzi Demokraci Radom, Obywatele GW 66-400, Obywatele RP, Obywatele RP Kalisz, Obywatele RP Łódź, Obywatele Solidarni w Akcji, ODnowa, Podwórko Demokracji Morąg, proDemokratyczni, Przystań OKO, Radomianie dla Demokracji, Rebelianty Podkarpackie, Warszawski Strajk Kobiet, WRD – wylicza w rozmowie z naTemat Katarzyna Wyszomierska, redaktor naczelna portalu skwerwolności.eu, który skrupulatnie odnotowuje przebieg wszystkich spotkań z politykami PiS (właśnie opublikowali 18 materiał).
– Wszystkie te organizacje funkcjonują zazwyczaj jako stowarzyszenia, część ludzi tam działających należała wcześniej do KOD. "Lotna Brygada Opozycji” jak nazwała nas "Gazeta Polska”, a nam się to bardzo podoba, jest grupą, która działa ponad podziałami – tłumaczy rozmówczyni naTemat.
– Ludzie jeżdżą głównie po swoich regionach, nie jest tak, że tylko stolica protestuje, choć nam jest łatwiej, bo możemy to robić anonimowo – dodaje.
Przypomnijmy, że podczas konwencji samorządowej PiS -14 kwietnia publicznie ogłoszono, że od następnego dnia liderzy partii "ruszają w Polskę” by rozmawiać z Polakami, by być blisko wyborców i ich problemów.
– My dzisiaj coś zaczynamy - zaczynamy wielką drogę po Polsce i jednocześnie zaczynamy wielką rozmowę z Polakami – oświadczył wówczas w Warszawie lider PiS Jarosław Kaczyński. Wtedy nikt nie podejrzewał nawet, że prezes może trafić na miesiąc do szpitala i że widocznie odbije się to na funkcjonowaniu partii.
Akcja objazdowa PiS
Konwencji i akcji objazdowej PiS nadano nawet specjalną nazwę: "Polska jest jedna". Pierwsze otwarte spotkania w terenie przeszły bez echa, co najwyżej nie dopisała frekwencja, tak jak to miało miejsce podczas spotkania z ministrem rolnictwa Krzysztofem Jurgielem w Karolewie.
Póżniej zaczęły się jednak problemy nie tylko wizerunkowe, ale i komunikacyjne. Ostatnia połowa maja to wręcz wysyp informacji o zakłóceniach eventów PiS w regionach przez tajemniczych "bojówkarzy”, "prowokatorów” i "chuliganów”.
Nie raz już dochodziło do przepychanek, policja spisywała tych, którzy próbowali zadać niewygodne pytania lub "zbyt wyraźnie" domagali się poszanowania zasad demokracji. Doszło do tego, że w ostatni weekend politycy PiS zrezygnowali z udziału w spotkaniach tam, gdzie opozycja może liczyć na duże poparcie, ograniczając się do spotkań z suwerenem w tych miejscowościach, gdzie polityka rządu nie jest tak surowo oceniana. 
Skąd ta nerwowość? Zdarzało się, że liderzy PiS musieli kończyć rozmowy z "wyborcami” przed czasem, albo wręcz ratować się ucieczką.
Podczas spotkania premiera Mateusza Morawieckiego z mieszkańcami Gdańska w historycznej sali BHP w Stoczni Gdańskiej część jego uczestników nieoczekiwanie wyciągnęła transparenty między innymi o treści "Pycha i Szmal", "PiS wyrzuca niepełnosprawne dzieci ze szkół" i "Wspieramy protest niepełnosprawnych w Sejmie". Premier w asyście ochroniarzy szybko opuścił spotkanie.
A po przyjeździe do Warszawy do incydentu w Gdańsku odniosła się rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska. – Zorganizowane grupy, które wręcz można nazwać bojówkami, bo na niektórych spotkaniach pojawiają się te same twarze, próbują zakłócić nasze spotkania z Polakami. Mam jeden komunikat - będziemy rozmawiać – oświadczyła.
Policja spisuje za pytania
Rzeczniczka rządu dodała, że "żadne krzyki nie przerwą dialogu" i oskarżyła opozycję o nasyłanie grup protestujących na spotkania polityków PiS w całej Polsce.
Do awantury doszło także podczas spotkania z marszałkiem Sejmu w Jedlińsku pod Radomiem. Marka Kuchcińskiego musiał ewakuować funkcjonariusz SOP. Wcześniej marszałek usłyszał pytanie, "jak się czuje bez człowieczeństwa?" – Ludzie leżą w Sejmie przy zamkniętych oknach – indagowała aktywistka Magda Klim z napisem "Konstytucja" w klapie, przypominając o zakazie spaceru dla niepełnosprawnych protestujących jeszcze wtedy w gmachu Sejmu.
Atmosfera gęstniała z każdą minutą, bo organizatorzy nie pozwalali już zadawać pytań tym, których nie znali. Niektórzy zgromadzeni wyjęli transparenty z napisami "Tak, jestem z opozycji, chcę zabrać głos".
logo
Anna Grad-Mizgała została spisana przez policję po spotkaniu z marszałkiem Sejmu Markiem Kuchcińskim w Sanoku Fot. Facebook.com / Tomasz Sowa Photography
Po tym gdy Anna Grad Mizgała próbowała zabrać głos podczas innego spotkania marszałka Marka Kuchcińskiego, tym razem z mieszkańcami Sanoka, została wylegitymowana i spisana przez policję. Funkcjonariusz tłumaczył, że dostał polecenie służbowe od swoich przełożonych wylegitymowania jej i że działa na podstawie art. 51 Kodeksu wykroczeń, mówiącego o zakłóceniu porządku publicznego i wywołaniu zgorszenia w miejscu publicznym.
Także po "spotkaniu obywatelskim" z posłem Stanisławem Piotrowiczem mężczyzna został zatrzymany przez policję za zadanie "niewłaściwego pytania” w czasie spotkania.
Na wszystkich spotkaniach pojawiają się podobne hasła i slogany, co pokazuje że "bojówkarze" są dobrze zorganizowani. Niektórzy politycy PiS zaczęli ich demaskować publikując zdjęcia.
"Bojówkarze KOD nerwowo z papierosami po nieudanej próbie przerwania mojego spotkania w Warszawie-Ochocie. Po spotkaniu nie pozwoliłam na zadawanie pytań, na nic były ryki i awantura. Mam silniejszy głos i większą odporność” – chwaliła się Krystyna Pawłowicz na dowód publikując na Twitterze zdjęcie "bojówkarzy”, które wywołało ogólną wesołość w sieci.
Wyszomierska pytana, kto jest głównym koordynatorem działań opozycji podczas spotkań z politykami PiS, zarzeka się, że takiego nie ma.
Nie mają szefa ani koordynatora
– Wymieniamy się doświadczeniami w mediach społecznościowych. Nie każdy może bowiem wszędzie być. Ja byłam np. na spotkaniu z ministrem Janem Szyszką, daliśmy mu słoik z czekoladową posypką, a on zarzekał się, że to mech. A my chcieliśmy tylko sprawdzić wiedzę byłego ministra. Co ważne, na spotkaniu trudne pytania zadawali mu zwykli mieszkańcy i lokalni samorządowcy – opowiada Wyszomierska.
Według niej z podsumowania tych spotkań widać, że presja ma sens. – PiS przestał już informować, kiedy organizuje otwarte spotkania z wyborcami. Na ich stronie nadal widnieje harmonogram z ubiegłego tygodnia. Jak zaczęło być głośno w mediach o naszych działaniach, oni zaczęli informować o nich w ostatnim momencie, albo w ostatniej chwili zmieniają harmonogram. Była premier Beata Szydło odwołała np. ostatnio zaplanowane spotkanie, a wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki zmienił godzinę – opowiada Wyszomierska.
Skąd więc wiedzą o planowanych przez PiS spotkaniach? Rozmówczyni naTemat tłumaczy, że korzystają z informacji od ludzi z regionów, obserwują profile PiS-owskich działaczy w mediach społecznościowych, śledzą ogłoszenia w lokalnych mediach, albo dostają informacje od… działaczy PiS.
– One niby są otwarte (jak reklamowała je partia), ale jak jakaś informacja idzie na fanpage’u danego posła PiS, to widzą to tylko jego sympatycy. Niektóre z tych spotkań za naszą sprawą mają przebieg happennigu (wcinaliśmy sałatki popijając je colą na spotkaniu z Pawłowicz). Ale nam zależy na tym, żeby zadawać trudne pytania – tłumaczy naczelna portalu tzw. opozycji chodnikowej.
Grupa, która mąci i jątrzy
Politycy PiS boją się przede wszystkim tych pytań. Ostatnio "popularne” są pytania o protest RON, brak "piórnikowego” dla dzieci z Domów Dziecka, czy wydanie za opłatą 700 pozwoleń na sprowadzenie śmieci na teren Polski.
W sobotę w Choroszczy minister edukacji Anna Zalewska nagle przerwała spotkanie z wyborcami. Kiedy minister opuszczała salę, jedna z uczestniczek spotkania zapytała o to, dlaczego "zostało ono tak nagle przerwane". "Bo niewygodne pytania?" – dopytywała. Jak relacjonowała TVN 24, jeden z mężczyzn do opuszczających salę polityków krzyczał: "Uciekajcie, uciekajcie". 
Jeden z uczestników spotkania ze Stanisławem Piotrowiczem w Pyrzycach przypomniał byłemu prokuratorowi, że wydawał wyroki na opozycjonistów. Przy okazji nazwał posła Prawa i Sprawiedliwości oprawcą. Na transparentach, które mieli ze sobą mieszkańcy Pyrzyc, można było przeczytać: "Towarzysz Piotrowicz", "Pycha i szmal".
– Jest taka grupa, która jeździ po to, żeby mącić i jątrzyć. I rodzi się pytanie: czyje interesy tacy ludzie reprezentują? Nie mają kontrargumentów, w związku z tym posługują się inwektywami. Historia oceni i takich – komentował Piotrowicz. Nic dziwnego, że publicznie postulował, by wprowadzić zakaz zadawania pytań.
Pytania na kartkach
Z kolei gdy podczas spotkania z Ryszardem Czarneckim w Kaliszu chory dostał ataku epilepsji, w sali było słychać, że to "prowokacja KOD”. Na szczęście choremu udzielono pomocy. Ciekawa była też forma obrony Czarneckiego przed "intruzami”. Zaczął śpiewać… hymn państwowy.
Od niedawna na spotkaniach z funkcjonariuszami partii rządzącej "wyborcy" coraz częściej zmuszeni są do zadawania pytań na kartkach. Ze strachu przed "Lotnymi Brygadami Opozycji".